piątek, 24 lutego 2012

Łakocie słodkie i ciężkie

Luty. Zima. Przesilenia i depresje.
Dwa dni temu słyszałam, jak didżejka w naszym lokalnym radio zawodziła głosem zawodowej płaczki, że zima nam się wydłuża. Aż miałam chęć zawołać: "Hel-loł! Potrwa jeszcze co najmniej przez miesiąc. Ruchu obiegowego Ziemi babsztylu nie przyspieszysz, choćbyś się zajęczała na amen!" Lecz rozumiem [ledwie bo ledwie, ale zawsze ;> ] zmęczenie brakiem światła słonecznego. A że w taką pogodę, pochmurną oraz słotną, idealnie sprawdzają się słodziaki, dziś proponuję Wam mały ich przegląd.


Comptoir Sud Pacifique, Vanille Abricot

Początek należy do najsilniejszej, najbardziej dosadnej, iście strongmeńskiej spośród wszystkich dzisiejszych kompozycji. ;) Może taką moc wody zawdzięczam temu, że przyszło mi testować aromat w stężeniu "eau de voyage", ichnim odpowiedniku wody perfumowanej?
W każdym razie: Vanille Abricot pachnie dokładnie tak, jak się nazywa: wiąchą, istną furą podgrzewanej wanilii (etylowaniliny właściwie), lekko zwęglonej, podwędzonej może oraz obramowanej jasnym obłoczkiem brzoskwiniowej pianki. Ów zaś jest tak miły i bardziej "suchy", iż faktycznie każe widzieć w sobie skojarzenia z tytułowa morelą. Jest to zresztą pierwsze moje spotkanie z tak oczywistym olfaktorycznym wcieleniem wspomnianego owocu. :) Choć i tak najważniejsza jest arcysłodka, wżynająca się w mózg wanilia; reszta to tylko przystawki. ;)

Skład:
papaja, morela, wanilia, cukier


Kilian, Liaisons Dangereuses

Tu stopień dosłowności jest znacznie niższy. Na szczęście, ponieważ siekiera VA potrafi dać po nosie, więc wszelka odmiana okazuje sie pożądana wielce. :)
O perfumiarskich Niebezpiecznych Związkach trudno napisać cokolwiek wiążącego. Kompozycja jest niewątpliwie złożona wyśmienicie, wieloskładnikowa, utarta na pastę jednolitą (czyli tak, jak lubię :) ) o wiodących akordach śliwki, nieprzesłodzonej różanej konfitury, przypraw korzennych oraz nut drzewnych i ambry (albo czegoś w jej stylu).
Trzyma się blisko ciała, aczkolwiek daleko jej płochości. Gdyby z tylko przemawiała pełniejszym głosem, gdyby wysiliła się na jakąś opowieść! Bez nich zapach wydaje się jakby... zwyczajny. ;) Lecz czy niewart uwagi? Borze broń.
Po prostu bardzo dobry, plastyczny, śmietankowo-orientalny, owocowy szypr. Calice Becker po raz kolejny pokazała, ze zna się na swojej robocie. :)

Skład:
brzoskwinia, kokos, czarna porzeczka, śliwka, cynamon, geranium, róża, nasiona piżmianu, wetyweria, sandałowiec, inne nuty drzewne, piżmo, mech dębowy


Les Parfums de Rosine, Rose Praline

Róża słodka, lekko doprawiona, dziewczyńska, pudrowo-sucha, jasna.
Przyjazna; przynajmniej w założeniu. Na mnie niestety dobrego wrażenia nie robi. Ponieważ po otwarciu, w którym dominuje woda różana z maleńką szczyptą kardamonu oraz kilkoma wiórkami czekolady, z czasem robi się śmietankowa, przesadnie wygładzona, jak dla dzieci. ;) Zaś od czasu do czasu wyłazi z Rose Praline nuta, której nie trawię. Wówczas główną rolę gra kęs dżemu różanego podany do szklanki mocnej, czarnej herbaty z co najmniej trzema łyżeczkami cukru. A ja herbaty nie słodzę od ponad dwudziestu lat. :> Więc za Różaną Pralinę ślicznie podziękuję.

Skład:
bergamotka, kardamon, róża, geranium, herbata, czekolada, drewno sandałowe, ambra, piżmo


Serge Lutens, Jeux de Peu

Słynna bułeczka, chałka, kruszonka na cieście drożdżowym. Przede wszystkim jednak: kolejne pachnidło ze stajni Lutensa. :) Dzieło bogate, mało sztampowe, bardziej ciężkie niż słodkie, głębokie.
Ułożone wokół akordów gorącego mleka, suchych nut drożdżowo-lukrecjowych wzbogaconych dodatkiem kolejnej dziś moreli, tym razem hm... kandyzowanej w syropie klonowym, gdyż nuta spalania, ogrzewania jest bardzo wyraźna.
Zapach przypadł mi do gustu, zauroczył bogactwem oraz nieortodoksyjnym ujęciem słodyczy, wciągnął w przytulną opowieść z zaplecza małej cukierni. ;) Czemu zaplecza? Ponieważ moc Jeux de Peu nie jest tak jednoznaczna, jak zazwyczaj w przypadku produktów tandemu Lutens - Sheldrake.

Skład:
mleko, lukrecja, żyto, orzech kokosowy, drewno sandałowe, morela, osmantus


Susanne Lang, Vanille Champagne

Dziś już niedostępny zapach stworzony wyłącznie dla sklepu Luckyscent.
Szampan w kompozycjach perfumowych zapewnia ciekawą, ozonowo-perlistą nutę. Znam Crisp Champagne Voluspy, znam Yvresse, pragnę poznać Champagne de Bois od Sonomy. Do listy dołączyła niedawno Vanille Champagne. I cóż?
Źle nie jest, chociaż do dobrego zapachu brakuje równie dużo. Urocza, ozonowa słodycz, wzmocniona brzoskwinią i różą, wygładzona śmietankowym sandałowcem w stylu Sensuous kładzie się na skórze spokojnie, nie rozwija się, cały czas pozostaje statyczna. Pachnidło jest poprawne, ale nic ponadto. Na półkach perfumerii głównego nurtu może przetrwałoby kilka sezonów, lecz klienci Luckyscent, zazwyczaj miłośnicy perfumiarskiej "dziwności", najwyraźniej nie odnaleźli się w banalnej w sumie kompozycji.
Jakoś trudno im się dziwić.

Skład:
brzoskwinia, róża, szampan, drewno sandałowe, czekolada, wanilia
___
Dziś Oriental Brûlant od Guerlain.

8 komentarzy:

  1. Ciekawy jestem tylko pierwszej kompozycji,gdyż inne wymienione znam:)
    Ta "zwęglona" vanilia nie daje mi spokoju
    pzdr
    p.s
    Jak ci się nosi waniliowego Brulanta od Guerlain?
    liczę na recenzję,bo nie miałem przyjemności:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie! Przecież trzy z pięciu znam dzięki Tobie! :* Dziękuję. :)
    Podobna wanilia jest w Eau Duelle czy w Vanille Noire od Yves Rocher. Tyle, że w CSP jest jej więcej; dużo, dużo, duużo więcej.
    Oriental Brûlant nosi się, hm.. właściwie nijak. Zapach niczym się nie wyróżniający i właściwie redundantny; ale może to wina pogody bądź mojego samopoczucia? Na pewno będę jeszcze testować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczęśliwie czytam Twoje recenzje po śniadaniu. Znam tylko pachnące niebezpiecznie Związki, niebezpiecznie bo szyprowo, w stylu modern -chypre co prawda ale i tak oczy mi się śmieją do własnego flakonu.
    Comptoir Sud Pacifique jednakże nie podejmuję się poznać. Zapachy tej firmy, wszystkie, które do tej pory poznałam mordują mnie ulepną, ciągliwą słodyczą i supernaturalistyczną wonią aromatu waniliowego do ciasta obecnego nawet w pachnidłach rzekomo bez wanilii.

    Ale, ale- ja nie w tej sprawie. Wyczytałam gdzies na Wizażu, że nie znasz Kingdom. Uważam to za skandal i z przyjemnością podeślę Ci po parę kropel EDP i EDT na testy. Jeśli oczywiście zechcesz.
    A jeśli zechcesz to z niecierpliwością będę czekała na Twoją recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj prawda. Z całej piątki powyższej najbardziej niebezpieczne. ;)
    Chciałam mieć choć jeden zapach CSP w "portfolio blogowym" [kretyński zwrot, ale sens oddaje] a skoro nadarzyła się okazja, to czemu nie podpiąć..? Zresztą jeden malutki "psik" w zgięcie łokcia wczoraj odchorowałam i musiałam szorować. Z powodów, które wymieniłaś.

    Rety! Co do Kingdom dostałam nawet PW z Wizażu. Aż strach napisać publicznie, że się czegoś nie zna! ;) Dlatego chcę Ci bardzo podziękować za propozycję, ale nie. Może innym razem? Zresztą i tak mam morze próbek i odlewek, które aż się proszą o przetestowanie. Jeśli teraz zacznę i nie dobiorę nic nowego, za jakieś 24 miesiące powinnam mieć czyste konto. ;))) Jak wszyscy z naszym schorzeniem. :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Z wymienionych znam tylko lutensa, który jest IMO polanym słodkim masełkiem Wonderwoodem :) Za to zdecydowanie jest coś w tych słodkościach na "przedłużającą się" zimę ;) Dzisiaj pachnę Praline de santal PG i dobrze mi z tym :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wonderwood z masłem? Ale pięękne! ;))
    Wiesz, słodycze jako antydepresanty, w ten deseń.
    Jeszcze nie poznałam Praline Santal, ale wierzę na słowo. :) Gratulacje; a nuż przekonasz się do słodyczy? ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest jedna wanilia z CSP, która nie zabija (z tych, które znam) i jest to Amour de Cacao. Nieodmiennie jest to zapach, który sama kocham (od 3 lat :), używając naprzemiennie z kilkoma innymi) i zapach, za który zbieram wiele komplementów. Wanilia jest w nim pomieszana z gorzkim kakaem, aczkolwiek moja skóra wysładza perfumy, więc nie ma w nim takiej wiercącej gorzkiej nuty, jaką zdarzyło mi się wyczuć na Koleżance - jest najpierw delikatnie gorzko-słodkie, potem wanilia wychodzi na pierwszy plan, ale w tle wciąż czuć tą niesłodką czekoladowość :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Amour nie znam, ale po takim opisie zacznę na pewno szukać. Brzmi niezwykle kusząco. :)
    Dziękuję, Goldenrose2. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )