Zadziwiające jak potrzeba bycia dobrą dziewczynką wypiera potrzebę bycia samodzielnym, samosterownym człowiekiem. Histeryczny lęk przed posądzeniem o przekonania i postawy feministyczne nie omija nawet częsci kobiet świadomych i, zdawałoby się, realizujących i wcielających w życie feministyczne postulaty. Zawsze zastanawiało mnie to schizofreniczne nieco rozszczepienie. Rybia feministka
Też zawsze mnie to dziwiło. Żeby inteligentna, kulturalna kobieta mówiła "nie jestem feministką, ale"... i w tym miejscu zamieszczała typowe feministyczne postulaty. I żeby jeszcze te mniej kontrowersyjne! Tymczasem "nie jestem feministką, ale nie życzę sobie, żeby jakiś kmiot w miejscu pracy wgapiał się mi w cyc!", "nie jestem feministką, ale uważam, że kobieta powinna móc podjąć decyzję, czy chce urodzić dziecko", "zamiast budować Orliki rząd lepiej niech się zajmie tworzeniem żłobków i przedszkoli; ale feministką nie jestem!" wcale nie są rzadkimi stwierdzeniami. Dla mnie to istna logiczna ekwilibrystyka. ;) Jak to trafnie ujęła autorka bloga Płeć i język: "zarzeknij się, a przymkniemy oko na Twoje kontrowersyjne poglądy". Tylko się zarzeknij! :/
Właśnie przyszło mi do głowy, że ten patriarchalny szantaż z feminizmem i zarzekaniem w rolach głównych niepokojąco przypomina "Ostatnie kuszenie Chrystusa". :>
Ja tam nie miałam wątpliwość. :))) To, co mnie szokuje w tym kontekście, to zdziwienie ludzi. Ale jakże to? Ty - feministką??!!! Przeciez nie jesteś babochłopem, przeciez nie jesteś agresywną jędzą, przecież masz faceta, przecież jesteś MIŁA! O.o No. Jestem miłą feministką w udanym związku. Czasem nawet szpilki noszę. :)
O, tak ...i jeszcze stwierdzenia w rodzaju "no tak, jestem za równouprawnieniem, jak chyba wszystkie myślące kobiety, ale feministki to przecież te wariatki, które zajmują się głównie wymyślaniem żeńskich końcówek nazw zawodów i innymi tego typu pierdołami". :P
Feminizm nie jest nurtem wolnym od grzechu przesady. Jako prąd niejednorodny, targany wewnętrznymi konfliktami (vide lawendowe zagrożenie według Betty Friedan lub później bezproduktywne spory o pornografię lub wtórne wykluczenie kobiet innej rasy niż biała)ma na swoim koncie przechyły, które w tej chwili, odbite w krzywym zwierciadle pokutują jako społeczny stereotyp- feministka musi być nienawidzącym (!) mężczyzn babochłopem, sfrustrowanym i seksualnie niewyżytym (z braku chętnych). Dlatego nie domagam się od statystycznego Kowalskiego wiedzy o ruchy feministycznym różnicy między podejściem RADICALESBIANS a dekonstruktywizem Judith Butler- ale to tchórzostwo kobiet, które są beneficjentkami osiągnięć feminizmu mnie irytuje. Mocno.
Sabbath - no właśnie. No właśnie i otóż to. ;) W myśli powszechnej feministka = obmierzła baba z wąsem, przynajmniej raz dziennie kastrująca jakiegoś samca [dowolnego gatunku.. ;) ], a do tego - a nawet zwłaszcza - cierpiąca na nieustający syndrom niedojeba-bu-nia (najpewniej lesbijka). ;))) No i wiecznie grubiańska. Toż to my, no normalnie wypisz i wymaluj! :) Jak w mordę strzelił! :D
Aniu - dziękuję. :* Masz u mnie kawał stiltona w kształcie sowy. :D
Akiyo - czyż nie? Przecież wiadomo, że feministki nic nie robią, palcem w bucie kiwają, o męża nie dbają (bo go nie mają), dzieci nie wychowują, naczyń nie pomyją, ciuszków nowych w galerii nie kupują, nawet w lustro nie spoglądają, bo i po co? ;) Nic tylko siedzą po tych swoich uniwersytetach, redakcjach czy gdzie tam i markują prawdziwą pracę, spiskując przeciwko całemu rodowi męskiemu! :> A do tego nie mają pojęcia o życiu Prawdziwych Kobiet oraz o bezmiarze szczęścia, które co dzień je spotyka.. ;)))
Trzyrybko - znów wrócę do podlinkowanego przeze mnie posta: Agnieszka, czyli autorka, na wstępie poczyniła analogię popularnego odbioru słowa "feminizm" do kontekstu kryjącego się za wyrazem "polityka". Dosłownie brzmi to tak:
"Domagać się jednolitości znaczenia wyrazu 'feminizm' to tak, jakby zakładać, że skoro jest jeden wyraz 'polityka', to wszyscy politycy powinni mieć te same poglądy i chcieć wprowadzać te same zmiany. Niewyobrażalne, by wyraz 'polityka' mógł coś takiego oznaczać, prawda? Jednak gdy chodzi o feminizm, logika znika. Nagle okazuje się, że wszystkie kobiety, na całym świecie, we wszystkich społecznych, ekonomicznych, politycznych, religijnych rzeczywistościach powinny chcieć tego samego. Bo jeśli nie, to przecież niewybaczalna (typowo kobieca) niekonsekwencja".
Co moim zdaniem znaczy, że społeczeństwo w swojej masie przejęło i sprzęgło z definicją feminizmu ruchy najbardziej radykalne i prowokacyjne, chcące za pomocą szumu medialnego czy szokowania zwrócić uwagę na te czy inne problemy. Co, nawiasem mówiąc, nie jest niczym niezwykłym. Ludzie, jeśli są mocno uprzedzeni do danej grupy bliźnich, idei etc., bez zastrzeżeń przyjmują wszelkie dowody "wadliwości" tejże grupy czy idei, zalety ignorując bądź czyniąc kolejnymi "wyjątkami od reguły". To dzieje się czasem bez najmniejszego udziału woli uprzedzonej osoby, w ramach podświadomości. Na zasadzie: "wszyscy Żydzi to kłamcy i złodzieje, z wyjątkiem Rosenbergów, małego Szmula, Kreislerów, Cohenów, tego nauczyciela z gimnazjum, szewca z Nowolipek, rabina Szwarcmana z rodziną...". :)) Nie inaczej jest z feminizmem. :)
Zadziwiające jak potrzeba bycia dobrą dziewczynką wypiera potrzebę bycia samodzielnym, samosterownym człowiekiem.
OdpowiedzUsuńHisteryczny lęk przed posądzeniem o przekonania i postawy feministyczne nie omija nawet częsci kobiet świadomych i, zdawałoby się, realizujących i wcielających w życie feministyczne postulaty. Zawsze zastanawiało mnie to schizofreniczne nieco rozszczepienie.
Rybia feministka
Też zawsze mnie to dziwiło.
OdpowiedzUsuńŻeby inteligentna, kulturalna kobieta mówiła "nie jestem feministką, ale"... i w tym miejscu zamieszczała typowe feministyczne postulaty. I żeby jeszcze te mniej kontrowersyjne!
Tymczasem "nie jestem feministką, ale nie życzę sobie, żeby jakiś kmiot w miejscu pracy wgapiał się mi w cyc!", "nie jestem feministką, ale uważam, że kobieta powinna móc podjąć decyzję, czy chce urodzić dziecko", "zamiast budować Orliki rząd lepiej niech się zajmie tworzeniem żłobków i przedszkoli; ale feministką nie jestem!" wcale nie są rzadkimi stwierdzeniami. Dla mnie to istna logiczna ekwilibrystyka. ;)
Jak to trafnie ujęła autorka bloga Płeć i język: "zarzeknij się, a przymkniemy oko na Twoje kontrowersyjne poglądy". Tylko się zarzeknij! :/
Właśnie przyszło mi do głowy, że ten patriarchalny szantaż z feminizmem i zarzekaniem w rolach głównych niepokojąco przypomina "Ostatnie kuszenie Chrystusa". :>
OdpowiedzUsuńJa tam nie miałam wątpliwość. :)))
OdpowiedzUsuńTo, co mnie szokuje w tym kontekście, to zdziwienie ludzi. Ale jakże to? Ty - feministką??!!! Przeciez nie jesteś babochłopem, przeciez nie jesteś agresywną jędzą, przecież masz faceta, przecież jesteś MIŁA! O.o
No. Jestem miłą feministką w udanym związku. Czasem nawet szpilki noszę. :)
Nic dodać, nic ująć;-)
OdpowiedzUsuńO, tak ...i jeszcze stwierdzenia w rodzaju "no tak, jestem za równouprawnieniem, jak chyba wszystkie myślące kobiety, ale feministki to przecież te wariatki, które zajmują się głównie wymyślaniem żeńskich końcówek nazw zawodów i innymi tego typu pierdołami". :P
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFeminizm nie jest nurtem wolnym od grzechu przesady. Jako prąd niejednorodny, targany wewnętrznymi konfliktami (vide lawendowe zagrożenie według Betty Friedan lub później bezproduktywne spory o pornografię lub wtórne wykluczenie kobiet innej rasy niż biała)ma na swoim koncie przechyły, które w tej chwili, odbite w krzywym zwierciadle pokutują jako społeczny stereotyp- feministka musi być nienawidzącym (!) mężczyzn babochłopem, sfrustrowanym i seksualnie niewyżytym (z braku chętnych). Dlatego nie domagam się od statystycznego Kowalskiego wiedzy o ruchy feministycznym różnicy między podejściem RADICALESBIANS a dekonstruktywizem Judith Butler- ale to tchórzostwo kobiet, które są beneficjentkami osiągnięć feminizmu mnie irytuje. Mocno.
OdpowiedzUsuńSabbath - no właśnie. No właśnie i otóż to. ;)
OdpowiedzUsuńW myśli powszechnej feministka = obmierzła baba z wąsem, przynajmniej raz dziennie kastrująca jakiegoś samca [dowolnego gatunku.. ;) ], a do tego - a nawet zwłaszcza - cierpiąca na nieustający syndrom niedojeba-bu-nia (najpewniej lesbijka). ;))) No i wiecznie grubiańska. Toż to my, no normalnie wypisz i wymaluj! :) Jak w mordę strzelił! :D
Aniu - dziękuję. :* Masz u mnie kawał stiltona w kształcie sowy. :D
Akiyo - czyż nie? Przecież wiadomo, że feministki nic nie robią, palcem w bucie kiwają, o męża nie dbają (bo go nie mają), dzieci nie wychowują, naczyń nie pomyją, ciuszków nowych w galerii nie kupują, nawet w lustro nie spoglądają, bo i po co? ;) Nic tylko siedzą po tych swoich uniwersytetach, redakcjach czy gdzie tam i markują prawdziwą pracę, spiskując przeciwko całemu rodowi męskiemu! :> A do tego nie mają pojęcia o życiu Prawdziwych Kobiet oraz o bezmiarze szczęścia, które co dzień je spotyka.. ;)))
Trzyrybko - znów wrócę do podlinkowanego przeze mnie posta: Agnieszka, czyli autorka, na wstępie poczyniła analogię popularnego odbioru słowa "feminizm" do kontekstu kryjącego się za wyrazem "polityka". Dosłownie brzmi to tak:
"Domagać się jednolitości znaczenia wyrazu 'feminizm' to tak, jakby zakładać, że skoro jest jeden wyraz 'polityka', to wszyscy politycy powinni mieć te same poglądy i chcieć wprowadzać te same zmiany. Niewyobrażalne, by wyraz 'polityka' mógł coś takiego oznaczać, prawda? Jednak gdy chodzi o feminizm, logika znika. Nagle okazuje się, że wszystkie kobiety, na całym świecie, we wszystkich społecznych, ekonomicznych, politycznych, religijnych rzeczywistościach powinny chcieć tego samego. Bo jeśli nie, to przecież niewybaczalna (typowo kobieca) niekonsekwencja".
Co moim zdaniem znaczy, że społeczeństwo w swojej masie przejęło i sprzęgło z definicją feminizmu ruchy najbardziej radykalne i prowokacyjne, chcące za pomocą szumu medialnego czy szokowania zwrócić uwagę na te czy inne problemy. Co, nawiasem mówiąc, nie jest niczym niezwykłym. Ludzie, jeśli są mocno uprzedzeni do danej grupy bliźnich, idei etc., bez zastrzeżeń przyjmują wszelkie dowody "wadliwości" tejże grupy czy idei, zalety ignorując bądź czyniąc kolejnymi "wyjątkami od reguły". To dzieje się czasem bez najmniejszego udziału woli uprzedzonej osoby, w ramach podświadomości. Na zasadzie: "wszyscy Żydzi to kłamcy i złodzieje, z wyjątkiem Rosenbergów, małego Szmula, Kreislerów, Cohenów, tego nauczyciela z gimnazjum, szewca z Nowolipek, rabina Szwarcmana z rodziną...". :))
Nie inaczej jest z feminizmem. :)