Skoro już nadrabiam zaległości postanowiłam napisać o kolejnej kompozycji od Andy'ego Tauera, której to recenzencki brak szczególnie rzuca się w oczy (a przynajmniej tak odbieram go ja :) ).
Tym razem "na tapetę" wzięłam aromat w zamierzeniu mający oddawać gorący i suchy klimat półpustynnych obszarów, na których żyje roślina o wdzięcznej, znanej każdemu miłośnikowi niszowych perfum, nazwie Boswelia serrata; zaś żywica jej po zaschnięciu zmienia się w to, co znamy pod nazwą 'kadzidło'. Postanowiłam napisać o Incense Extrême, dziele znanym, choć budzącym różnorakie emocje. Co przecież nie jest złe, taka właśnie powinna być prawdziwa Sztuka: pobudzająca, "ruszająca" pewne obszary człowieczej duszy. Tauer potrafi zręcznie operować artyzmem, czasem wręcz manipulować odbiorcą swych pachnideł, tworzyć fałszywe tropy, wątpliwe wyjaśnienia, za którymi jednak nader często czai się Prawda. Prowadzi nas na manowce, by w efekcie odkryć przed nami, jak dalece jesteśmy w stanie zaufać jemu jako przewodnikowi oraz swojemu własnemu instynktowi. Co w mojej opinii winno być cechą charakterystyczną prawdziwego artysty. Oczywiście, nie zawsze musimy godzić się na taką konwencję; wszak sztuka jest także od tego, by móc swobodnie ją odrzucać. :)
Lecz dosyć już o teorii. Czas zająć się konkretnym przypadkiem do zdiagnozowania. ;)
Incense Extrême to kadzidło potężne, rażąco dosłowne, ostre - przynajmniej w początkowej fazie. Tego aromatu nie sposób pomylić z czymkolwiek innym. Jednakże niemal całkowity brak słodyczy oraz ziół czyni je dalekim od bliskich Europejczykom chrześcijańskich konotacji. Mój dzisiejszy bohater to kadzidło azjatyckie; mocarne, wijące się w gęstych, długich splotach, w miarę upływu czasu - oraz wzrostu ilości pątników odwiedzających świątynię - przeobrażające się w istny tuman, płynące daleko w przestrzeń, zawijącące się w najmniejsze zakamarki ludzkiego stroju, włosów, otworów ciała. Niemożliwe do ogarnięcia, dominujące nad wszystkim w promieniu paru mil. :) Do tego stopnia, iż z ochotą tłumi wszelakie wonie, które są na tyle lekkomyślne, by stanąć mu na drodze. Nawet, jeśli wydają się zupełnie naturalne. :) Dlatego też w IE nie sposób odnaleźć zapachu ciał kłębiących się ludzi, obecnego przecież w Wazambie Parfum d'Empire tudzież Incense Pure Sonomy. Brak aromatów przyrody, drewna, lasów, które łatwo wyczuć w kadzidlanej serii Comme des Garçons. Nie zauważam nawet cienia aldehydowego rozmydlenia, prób okiełznania przemożnej żywicy, jakie znajdujemy w oparach Cardinala czy Full Incense od Montale. Memu dzisiejszemu bohaterowi najbliżej do Incensi Villoresiego, wyjąwszy nadmiar ziół i niezrozumiałą agresywność perfum Włocha. IE jest odeń trochę delikatniejsze, bardziej finezyjne, bogatsze w sens.
Andy Tauer dał nam kadzidło, które byle czego się nie boi. :)
Najostrzejsze w Kadzidle Krańcowym jest otwarcie, które swoją siłą potrafi nieomal rozszarpać przegrody nosowe. [podejrzewam, że świetnie sprawdziłoby się jako inhalator dla zakatarzonych nosów ;) ] Dominujący powiew suchych nasion kolendry przywodzi na myśl ojczyznę Boswellia serrata, czyli Indie. Towarzyszy im odrobina cichego, gorzkiego olejku cytrusowego oraz kadzidło. Mocne od początku po sam koniec, odważne, cały czas bijące się w pierwszym szeregu. :) Z czasem zresztą zaciera się różnica między kolendrą a pachnącym dymem; podejrzewam, iż ten drugi po prostu połyka przyprawę. :)
Dominujący akcent po jakimś czasie przestaje drżeć i złościć się czy raczej: stroszyć piórka. ;) Ponieważ jego pozycji nic nie jest w stanie zagrozić, kadzidło staje się bardziej suche, spokojne ale nie ciche. Stwierdziłabym raczej, że lekko skrzepnięte. Podejrzewam, iż za ów efekt odpowiada dodatek masła irysowego, tym razem pod ulubioną przeze mnie postacią ostrych, łamiących światło szklanych odłamków bądź szpileczek; gwoździ, którymi usłane jest łoże fakira. Dzięki irysowi kadzidło nie musi ciągle walczyć o dominację. Co odpowiada mi nadzwyczajnie.
Z każdą chwilą pobytu Incense Extrême na skórze uwydatnia się charakterystyczna, trudna do opisania tauerowska baza. Nieco słodka, zalotnie drzewna (sic!), doskonale pełna dzięki obłędnemu dodatkowi ambry [aczkolwiek ta nie jest wymagana, więc zagadka olfaktorycznego podpisu utalentowanego Szwajcara pozostaje wciąż aktualna :) ]. Kiedy połączyć ją z aromatem kadzidła niebezpiecznie łatwo popaść w błogostan, rozleniwiającą, pozacielesną ekstazę. Kompozycja wydaje się wówczas niemożliwie wprost piękna.
Tak zresztą jest przez cały czas trwania na skórze. Czyli w praktyce długo.
Dla takiego kadzidła warto powędrować nawet na... kraniec świata. :)
Rok produkcji i nos: 2007, Andy Tauer
Przeznaczenie: zapach typu uniseks, dla miłośników ortodoksyjnych kadzidlaków. Mocny i dosłowny, lecz nadaje się na większość okazji, które mogą nam przyjść na myśl. :) Sillage ponadnormatywny, czyli również pięknie.
Trwałość: dobrze ponad dwanaście godzin
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna
Skład:
Nuta głowy: kolendra, petit grain
Nuta serca: kłącze irysa, kadzidło
Nuta bazy: ambra, drewno cedrowe
___
W tej chwili (oprócz fenomenu opisanego powyżej:) ) pachnę Love Potion No. 9 od Penhaligon's, wydanie damskie.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://soulseasons-yiota143.blogspot.com/2010/10/incense.html
2. http://www.telegraph.co.uk/travel/hubs/thebigpicture/5048405/The-Big-Picture-photography-competition-round-43.html
3. http://www.123rf.com/photo_2319428_incense-burning-at-a-temple-during-chinese-new-year-celebrations-in-asia.html
Ojeeeej... ależ niecna recenzja ;p
OdpowiedzUsuńTo ja będę musiała odgrzebać resztę mojej próbki i jeszcze raz się zmierzyć się z Incense Extreme, bo przy ostatnim (pobieżnym co prawda) teście zdobyłam się tylko na trywialną konstatację "nie-podoba-mi-się" ;P
Piękności opisujesz Wiedźmo! Dla mnie to głównie kadzidło palone gdzieś w pobliżu tartaku. A że tam jest irys? Cuda i dziwy! ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAkiyo - buahahaha! ;>
OdpowiedzUsuńPo napisaniu własnej zawsze przeglądam, jak tam z danym zapachem żyje się innym użytkowników Sieci. Dzięki temu odkryłam, że wielu osobom IE "zajeżdża" chlorem. Może jesteś jedną z nich...?
Aileenn - dzięki, dzięki! ;)) To kadzidło w pobliżu tartaku również musi powalać. :)
Irys jest, ale trzyma się tuż pod powierzchnią, w cieniu gwiazdora; taka szara eminencja. Z cudami i dziwami zgadzam się również. ;)
Ja lubię kadzidła ale ostatnio odkryłam, że te totalne, dosłowne kompozycje nie zachwycają mnie, jako ciekawostkę lubię czasem z fiolki powąchać ale nosić na sobie nie mam potrzeby i bardziej chyba zachwycaja mnie proporcje drewno + kadzidło niż kadzidło plus drewno, tudzież inne dodatki :) Może to jakiś kadzidlany kryzys sama nie wiem...
OdpowiedzUsuńa jak się LP9 podoba? Moim zdaniem kolor nieadekwatny do zawartości, choć biorąc pod uwagę limitowaną walentynkową serię uzasadniony.
Michale, pisaliśmy razem. :)
OdpowiedzUsuńMydło? Tu?? Rzeczywiście mamy inne nosy. ;)))
Polu, my też. :) Cośmy tacy aktywni w tej chwili? ;)
OdpowiedzUsuńMnie kadzidło "zainfekowało" kiedy tylko odkryłam niszę. ;) I nie przechodzi. Doskonale wiedźmi składnik.
Czy przeżywasz kryzys? Trudno powiedzieć. Może chwilowe zmęczenie (OBY ;) ).
Moją opinię odnośnie LP 9 poznasz jeszcze dzisiaj, w pełnym wymiarze. :)
mnie wiele składników i połączeń zachwyciło od kiedy poznałam niszę, w życiu nie myślałam, że to także obszar sztuki i to tak bogaty, szeroko wykraczający poza stereotypowe pojęcie tworzenia po prostu czegoś ładnie pachnącego na nosicielu.
OdpowiedzUsuńMiałam tak samo.
OdpowiedzUsuńDo chwili zmasowanego ataku niszy na mój nos w głowie nawet nie zaświtała mi myśl, by perfumy traktować jak sztukę. Dopiero nagromadzenie pachnideł dziwnych, prowokujących, rażąco, ostentacyjnie wręcz oryginalnych nauczyło mnie, że w istocie dotąd o pachnidłach wiedziałam mało co. :) Zresztą, zasób mojej niewiedzy w dalszym ciągu i wbrew logice się rozszerza. Jak Wszechświat. ;) [Swoją drogą ciekawe, CO pełni rolę olfaktorycznej ciemnej energii? ;) ]
Myślę że ciemną energią rozpychającą olfaktoryczny wszechświat jest ludzkie pragnienie nowości i ciekawość. Niepowstrzymany pęd do wypróbowywania nowych połączeń, kompozycji, zestawień, składników. Człowiek to jedna istota jaką znamy, która rozumie koncepcję nudy. Stąd nasza pogoń za nieznanym, stąd ciekawość i potrzeba przesuwania granic. Czasem to twórcze i wtedy zmienia się w sztukę- a czasem destrukcyjne i wtedy zmienia się w koszmar.
OdpowiedzUsuńIncense Extreme znam, jest naprawdę ekstremalne, jak na razie to moja granica kadzidlaności. Ale jest w tym pachnidle jakiś liryzm obcy innym znanym mi kadzidlakom. Jakiś smutek lub melancholia.
Myślisz? Nawet jeśli wiemy, że przypuszczalnie nowe odkrycie rozczaruje nas pod względem takim czy innym? Bardzo możliwe. :)
OdpowiedzUsuńZa to z tym nieodczuwaniem nudy u zwierząt bym nie ryzykowała. ;) Wszak jeszcze nie tak dawno temu sądzono, że zwierzętom obce są emocje (nie mówię o instynkcie sensu stricto) a studenci pierwszego roku weterynarii uczyli się pokonywać swój opór przed zadawaniem zwierzęciu bólu. "Przecież to TYLKO pies, do tego ze schroniska". Dlatego za jakiś czas może wyjść, jak mało dotąd wiedzieliśmy o innych przedstawicielach świata ożywionego (i pewnie wyjdzie). BTW, kojarzysz szympansa imieniem Nim?
Ale strasznie spodobał mnie się sposób, w jaki napisałaś cały pierwszy akapit. Znakomicie ujęte! :) I trudno się nie zgodzić, z dwoma ostatnimi zdaniami w szczególności.
Tauerowi o to chyba właśnie chodziło: "więcej kadzidła z kadzidła już nie da się wycisnąć". Jak olibano-olfaktoryczne bikini. ;)) Uświadomiłaś mi, że faktycznie gdzieś tam kryje się odrobinka nostalgii, taki mały mobilny obłoczek, którego nie da się ani powiększyć ani zdmuchnąć poza horyzont.
Pamiętasz co zgubiło Fausta? Poczucie spełnienia, chwila szczęścia, zapomnienie, stwierdzenie doskonałości.
OdpowiedzUsuńRozczarowania motywują nas do dalszych poszukiwań, nawet a nuda sprawia, że to co w pierwszym kontakcie wydaje się niemal cudowne powszednieje i przejada się- więc wciąż szukamy dalej, przesuwamy granice, dokonujemy małych, codziennych aktów transgresji. Nuda i poczucie niespełnienia czynią z nas ludzi.
Projekt Nim oglądałam, trochę też o nim czytałam, bardzo radykalne doświadczenie i bardzo gorzkie. Czytałam też sporo o szympansach posługujących się językiem migowym. I choć nie odmawiam zwięrzetom zdolności do komunikacji, odczuwania bólu czy głębiej, cierpienia, umiejętności miłości, przywiązania czy tęsknoty myślę że coś jednak różni człowieka i zwierzę. Między innymi wynikające z niespełnienia i nudy poszukiwanie nowego, pragnienie transcendencji i zdolność do abstrakcyjnego myślenia.
I umiejętność bycia okrutnym, dla samej przyjemności okrucieństwa.
Też myślałam o Fauście, chociaż raczej w kontekście początku, czyli łamania reguł, poszukiwania i nienasycenia. Ale fakt; o ile Goethe się nie mylił. :)
OdpowiedzUsuńDzięki tez za objaśnienie. Dzięki niemu wiem, że Twoja "nuda" to moja "ciekawość", by nie rzec, że "ciekawskość". ;) Kierująca się w zasadzie tymi samymi przesłankami.
Hmm... w ramach dygresji rzucę, że język faktycznie nas ogranicza. :) Pod tym względem strukturaliści mieli rację.
Człowieka i zwierzę na pewno różni nawet kilka "cosiów". Jakkolwiek uważam, że w nauce istniało już tysiące "prawd niezbywalnych", które dziś stanowią albo bajkę albo jedną z wielu możliwych wariacji; od religijnych teorii stworzenia świata począwszy na potencjalnym życiu w kosmosie skończywszy [to drugie naukowcy traktują przecież przynajmniej w części poważnie od roku 1992 (czy tak? nie jestem pewna), kiedy odkryto pierwsze egzoplanety]. Więc z czasem może się okazać, że zwierzęta wcale nie różnią się od nas - a rośliny przejawiają emocje. Kto wie...? :D
Skoro naczelne potrafią tworzyć narzędzia i - co ważniejsze - przekazywać technologię następnym pokoleniom, skoro prowadzą regularne potyczki, to czemu nie?
Co do okrucieństwa czytałam kiedyś o dwóch grupach szympansów prowadzących ze sobą regularną wojnę. Przy czym naukowcy byli pewni, że nie chodziło ani o teren ani o zasoby naturalne (woda, pokarm) ani o zdrowe osobniki do rozpłodu. Sęk w tym, że to było dawno i nie jestem w stanie podać źródła, dlatego informację przekazuję Ci "nieoficjalnie". ;)
Cóż szympans i człowiek ma 97% genów wspólnych, zdaje się że to aż nadto by szympansy zachowywały się czasem aż nadto po człowieczemu.
OdpowiedzUsuńGdyby nauka doszłą do wniosków o jakich piszesz byłby to kolejny przewrót kopernikański,zmiana jakościowa która nie zamknęłaby się na kartach podręczników i nie wywołałaby szumu jednynie w kręgu wyspecjalizowanych naukowców i pasjonatów ale wywarłaby widomy wpływ na całe społeczeństwa.
Myślę że czas takich przewrotów skończył się już w połowie XX wieku, na Freudzie- ale kto wie...
Byłoby ciekawie jeśli się mylę.
Zgadza się. Sęk w tym, ze może one myślą, iż to my zachowujemy się po szympansiemu (czy jak tam siebie określają). ;)
OdpowiedzUsuńPrzewrotem kopernikańskim byłoby nawiązanie relacji, najlepiej bezpośrednich, z cywilizacją pozaziemską. ;> Bo chyba tylko ono doprowadziłoby do zachwiana fundamentów naszych cywilizacji, z humanitaryzmem i wielkimi religiami włącznie. Cała reszta przemyka cichcem po opłotkach mimo, że przecież - trzymając się jednej analogii - chyba każdy miał możliwość choć raz przeczytać bądź usłyszeć o odkryciu kolejnej potencjalnej "nowej Ziemi".
A i to niekoniecznie. Sugerując się mentalnością człowieka, dowodzoną np. na kartach książek etnograficznych, jako jedyne istoty "prawdziwie myślące" skłonni jesteśmy uznawać wyłącznie swoją grupę. Taki uwewnętrzniony rasizm. :) Ze zwierzętami byłoby podobnie.
W zasadzie już słyszę, jak nasza część Europy gardłuje, iż takie a inne wyniki badań naukowców zostały z pewnością zmanipulowane przez Żydów, masonów, komunistów i cyklistów. ;) I nic nie zmieni ich, garłaczy, postępowania, setek lat świętej tradycji i innych takich.
Więc generalnie jestem pesymistką: "obroża za 500 złotych plus szczeniak labrador gratis". :/
Powracając do zapachu...;-) nie dla mnie taka ortodoksja, przynajmniej nie w kontekście perfum. Ale, nawiązując do wcześniejszych komentarzy, z chęcią bym poznała zapach Tauera, chociażby po to, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że nie jest dla mnie.
OdpowiedzUsuń