wtorek, 14 lutego 2012

Eliksir miłosny

To już robi się nudne. Wałkowane z tysiąc razy, wyeksploatowane z każdej możliwej strony, zgrane niczym stara płyta. A jednak - ciągle aktualne. Miłość. :)


W kulturze rzecz ma się identycznie do istniejących w naszych głowach klisz. Środowisko krytyków sztuki nie może się wynarzekać na artystyczny syndrom inżyniera Mamonia, który najbardziej lubił te melodie, które już kiedyś słyszał. Rzecz w tym, że nie jesteśmy w stanie uciec od archetypów, od powielania opowieści, które wszyscy doskonale znają. Coś takiego byłoby nie tylko absurdalne, ale też niebezpieczne z punktu widzenia cywilizacyjnego i psychologicznego; w wolnej chwili zajrzyjcie TUTAJ. Szkoda, że krytycy (szczególnie filmowi, jak się złożyło.. ;) ) zdają się o wszystkim zapominać notorycznie i złośliwie.

W każdym razie: chodzi o to, że ochoczo przyjmujemy każdą nową opowieść, każdą historię miłosną, magiczną czy tragiczną, które powiększają pulę uwewnętrznionych przez nas, odgrywanych wciąż na nowo, w rytm kołowej rachuby czasu - postaci mitycznych.
Wszak bohaterami zbiorowej wyobraźni są zarówno bohaterowie spod Troi, król Artur ze swoimi rycerzami, obrońcy wąwozu termopilskiego czy Westerplatte a nawet - Harry Potter z przyjaciółmi. :) Lubimy sobie nań ponarzekać czy wręcz pokpić ale pewne jest jedno: i tak zainteresujemy się kolejnym, dziesięciotysięcznym odwzorowaniem archetypu takiego czy innego, kształtującego naszą świadomość oraz postrzeganie rzeczywistości.
Nie inaczej mają się sprawy z jeszcze jednym wcieleniem miłości. W tym konkretnym przypadku - olfaktorycznym. :) I chyba troszeczkę na wyrost.
Love Potion No. 9 for Ladies od Penhaligon's.


Miano pachnidła każe sugerować się pewną komedią romantyczną, zresztą wyjątkowo kretyńską (nawet jak na standardy gatunku ;) ). Co nie zachęcało mnie do poznania wody. Dobrze, że Pola [ :* ] okazała się mądrzejsza ode mnie i przesłała całkiem sporo materiału testowego. :) Dzięki temu wiem, iż głupia nazwa to li tylko wabik na zakochanych, idealny w dni takie, jak dzisiejszy.


Ponieważ LP No. 9 to w rzeczywistości nadzwyczaj przyjemny, bardzo plastyczny, kwiatowo słodki zapach, rozpisany w sam raz pod miłośniczki nieco staroświeckiego ducha, zachowawcze aczkolwiek ceniące sobie wysoką jakość. W ogóle im dalej w las, tym bardzie mój obecny bohater upodabnia się do ulubionego przeze mnie Anaïs Anaïs od Cacharel, może tylko mniej skorego do chwytania za gardło. :) Mniej dosłownego.

Lecz póki co mamy otwarcie. Zaskakujące, dla miłośników sztampowej masówki nieoczekiwane, za to chętne, by przypodobać się fanom niszy. Ponieważ główną rolę gra weń kolendra, silna i sucha, złamana dodatkiem trudnego do identyfikacji, za to wpadającego w pamięć ziółka (estragon). Nie wyczuwam nawet grama słodyczy; jest za to delikatna, antyseptyczna gorycz płynąca z dodatku tłustego, niemal zawiesistego olejku z lawendy. Towarzyszy im niezbyt dosłowna bergamotka, ani skórzana, ani cytrusowa. Wstęp zapowiada subtelny zapach paprociowy, nie bogaty i aromatyczny bukiet słodkich kwiatów.
One pojawiają się później, stopniowo mącąc sucho-gorzkie opary nut głowy. Pojawia się jasny, zielonkawy jaśmin (podobny znajdziecie w Jasmin Noir marki Bugari), słodka gardenia, karmelowo-pieprzowo-balsamiczne goździki, biała róża, a nawet coś jakby konwalie. Dzięki nim lawenda i estragon przestają grać role ostrej, cokolwiek ekscentrycznej, odważnej ozdoby stołu, a zostają "zdegradowane" do pozycji urozmaicenia banalnej kwiatowej słodyczy, złamania przewidywalności bukietu.
W miarę upływu czasu pozostałości uwertury zanikają, słodkie kwiaty zaś zmuszone są dzielić scenę z akordami ambrowo-kuchennej słodyczy, łagodnych nut drzewnych oraz lekkiego, białego pudru (tego szczęśliwie nie ma zbyt dużo). Delikatne suche paczuli oraz stare drewno cedrowe przyprószone cynamonem czynią z LP No. 9 aromat szyprowy. Całość ciepłą chociaż nie gorącą, poruszającą się niczym zjonizowane powietrze, niezbyt gładką, żywą, pozbawioną banału. I choć droga damskiego Eliksiru Numer Dziewięć na olfaktoryczny Parnas jest tak daleka, że pewnie nieosiągalna, kompozycję nosi się niezwykle przyjemnie.
Nie jest afrodyzjakalna, nie - wybaczcie zwrot, imo makabryczny - "zdziera majtek", nie kusi w sposób jednoznaczny. I bardzo dobrze! Im dalej od filmowej inspiracji tytułu, tym lepiej. :)

Żałuję tylko jednego. Tego, że nie dane mi było dotychczas poznać męskiego odpowiednika fuksjowej (w barwie) wody. Może jego recenzję zamieszczę za rok? Albo, jeśli się poszczęści, w Noc Kupały...?
Tak czy siak: udanych Walentynek! :)

Rok produkcji i nos: 1998, Christian Provenzano

Przeznaczenie: zapach powstały z myślą o kobietach, choć testy polecam także męskiej części społeczeństwa. :) O zauważalnym sillage, bardzo układny i niemęczący. Więc nadaje się na wszelkie okazje.

Trwałość: w granicach siedmiu-ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-szyprowa (i kwiatowa)

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, cytryna amalfi, lawenda, estragon
Nuta serca: goździk (kwiat), jaśmin, róża
Nuta bazy: wanilia, cynamon, ambra, drewno cedrowe, paczuli, piżmo
___
Dziś zamiana w stosunku do dnia wczorajszego, czyli noszę Incense Extrême Tauera. :)

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://dailydishrecipes.com/valentines-day-pinterest-recipes/
2. http://freefundoo.com/happy-valentines-day-greetings-23.htm

4 komentarze:

  1. Ależ Ty pięknie to opisujesz, nie byłabym w stanie wyartykułować nawet 1/5 twojej recenzji. Ja uwielbiam otwarcie LP9 i ogólne wrażenie powietrza po letnim deszczu jakie ze sobą niesie zapach - ja go tak odczuwam jako bardzo hm... mokry . I pomyśleć, że trafił w moje ręce zupełnie przypadkiem i w ciemno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Inaczej nie umiem. :) A jeśli twierdzisz, że pięknie.. Cóż, dziękuję. :* Jest mi bardzo miło. :)
    Letni deszcz to także miłe skojarzenie. Podejrzewam, że byłoby równie ładnie.. :) Ale nie żałuję, że LP pokazało mi "suchą" twarz.
    Czasami trafi się coś takiego, ślepy traf, który zdawał się tylko na nas czekać. Piękne. :) Aczkolwiek ruletka bywa ryzykowna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak pozytywnie zazdroszczę Wam blogerom lekkiego pióra ja mam problemy z przelewaniem myśli na papier/ klawiaturę, plączą mi się one w chaosie, występują jednocześnie i wielowątkowo eh...

    Na ogół zapachy w ciemno to totalne niewypały a wyjątek potwierdza regułę :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tak mam, kiedy muszę coś powiedzieć szybko i w dużej ilości. :) Kiedy piszę i się spieszę zresztą także. :D Chaos i wielowątkowość są zupełnie normalne. IMO powodem do niepokoju byłoby pojedyncze występowanie myśli, spokojnych i poukładanych. ;) Bo wiesz... dziś masz poukładane myśli [Ty, ja czy ktokolwiek inny], jutro zaczniesz ganiać TŻta po osiedlu z siekierą w garści. ;))) Póki myśli szaleją, póki odczuwasz niepokój intelektualny... póty siekiera spokojnie leży sobie w kotłowni. ;P
    Fajnie jest czasem ustrzelić taką perełkę, czyż nie? :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )