czwartek, 30 czerwca 2011

Cosplay


Mam nadzieję, że tego terminu nie muszę nikomu wyjaśniać? :) Na wszelki wypadek powiem, iż mamy do czynienia ze skrótem od "costume play" lub "costume player", przez twórców zjawiska, czyli Japończyków wymawianym jako "kosupure". Spróbujcie dogadać się z Japończykiem po angielsku. ;P
Na ulicach współczesnej Japonii [choć nie tylko; w końcu globalizacja nie ustaje w wysiłkach, by nas zunifikować :) ] spotkać można mnóstwo postaci jakby żywcem wyjętych z tamtejszej popkultury. Bohaterowie modnych i/lub kultowych mang czy anime przybrali postać ludzi z krwi i kości, postanawiając żyć jako zwykli śmiertelnicy. Nie, nie trafiliście na żaden karnawał ani w środek flash mobu. To cosplay: przebranie, które staje się ubraniem; codzienność i niezwykłość związane tak silnie, że nie sposób odkryć która jest która.

Tak, współczesna Japonia daleko odeszła od tradycyjnego wizerunku powierzchownych warstw swej kultury. Dziś w metropoliach Nipponu nie jest łatwo znaleźć oszczędne wzornictwo, stonowaną kolorystykę, brak emocjonalnej wylewności, harmonię i ciszę. Trzeba wiedzieć, gdzie i kiedy szukać, ale to na marginesie.
Nawet jeśli współcześnie, spacerując po najstarszej dzielnicy Tokio, natkniecie się na dziewczynę wyglądającą jak gejsza, w dziewięciu przypadkach na dziesięć okazuje się, że gejszą wcale nie jest, przynajmniej nie formalnie. To cosplayerka. :) Flirtująca z tradycją własnego narodu.

W identyczny sposób odbieram wrażenia, jakie zapewnia mi pachnidło Lapsang Su Chong marki o wdzięcznej nazwie TokyoMilk Parfumerie Curiosite - niby ciche, czyste i kontemplujące własną harmonię z przyrodą, ale przecież złudne i "nieprawdziwe". W pewien sposób sztuczne.


Przede wszystkim brak w nim siły tytułowej herbaty; wyczuwam jedynie suchość oraz ostatnie podrygi głębi zimnego naparu z lapsang. Całość jest spokojna, chłodna w wyrazie choć - nie wiedzieć czemu - dość bogata i o znacznej emanacji. Co odpowiada współczesnym japońskim ideom perfumowania ciała: im silniej, im więcej, tym lepiej. :) To kolejna różnica między "wczoraj" a "dziś".

Otwarcie jest owocowe, kremowe i lekko mdłe. Brzydkie brzydotą fascynującą: obłe, delikatne, miękkie, a nawet świeże. Takie "kobiece". ;> Podobne do wykarczowanej receptury na Mitsouko, oczywiście pozbawionej tego, co w klasyku Guerlaina budzi największe zainteresowanie. Z pewnością jest w Lapsang Su Chong brzoskwinia, jest jaśmin i róża. Do tej drugiej, jak i do czarnej porzeczki przyznają się internetowe źródła. Czy porzeczkę można przeistoczyć w coś perfumiarsko podobnego brzoskwini?
Z pewnością podobieństwo do Mitsouko staje się wyraźniejsze po pewnym czasie, gdy kompozycja ogrzewa się i nieco uspokaja. Wówczas do wspomnianych akordów dołącza niezwykle kremowy sandałowiec, pozbawiony jakichkolwiek fałdek bądź zarysowań: idealnie puchaty, idealnie jasny i drugorzędny. Główną rolę gra bowiem połączenie jasnej, mało erotycznej róży z akordem owocowych oraz prężnym, wysuszającym wszystko mchem dębowym.
To właśnie ów ostatni składnik sprawia, że mam jeszcze (choć coraz rzadziej) ochotę, by omawianych perfum używać. Gdyby ta obła, chłodnawa maź wiła się przesycona sokami, być może nigdy bym w niej nie wytrzymała. Suchość czyni Lapsang aromatem noszalnym.

Kiedyś zwykłam zlewać się tym pachnidłem w porze najgorszych upałów bądź - przez przekorę - wtedy, gdy zamki w drzwiach zamarzały. :) Lecz mniej więcej od roku obserwuję dziwne objawy: LSC jest w stanie zmydlić się w trybie ekspresowym, może nie drastycznie, ale dość konsekwentnie. Coraz częściej, nosząc go czuję się jak cosplayerka. Przebrana, nie ubrana. Ten zapach to nie ja. Już nie.
Dobrze, że choć finał potrafi być tak suchy, że aż lekko pieprzowy. Ów akcent zawsze daje mi nadzieję i odracza termin pozbycia się flakonu. ;) Póki wierzę, Lapsang zostanie przy mnie.
Choćby dlatego, że to pachnidło naprawdę warto poznać, tak bardzo jest "inne" od współczesnych damskich świeżaków (męskich zresztą też).

Rok produkcji i nos: pierwsze pięć lat XXI wieku, Margot Elena

Przeznaczenie: zapach w typie "nowoczesnych szyprów". Teoretycznie damski, choć widziałabym w nim także kilku co odważniejszych panów. :) Idealny na dzień i wieczorowe okazje nieformalne.

Trwałość: od sześciu do ponad ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: szyprowo-kwiatowa

Skład:

mech dębowy, róża, drewno sandałowe, czarna porzeczka
___
Dziś noszę Anaïs Anaïs od Cacharel.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://photos.igougo.com/pictures-photos-p195161-Ginza_Street.html
2. http://cosplaysholic.blogspot.com/2010/06/philippines-cosplay-princess-monique.html

13 komentarzy:

  1. Ja się potrafię za Japończykami dogadać po angierlsku! Trenowałam to długo pracując w międzynarodowej korporacji o japońskich korzeniach i teraz jestem myszczem. :)))
    Co do cosplayów - na konwentach mangowych ma to nieco inne znaczenie, ale zasada jest ta sama. Moim zdaniem świetna zabawa. Tak w życiu codziennym, jak i od święta. uwielbiam barwne osobowości. :)
    A zapach... Nie znam. Dlatego na końcu. Jestem zaintrygowana, ale miłości nie przewiduję. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A, chyba że. Mało kto Ci potskoczy. ;)
    Zgadzam si e, że wygląda to ciekawie i w sumie intrygująco. Jednak nie potrafiłabym dzień w dzień przebierać się za gejszę, Czarodziejkę z Księżyca (co to za tłumaczenie?) czy nawet Prasłowiankę. Zbyt absorbujące. Wolę jeden lub kilka akcentów typu chińska spódnica, bransoletki na kostce czy coś w tym stylu. :) Ograniczany oportunizm. ;)
    Jak chcesz, mogę Ci przesłać odpsika.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hihi, mogę sobie wpisywać w rubryce "doświadczenie" znajomość "Japan English". :)))
    Do przebieranek chyba mamy podobne podejście. Lubię, doecniam, podziwiam i... Za leniwa jestem. Podobają mi się zarówno słodkie lolitki, magiczne elfy, wykopane w kosmos gejsze, jak i mroczne, gotyckie damy oraz upiorne wampirzyce. Nawet pomalowani mężczyźni mi się podobają. sama jednak preferuję styl nieortodoksyjny, wygodny, nieuciążliwy dla noszącego. Tyle, że nie orientalny, a mhrroklawy (bo mroczny do końca to on nie jest). :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tokyo Milk znam od strony mydeł i balsamów do ust - bardzo dobrych i ciekawie opakowanych. Zapach brzmi intrygująco.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sabbath - Prawda? Ludzie (obu płci, zgoda) wyglądają oryginalnie i naprawdę ciekawie, ale kiedy pomyślę, ze miałabym wstawać dwie lub trzy godziny wcześniej tylko po to, żeby sobie kolorowe rzęsy doklejać, to poddaję się walkowerem. ;) Przede wszystkim wygoda.

    Aniu - kiedyś miałam balsam TokyoMilk i faktycznie był wydajny, ciekawie pachnący (jak na balsam do ust ;) ). A ich opakowania są świetne; trochę w stylistyce Benefitu, co akurat mi odpowiada.
    Jak zwykle polecam testy. Może Ci się spodobać. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach, ach, tytuł zadziałał na mnie elektryzująco ;P
    Nazwa firmy też tak działa, zresztą wszystko co ma w nazwie "tokio" tak na mnie działa ;)
    (Aczkolwiek z TokyoMilk miałam próbkę Dead Sexy i zapach mi się niestety nie podobał; inaczej - wąchany z fiolki był świetny, na mojej skórze był denerwujący. Lapsang nie znam.)

    A co do makijażu, nie przesadzajmy, jakie trzy godziny?! Wystarczy 15-20 minut, w extremalnych przypadkach pół godziny ;P

    OdpowiedzUsuń
  7. No więc własnie - jak napisała wyżej Akiyo - dla zdolnej osoby przyklejenie rzęs to chwilka ledwie. Wiem, bo widziałam sprawną wizazystkę, która makijaż robi w kwadrans, a rzęsy klei dosłowke w 60 sekund.
    Mnie się zdarza występowac w strojach niewygpodsnych, jednak zwykle nie bawię się wtedy dobrze... Więc wybieram wygodne. Z wyjątkiem glanów, od których moje stopy cierpią od lat, ale i tak noszę. A rzęsy bym sobie chętnie doklejała, gdybym potrafiła. próbowałam nie raz (tak serio, żeby nie przesadzić to dwa razy :/).
    A to, co ludzie na cosplayach i konkursach strojów robią, to jest cud, miód i orzeszki. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Akiyo - zatem osiągnęłam zamierzony cel, czyli zainteresowałam. :) Dzięki!
    No tak, kultura japońska ma w sobie coś magnetycznego.. :)
    Hm, to ciekawe. Kiedyś miałam próbkę Dead Sexy i zapamiętałam zapach jako dość miłą, drzewną orchideę, lekko pudrową.
    Ojtam ojtam. ;) Kiedy ja jestem antywzorem robienia makijażu! Tusz na rzęsy nakładam przez 15 minut, bo i tak przynajmniej dwa razy muszę ubabrać nim dolne powieki (górne też się czasem zdarza). Więc nie przesadzajmy z narzekaniem na przesadę. ;)

    Sabbath - patrz: odpowiedź dla Akiyo. Ja nie jestem wizażystką i raczej nigdy nie będę. Z "robót ręcznych" potrafię tylko pisać, posługiwać się nożem i.. na tym poprzestańmy. :)
    Otóż to: choć lubię ubierać się, hm.. nietypowo (jak na tutejsze warunki, dość szare i trywialne), to kiedy coś mnie ciśnie, uwiera etc. nie potrafię myśleć o niczym innym. Dlatego wygoda, wygoda..
    Glany kiedyś lubiłam nosić, za wyjątkiem najstraszniejszych upałów; ostatnio coś przeszło, teraz nawet żadnych nie mam. Wygodne są przecież! ;D Szczęśliwie rzęs mi genodawcy nie poskąpili, a przynajmniej jestem z nich zadowolona, więc doklejać nie było po co.
    obejrzałabym kiedyś taki konkurs... :) Tak na żywo.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ach, mnie tu ciągle coś interesuje, niestety. I do czego mnie zmuszacie, toż jam mizantrop przecie, a tutaj komentarze wypisuje, i nie dość, że zaczynałam od anonimowego konta, to teraz się dorobiłam wirtualnego alter-ego ;P
    A glany wygodne są, zwłaszcza jak już się je "rozchodzi"! Kiedyś nosiłam namiętnie, teraz w zasadzie tylko w zimie, jak jest dużo śniegu; czuję się wtedy tak "stabilnie". Tylko zostawiam za sobą kałuże, jak wchodzę do pomieszczeń ;P

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiedźmo, masz niebywały talent pisania o moich perfumeryjnych fujach :D Aż chciałabym je ponownie przetestować.
    Stety lub nie, wszystkie testowane przeze mnie Tokyomilki były bardzo fuj...
    I chyba nie będę doświadczenia powtarzać ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiedźmo, w kwestii antytalentu do robienia makijażu mozemy sobie chyba ręce podać. Malowanie rzęs to za każdym razem jazda po bandzie. Nie tylko dlatego, że zwykle usmaruję się wokół oka., Ileż to razy wepchnęłam sobie szczotkę od oka? Ileż razy mrugnęłam tworząc wielką plamę bynajmniej nie wyglądającą jak makijaż? Heh...
    A glany wygodne nie są. Nie dla mnie. Zawsze obcierają. Rozchodzone mniej, ale moje stopy ich nie tolerują. Jak już mam dość niewygody - przerzucam się na szpilki, w których z kolei chodzi mi się doskonale. Ale nie sa stylowe.
    Mam kilka par ciężkiego obuwia, noszę cały rok na okrętkę i przestanę dopiero, jak mnie podagra do tego zmusi. Albo co tam innego dopada ludzi w późnej starości. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Akiyo - trzeba uważać w dyskusjach z Sabbath, bo one potrafią rozciągnąć się do rozmiarów słynnego "Wstępu do monografii o słoniu". ;P Może Twoje zainteresowanie (mizantropko)?
    Z glanami mam tak samo, jak Ty. Wystarczy je rozchodzić i potem można w ogóle z nóg nie zdejmować. ;) Choć rzeczywiście, zimą brudzą podłogi bez pardonu..

    Magdulenko - bardzo dziękuję. Świetny komplement. ;) Choć z drugiej strony czuję się trochę, jak ktoś namawiający buddystę na schaboszczaka. ;/ Trochę dziwnie..
    Wiesz, jakbyś miała kiedyś chęć zmierzyć się z Lapsang, służę próbką. Ale nic na siłę. Powtarzać nie ma potrzeby. ;)

    Sabb - szczoteczka w oku, znam i nie lubię! ;) Chyba faktycznie możemy podać sobie ręce. Dodam jeszcze, że zwykle nie stosuję różu, a kiedy mi się to zdarzy, ludzie pytają, czemu chodzę po ulicy, skoro mam gorączkę i chorobowe wypieki.. ;))
    Wiesz, mnie nawet lekkie sandałki potrafią obetrzeć, tak samo dwuletnie buty, więc w zasadzie bez różnicy. :) Za to po pierwszym czy dwóch obtarciach problem znikał.
    Może być jeszcze Alzheimer, gdy spojrzawszy na glany zaczniesz dumać, kiedy to potrzebne Ci były buty ortopedyczne.. ;> [z całym szacunkiem dla ludzi naprawdę chorych, co dopiszę asekuracyjnie ;) ].

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapach jest dziwny, w zależności od dnia mniej lub bardziej "obły" jak to określiłaś, wyczuwam nutę lekko jakby fizjologiczną i w głowę zachodziłam co to może być- przecież skład dość prosty, do puki nie przeczytałam na fragrantice o porzeczce jako nucie i tym jak potrafi się '"wywinąć" i to by mi pasowało :D.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )