wtorek, 21 czerwca 2011

Promyk

W czerwcu coś dużo wpisów nie-recenzenckich. :)

Ten również nie będzie inny.
Do tego mało kolorowy, dramatyczny i błagalny.
Bo czasami należy chrzanić świat sztuki, zmysłów, pogoni za kasą oraz prestiżem, własnego egotyzmu i innych dupereli, a zabrać się za prawdziwy. I bardzo proszę, możecie się śmiać. Byleście tylko mnie wysłuchali i pomogli.

Nie wiem, jak Was, ale mnie diabli biorą, kiedy usłyszę o kolejnym przypadku pastwienia się na zwierzętami. Żyjąca, czująca i, dajmy sobie spokój z postkantowskimi bredniami, inteligentna istota nigdy nie zasługuje na to, by traktować ją jak ostatniego śmiecia. Bez różnicy, czy chodzi o sterroryzowaną przez męża-pijaka sąsiadkę, bezdomnego, niby-romskie dzieci żebrzące na ulicach lub celebrytę, o psa, kota, konia, krowę, kurczaka czy wróbla. Bo, choćby nie wiem jak wydawało się to absurdalne, nie tylko człowiek zasługuje na szacunek. Cytując wkurzoną tym samym Sylwię Chutnik, "zwierzę, do cholery, NIE JEST RZECZĄ!"

Wrocławska Fundacja Centaurus zajmuje się ratowaniem zdrowia i życia koni, głodzonych, bitych, torturowanych, nieleczonych, a na koniec tuczonych i sprzedawanych do rzeźni. W kraju, który chlubi się swoją tradycją sarmacko-ułańską, tak silną, że zaadoptowaną nawet przez ludzi, których przodkowie ułanom co najwyżej "konie poili", a Sarmatom w pocie czoła obrabiali pola, nie jest to szczególny powód do dumy, nieprawdaż?
Dlatego też pozwolę sobie zacytować tekst ze strony Fundacji, dotyczący pomocy pewnej małej klaczce:

"Coś z ułanów w nas zostało? / Aby umieranie nie bolało..

Słowo "człowiek" - jakże dumne brzmienie! Masowo podpisujemy pro zwierzęce petycje, zrzucamy naturalne futra, ratujemy foki w Kanadzie i promujemy prawa zwierząt na Animal Planet. Skandujemy przeciw transportom koni na rzeź, popularyzujemy wegetarianizm i organizujemy spektakularne manifestacje. Chełpimy się ułańską tradycją, gdzie koń był przyjacielem. Jakże piękne się to wszystko wydaje! Wydaje się?

Resztki ułudy o ułańskiej tradycji rozbryzgują się w kroplach majowego deszczu, kiedy z przyczepy wyciągamy niemalże zwłoki konia. Rozpaczliwe rżenie końskiej pełne cierpienia rozrywa nam bębenki w uszach. I w ciągu ułamka sekundy, wobec tego co widzimy, słowo "człowiek" nie brzmi już tak dumnie.. A ułańskie legendy naszych dziadków trącą utopią.

Strach dotknąć, aby dotknięciem kucyka nie zabić. Małe czarne ślepia świdrują nas na przestrzał. Mała leży, usiłuje podnieść głowę, ale za każdym razem opada bezwładnie, aż w końcu rezygnuje. Pokornie czeka, co się z nią stanie. Handlarz poinformował nas, że leży tak od 3 tygodni. W takim stanie oddał mu kucyka rolnik z prośbą 'Pan się pozbądź, bo wstyd przed sąsiadami'. Ale i na targu pośród innych handlarzy wstyd było wyciągnąć z ciężarówki, bo nawet dla handlarzy widok tak zamorzonej i zawszonej kucyczki, byłby niesmaczny.

Teraz skarłowaciała kucyczka leży skulona w boksie. Cicho rży. Rży o ułanach, o tradycji, o zielonych pastwiskach, których nigdy nie widziała, o łąkach na które wykrzywione kopytka nigdy jej nie zaniosą. Nie ma sił wstać, nie ma sił jeść. W jej oczkach nie tli się już nic prócz nadziei - aby umieranie nie bolało.

Płacimy za transport, kucyczka trafia do naszej stajni. Mija doba. Mija następna. Mnożą się koszta codziennych wizyt weterynarza i podawanych leków i suplementacji. Inka zaczyna sama jeść, klękając przy miseczce z owsem. Trzeciego dnia okazuje się skąd ta wola walki. Inka będzie miała dla kogo żyć. Bo spodziewa się źrebięcia...
(...)"
I gdzie te nasze zachwyty? Czy sił starczy nam tylko na to, by piać z zachwytu nad pięknym konikiem, hasającym po łące na ekranie telewizora, czy też wykrzeszemy z siebie odrobinę godności?

Oraz pieniędzy, nie ukrywam, o co chodzi.
Promyk, koń który całe życie przepracował w ośrodku rekreacyjnym gdzieś pod Warszawą został sprzedany, kiedy tylko stracił siły do pracy. Teraz u handlarza - pośrednika między poprzednim właścicielem a rzeźnią dzieli los Jasia i Małgosi, uwięzionych przez czarownicę w wiadomym celu, i czeka: na ratunek albo śmierć.
Aby go uratować, mamy czas do 10 lipca!
Teoretycznie potrzeba na ten cel 2600 zł, ale przecież liczy się każda złotówka.


Dlatego, kochani, błagam Was: jeśli kiedykolwiek mieliście zwierzęcego towarzysza zabaw, jeśli dziś cenicie sobie przyjaźń z przedstawicielem innego niż homo sapiens gatunku, proszę: dajcie szansę, Promykowi i nie tylko! Dla ludzi, którzy właściwie co miesiąc wydają trzycyfrowe sumy na taką błahostkę, jak perfumy nawet te 30 lub 50 zł nie stanowi chyba kwoty nie do przeskoczenia?

Pomóżcie, proszę.
Strona Promyka.

Za chwilę idę do banku. Recenzja wieczorem.
___
Nie pachnę żadnymi perfumami.

Edycja, 24. 06, godz. 11.42
Naszej pomocy potrzebują jeszcze dwa przeurocze kucyki, Koral i Gol.


W ich przypadku sytuacja jest równie nagląca. Odliczanie czasu, podobnie jak dla Promyka, skończy się już 10 lipca!
Aby konie przeżyły, potrzeba teoretycznie 1900 zł. Zamierzacie pozwolić, by te dwa cuda, które najwyraźniej straciły już nadzieję, zostały przerobione na kiełbasę???
Jeśli tak, to proponuję, byście olali mój apel, a potem powiedzieli o tym swoim dzieciom [jeśli takowe posiadacie; w innym przypadku uraczcie "nowiną" dzieci przyjaciół lub rodziny], patrząc im prosto w oczy. Ciekawe, czy będą zadowolone?

Czemu uciekam się do szantażu emocjonalnego? Mam nadzieję, że to oczywiste. W tym jednym, jedynym przypadku kiedy trzeba ratować czyjeś życie, cel uświęca środki.

A może zwrócicie uwagę na los dzielnej małej fajterki Inki, której dramatyczną historię przytoczyłam we wstępie niniejszego posta? Wtedy jeszcze miałam nadzieję na konwencjonalny happy end. Może naiwną, ale chyba też zrozumiałą..
Lub Bartka, który ciężko schorowany, został sprzedany za bezcen lecz dziś szczęśliwie wraca do zdrowia, co jednak pociąga za sobą niemałe koszty?

Lubimy szczycić się naszym "humanitaryzmem", który mamy za najwyższe szczyty etyki. Ciekawe, na ile starczy go dla kogoś, kto nie miał tyle "szczęścia" by urodzić się człowiekiem?
No, ile?

4 komentarze:

  1. Wpłaciłam 35 złotych Na więcej na prawdę mnie nie stać. Oby konik przeżył, ma takie smutne spojrzenie. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie szkodzi, Maniu. Przekazałaś, co mogłaś i to się liczy. :) Bardzo, bardzo dziękuję.
    Cóż, zabiedzone zwierzęta zazwyczaj wyglądają nędznie, jak ludzie w podobnym stanie. A najstraszniejszy jest ich brak nadziei; kto choć raz był w schronisku dla zwierząt wie, o co chodzi..

    OdpowiedzUsuń
  3. ależ mnie bolą takie informacje :((
    na pewno postaram się pomóc w miarę moich możliwości ,gdyż kocham zwierzęta
    (mam dwa psy, oraz dwa koty)
    konik przepiekny, ale ma takie smutne oczy :(
    postaram się również powysyłać maila do znajomych.
    może to też coś da.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie tylko Ciebie. Dzięki za pomoc. :) Sama też postanowiłam "zaspamować" konta przyjaciół. Kilka osób obiecało pomoc. Mam nadzieję, że w ramach filozofii "ziarnko do ziarnka" uda się uratować konie. Oby.
    Właśnie dokonałam małej rewizji planów zakupowych i wpłaciłam coś jeszcze. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )