poniedziałek, 27 czerwca 2011

Niebo Borgesa

Niebo Jorge Luisa Borgesa miało przybrać postać nie oklepanego ogrodu, lecz biblioteki. I to biblioteki ze wszystkimi książkami, jakich tylko można sobie zażyczyć. Boże, cóż to byłaby za rozkosz!


Nic dziwnego, że tego genialnego pomysłu pozazdrościli Argentyńczykowi inni bibliofile, z Umberto Eco na czele. Przecież stworzony przez tego drugiego posępny fanatyk, czcigodny mnich-ślepiec Jorge z Burgos, twórca genialnego konceptu biblioteki-labiryntu i gotowy na wszystko strażnik szatańskich "ksiąg zakazanych" to czysta literacka wariacja (oraz hołd) na temat Borgesa! Nawiasem mówiąc, Eco popełnił też przecudny esej O bibliotece, którego fragmentem uraczę Was pod koniec niniejszej notki. :)
Zresztą, sama też kiedyś wszystkimi zmysłami poczułam przedsmak literackiego raju. W pewnej małej wsi na Dolnym Śląsku jest biblioteka. W dość sporym budynku, wyglądającym jak skrzyżowanie późnogierkowskiej kostki z dziewiętnastowieczną czynszową kamienicą. Na pierwszym piętrze, ponad sklepem spożywczo-przemysłowym, którego próg i okolice to stałe miejscówki lokalnej żulerii. Świątobliwy Jorge miałby pewnie mściwą satysfakcję, że oto trafił swój na swego. ;) W każdym razie wystarczy wspiąć się po krętych drewnianych schodach, pamiętających jeszcze niemieckie nogi, by trafić do raju. Bibliotekę ulokowano bowiem w byłym mieszkaniu; z tą różnicą, że główne meble to półki z książkami, kilka stolików i biurko z komputerem a w przejściach między pokojami brakuje drzwi. Cała rajskość opisywanego przybytku wynika z jego budowy. Bowiem ta biblioteka ma kształt spirali. Wnętrze muszli ślimaka albo mini-labirynt. Więc wyobraźcie sobie, jak musi czuć się miłośnik literatury, gdy wchodząc do kolejnych pomieszczeń orientuje się, że gdzieś z boku jest przejście do jeszcze jednego. :)) Raj, najprawdziwszy. Jeśli tak ma wyglądać, od jutra będę starać się być grzeczną. ;)

Jest jeszcze jedna wariacja na temat literackiego Raju. Pomyślcie, jak cudnie musi być, kiedy aromat biblioteki towarzyszy Wam wszędzie. Biblioteka, która zaocznie pełni funkcję anioła stróża dla miłośnika literatury. Toż to wcielenie In the Library - pachnidła, które powołał do życia ekscentryczny [i ceniony w światku "wąchaczy"] perfumiarz Christopher Brosius, znany z tego, że Nienawidzi Perfum. ;)
Boże, ależ facet miał pomysł!


Zauroczył go aromat pewnej brytyjskiej powieści, wydanej w 1927 roku, więc postanowił uczynić zeń clou perfum stworzonych ku czci biblioteki. Udało mu się. Tak właśnie pachną stare książki, podobnie można poczuć się w czytelni wrocławskiej Biblioteki Wojewódzkiej. :)

Perfumy, które rzeczywiście nijak mają się do swojej encyklopedycznej definicji. To "coś" nie pachnie prosto ani trywialnie; trudno w In the Library znaleźć element, o którym można powiedzieć: "to typowy składnik perfum". Co wyczuwam, nie jest nawet nie bezczelną prostotą Ekscentrycznych Molekuł, ale wariacją na temat miejsca i przedmiotu.
Zapach suchy, dziwaczny, wyrazisty. Trochę brudny, piwniczno-paczulowy, który jednak z czasem zaczyna nurzać się w promieniach słońca. Obwąchałam kilka starych książek ze swojej biblioteczki (w tym powieść z 1927 roku ;) ) i najwięcej ItL odkryłam u zbiegu stronic modlitewnika wydanego w roku 1875. Jest tak samo suchy, pożółkły, zmęczony przedłużającym się życiem. Ale nadal fascynująco bogaty i piękny w sposób nieoczywisty.
Z czasem kompozycja cichnie, ogrzewa się, staje się bardziej ludzka i zadziornie skórzana. Skóra to stara i znoszona, nieco stęchła oraz cieniuteńka, ale bardzo wyraźna. W końcu trzymając książkę w rękach jakoś trudno zignorować okładkę. ;) Jest jeszcze coś: co chwilę pytam samą siebie, "czy jest w tym iso"? Znana z Molekuły Pierwszej substancja chwilami staje się niemożliwa do przeoczenia. Eteryczna zjawa iso e super to kartki powieści skroplonej przez Brosiusa. Do tego ciekawie złączonej z drobinkami kurzu, osiadłymi na starym woluminie, cząsteczkami ludzkiej skóry oraz pojedynczymi włosami czytelników, uwięzionymi przed laty wśród zadrukowanych stronic. Godna wspomnienia jest także woń starej, zwietrzałej farby drukarskiej, wpleciona w rzeczony syntetyk.
In the Library nie galopuje po ludzkiej skórze i otoczeniu, trzyma się blisko, nawet trwałość ma niezbyt ambitną (a testowałam wersję absolutową!). Lecz myśl o pozbyciu się małej buteleczki nie należy do miłych. Może nie tyle smuci czy budzi jednoznaczny protest, ale podbija nastrój melancholii, uwydatnia poczucie marności świata, w którym literatura "jako taka" tudzież obcowanie z drukowaną książką stopniowo odsyłane są do lamusa. Na co się nie godzę, więc od czasu do czasu dobrze będzie poprotestować w oparach Biblioteki! ;)


Na koniec obiecany bonus. Stworzony przez Umberto Eco koszmar użytkownika czytelni czyli, wyselekcjonowane przeze mnie, wyjątki z wzorca złej biblioteki:

A. Katalogi winny zawierać jak najwięcej działów; trzeba bardzo pieczołowicie oddzielić katalog książek od katalogu czasopism, a oba od katalogu rzeczowego, jak również książki ostatnio nabyte od książek nabytych dawniej. Jeśli to tylko możliwe, ortografia w obu tych katalogach (nabytków nowych i dawnych) winna być odmienna (...)
C. Sygnatury winny być niemożliwe do przepisania, w miarę możliwości rozbudowane, aby ten, kto wypełnia rewers, nie miał nigdy dość miejsca na wpisanie ostatnich symboli i uznał je za nieważne, a dzięki temu obsługujący mógł zwrócić rewers z żądaniem uzupełnienia.
D. Czas między zamówieniem a dostarczeniem książki winien być bardzo długi.
E. Nie należy dawać więcej, niż jedną książkę naraz.
F. (...) Biblioteka winna zniechęcać do jednoczesnego czytania kilku książek naraz, gdyż od tego można dostać zeza.
G. W miarę możliwości winno nie być w ogóle ani jednej fotokopiarki; jeśli jednak jakaś już się znajdzie, dostęp do niej winien być czasochłonny i kłopotliwy, cena wyższa niż na mieście, limity kopii bardzo niskie (...).
H. Bibliotekarz winien uważać czytelnika za wroga, nieroba (w przeciwnym razie byłby przecież w pracy), za potencjalnego złodzieja.
(...)
J. Dział informacji winien być nieosiągalny.
K. Należy zniechęcać do wypożyczania.
(...)
R. Jeśli tylko się uda - żadnych ubikacji.
(...)

Umberto Eco, O bibliotece, przeł. Adam Szymanowski, wyd. Świat Książki, Warszawa 2007, s. 16-20.

Miłego użytkowania biblioteki! ;>

Rok produkcji i nos: 2005, Christopher Brosius

Przeznaczenie: zapach uniseks dla wszystkich miłośników literatury. :) Dość bliski skórze, stanowczo nieformalny.

Trwałość: w wersji absolutu ok. pięciu lub sześciu godzin, wersji wodnej nie znam

Grupa olfaktoryczna: hm.. aromatyczna?

Skład:

angielska powieść, rosyjska i marokańska skóra (podobno w wersji oprawy), znoszone ubrania, politura do drewna
___
Dziś noszę Black Aoud od Montale.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://despectacledlibrarian.wordpress.com/2010/07/06/more-beautiful-libraries-this-time-well-do-the-u-k/
2. http://www.law.umich.edu/historyandtraditions/buildings/PublishingImages/FirstLawBuilding/HighResolution/Law-Library-6.jpg
3. http://www.fandango.com/movieblog/fun-finds-ghostbusters-return-to-nyc-public-library-595803.html

8 komentarzy:

  1. Zapach dla mnie! Nie słyszałam o nim wcześniej, dzięki za recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejna książkowa maniaczka. :) Witaj, siostro! ;)
    Warto poznać więcej tworów tego gościa (Brosiusa), niektóre naprawdę bywają zaskakujące, jak np. kultowe już chyba Burning Leaves, autentyczny zapach zwiędłych liści, palonych po zgrabieniu ich na kupkę. Zajrzyj np. na jego stronę internetową, pomysłów jest sporo.
    Naprawdę nie ma za co. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam ! Wszelkie papirusy, książki, księgi...Najprzyjemniejszy zapach darlowego świata...:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Perfum nie znam, ale Borgesa uwielbiam :) Mam dziwne wrażenie (choc nigdy w środku nie byłem), że wiem o jakiej miejscowości piszesz, bo biblioteka nad "żulernią" to chyba niezbyt powszechna sprawa (może się mylę?. Czy chodzi o miejscowośc na J. mniej więcej w połowie drogi między Wrocławiem a Wałbrzychem?

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu - więc napisz, z jakim efektem. :) Czy coś Cię zachęci do zakupu?

    Darlo - prawda, że ten zapach jest boski? Jedyny fetysz, jaki mam. ;) Zapach książki, starej czy nowej.

    Opium - Biblioteka Babel była odjechana. :) W pozytywnym sensie. Miejscowość, o której piszesz kojarzę. Ale to nie o niej pisałam; nazwa "mojej" zaczyna się na M. Znam jeszcze jeden dolnośląski adres biblioteki nad żulerią, w miasteczku G. Ale ta też wygląda całkiem normalnie, amfiladowy rozkład pokoi. :) Czyli trochę tego pomieszania w stylu "cudowna melina" się znajdzie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. W tej o której piszę chyba nie jest bezpośrednio nad sklepem ale tuż obok. A przypomniało mi się, bo zawze kiedy tamtędy przejeżdżam śmiejemy się, że nie jest tak źle z czytelnictwem - bo pod biblioteką zawsze tłum. A Borges jest wielki, ale w pełni go chyba nigdy nie zrozumiem - trzeba być tak oczytanym jak sam Borges (czyli 3/4 życia spędzić w bibliotece). Plusem jest, że z każdą kolejną lekturą "widzę" coraz więcej.

    Pozdrawiam,
    domurst

    OdpowiedzUsuń
  7. Aa.. to jednak nie wiem. Rzeczywiście, na naczelnictwo w Polsce nie warto narzekać. ;)
    Kiedy właśnie o to chodzi z Borgesem! Kapitalny przykład "równania w górę" zwykłych czytelników, do tego pisany z miłością do świata ksiąg, literatury etc. Za każdym razem, po przerobieniu kilku dodatkowych lektur, rozumie się coraz więcej. :) Rośnie przyjemność z zabawy i szacunek dla erudycji Autora.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )