piątek, 3 czerwca 2011

Co straszy w buduarze?

Mam już dwie zaległe recenzje. :) Zacznę od tej łatwiejszej.

Klasyczne Flower od Kenzo to dla mnie świetny dowód na to, jak zmieniają się nasze gusta oraz właściwości skóry [a może i całego organizmu?]. Ponieważ kiedy go poznałam, nastoletnim dziecięciem będąc, zakochałam się w nim miłością prawdziwą i głęboką. Było to krótko po premierze Kwiatka a ja miałam jakieś piętnaście lat. :) Nigdy jednak nie posiadałam własnego flakonu; był po prostu za drogi. Dziś już nie pamiętam, co dokładnie w omawianym pachnidle było aż tak urzekającego. Wiem jedynie, że Flower zawojował mnie w jednej chwili i że z każdego względu wydawał się być absolutnie doskonały.
A teraz..?


Minęło już ponad dziesięć lat; w międzyczasie miałam okres, kiedy perfum używałam bez wielkiego entuzjazmu i pachniałam czymkolwiek bądź albo wyłącznie żelem pod prysznic, potem znalazłam swój niedościgniony ideał (Anaïs Anaïs od Cacharel), by dopiero później odkryć niezwykłość świata pachnideł. Okazało się również, że dzisiaj odrzuca mnie od większości dawnych olfaktorycznych zauroczeń. Flower nie jest wyjątkiem.

Z uwagi na dawny sentyment nie ośmielę się jednoznacznie zgnoić ogłuszającej, tępej, wpadającej w wulgarność kompozycji. Doceniam ją, wiem, iż zdarzają się osoby, na których ostry kwiat pozostaje jedynie delikatnie przyprószony mrożonym pudrem, więc pięknieje niesłychanie. Potrafi też być ciepły i przywołujący uśmiech na zmęczone twarze.
Cóż z tego, skoro mnie ostatnimi laty przypomina tylko o jednym: liście Napoleona Bonapartego do Józefiny, znanej miłośniczki piżma, w którym upomina on żonę, by za wszelką cenę unikała kąpieli do jego powrotu. ;) Tak przytłaczającej dawki zmydlonego, duszącego, przykrego piżma już dawno nie recenzowałam. :)
Jednocześnie pudrowego i szantażującego potwornościami, jakie jest w stanie mi zaoferować, kiedy tylko nieopatrznie się nim zleję. A do tego sugestywnego; prawda jest taka, że poza krótkim oddechem złapanym w pierwszych minutach pobytu Kwiatu na skórze, doświadczam jedynie monotonnego, tak silnego, że aż znieczulającego walenia młotem kowalskim prosto w potylicę. To, iż jeszcze żyję, jest niewątpliwie zasługą wysokich umiejętności torturującego mnie kata. ;P

Tak, Flower to istny koszmar. Mistrz retrohorroru.


Chodzę sobie po internecie, czytam spisy nut i nie wierzę własnym oczom: gdzie się podziały jaśmin, głóg, porzeczka? Kto w nieskończonej swej złośliwości ukradł opoponaks?

Jako, że dziś moja skóra rozwój Flower interpretuje tak:
~ na początku dość wyraźne jest tchnienie życia, jakieś serce bijące pod zwałami pastelowego pudru, pod brudnymi tapetami okrywającymi ściany buduaru, wietrzonego ostatnio w czasach babki jego obecnej właścicielki. I to przez calutką godzinę. ;) Wyczuwam bowiem delikatne, bardzo plastyczne nutki róży i fiołka, obie stonowane i słodkawe, nieco "wczorajsze", jakby wyjęte z misy z potpourri.
~ jednak później nawet te wątłe oznaki życia zostają przyduszone ogromniastym piżmowym cielskiem. Zaczynam się nudzić: piżmo, piżmo, piżmo, wanilia, piżmo, piżmo, wanilia... Jak długo można trzymać człowieka w ciągłym napięciu?!
~ długo. ;P Ponieważ do końca nic się nie zmieni, dalej jedyną rolę grają upudrowane mydliny piżma, doprawione niewielką dawką budyniowej słodyczy.

Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że Flower doprowadza mnie do skraju mdłości, nigdy go nie przekraczając. Więc trwam w naiwnej nadziei na jego poprawę, nie wiedząc: zmyć toto, czy dać kolejną szansę. Co w sumie daje napięcie jeszcze bardziej upiorne. ;)
A przecież kiedyś było tak pięknie!

Smuci mnie to drastyczne zubożenie oferty klasycznego Kwiatka. Przecież wiem, że przed laty pachniał zupełnie inaczej; obecnie dawna wysmakowana kompozycja dla wyżej podpisanej straciła cały swój pierwotny czar. Lecz, wbrew pozorom, niczego nie żałuję: wszak skóry sobie nie przeszczepię. Było miło - niegdyś - i się skończyło. Powroty nie mają sensu.

Rok produkcji i nos: 2000, Alberto Morillas

Przeznaczenie: zapach stworzony dla kobiet; pozostawia za sobą potężny sillage.

Trwałość: obecnie do siedmiu lub ośmiu godzin, dawnej nie pamiętam

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna

Skład:

Nuta głowy: głóg, czarna porzeczka
Nuta serca: róża, fiołek, jaśmin
Nuta bazy: białe piżmo, wanilia, opoponaks
___
Dziś noszę Je Reviens marki Worth (wydanie klasyczne).

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.weddingbycolor.com/sbbride/milestones/74298
2. http://www.stomptokyo.com/badmoviereport/reviews/B/beast-5-fingers.html

11 komentarzy:

  1. A to Ty małolata jeszcze :D
    A tak serio to coś w tym jest, moja córka w wieku 15 lat też się zakochała w kwiatuszku. Szczęśliwie/nieszczęśliwie ze mną mieszkając, nie mogła pozostać obojętną na moją pasję (chociaż przyznam opierała się skubana dość długo) i teraz kwiatuszek stoi przykurzony na półce, a ona namiętnie zużywa moje zasoby :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyobraź sobie bobasa w pieluszce i śpioszkach, z grzechotką w łapce i smoczkiem w pysku - to ja! P
    Proszę.. Może to jest dla Flower najodpowiedniejszy wiek? A może skóra jest wystarczająco delikatna (hmm, choć nie; hormony szaleją przecież)? W każdym razie ciekawy zbieg okoliczności.
    Dziwisz się, że woli Twoje perfumy? Po prostu musi gust sobie wyrobiła. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. atititi bobasku :D Ja się tak naśmiewam z zazdrości wstrętnej, bo mi samej bliżej do 40 niż 30 :D
    Córce się nie dziwię się i nawet się cieszę, bo mi ładnie pachnie rano a całym domu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiek, jak twierdzili mądrzejsi ode mnie, jest sprawą umysłu; luzie są czasem młodzi, czasem starzy, zależnie od wielu okoliczności.
    Czyli wychodzi na dobre. :) Przy okazji: czy mogę dopytać o coś? Wiesz może, jak na co bardziej dosadne wonie reaguje jej otoczenie? Pytam, bo obserwowałam reakcje kumpli mojej siostrzyczki, którzy jakoś się nie krzywili.. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja się mogę wypowiedzieć w temacie, jak reagują nastolatki na intensywne zapachy, w końcu sama niedawno byłam...Ehh, byłam.

    Np. Organza Indence jest bardzo źle odbierana 'zaraz się uduszę, wyjdź z klasy i zmyj to z siebie!', podobnie jak Chanel no.19, natomiast Piątka jest ogólnie znana i większość jest przyzwyczajona, dlatego nie kwiczą ;) Z tego co wiem większości się jednak nie podoba, miałam tylko jedną koleżankę, która się zachwycała, że tak pięknie pachnę.
    O Angelach i Alienach nie wspomnę, nikt ich nie tolerował.
    Z perspektywy under 25 mogę powiedzieć, że dziewczyny w moim wieku uwielbiają przede wszystkim Acqua Di Gioia i Black XS. Za te kompozycje wszędzie i zawsze można dostać komplementy...

    OdpowiedzUsuń
  6. O, wreszcie Ktoś nafujał na Maczka :D
    Ja go nigdy nie lubiłam :/
    Ale to może dlatego, że w nieodpowiednim czasie poznałam?? Na pewno było już +25 na liczniku ;)

    Bardzo lubię za to inne jego wersje, np. Essentielle i Oriental :D

    Doczytałam, miłego wieczoru ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Temptmenow - dzięki za relację. :) Jestem akurat 25 jak w mordę strzelił, choć w okresie nastoletniości jeszcze "w temacie" nie siedziałam. Moi kuple już się przyzwyczaili do silnych woni, ale i tak nie zawsze reagują pozytywnie na intensywne kadzidlaki czy np. Ambre Russse. Ciekawa byłam prawdziwych opinii nastolatków, wiec dzięki. :)

    Magdulenko - cieszę się, że Ty się cieszysz. ;)
    Może faktycznie? Czasami niektóre perfumy wydają się po prostu zbyt infantylne. Co nie znaczy, że dla każdego takie muszą być. :)
    Hm.. mnie dziś wszelkie Flowery zniechęcają. W sumie szkoda.
    To fajnie, bardzo mi przyjemnie. Miłej soboty! ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Osz.... najpopularniejszy zapach Kenzo chyba, i nie lubię go, i nie pojmuję zachwytów. I dziwi mnie to i nie, z "kwiatkowymi" trudna sprawa jest w ogóle...;]

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak wyrażenia 'nuda' i bycie 'w ciągłym napięciu' mogły znaleźć się w jednym akapicie? Co one mają ze sobą wspólnego?
    Pozatym tak samo nie lubię 'Maczka'. ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Skarbku - jak ktoś ma pecha do kwiatków, nie da się ukryć. :) Popularny jest bez dwóch zdań. :) I dobrze.

    Anonimie/Anonimko - jak mogą? Spytaj, bo ja wiem..? O. Zapytaj Władysława Szpilmana na przykład (pro forma: "Pianista" Polańskiego) albo ludzi oczekujących w celach śmierci na wykonanie wyroku. Może prezentowana skala jest nieporównanie większa, ale nosząc Flower czuję się w pewnym sensie podobnie.

    A w ogóle: czy jest tu ktoś, kto go lubi?? ;P

    OdpowiedzUsuń
  11. Pamietam :) I tez sie pochwale, ze bylam jeszcze nastolatka wtedy ;)
    Reklamowali go chyba w Twoim Stylu. Pamietam te papierowe, nasaczane reklamy, w ktore wkladalam nochal marzac, ze moze dostane cos takiego na gwiazdke. Moje uwielbienie dla Flower trwalo krotko, szybko cala Polska zaczela go naduzywac. Faktycznie wstretny jest :) Po latach moge to powiedziec z pewnoscia.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )