Drogi są nieprzejezdne: auta stoją w kilometrowych korkach, także na autostradzie, TIR-y mają poważne kłopoty z wjazdem na kilkumetrowe wzniesienie; ludzie marzną (to ja) oraz mają przemoczone po kolana nogawki spodni (to też ja), od czasu do czasu zaliczają ślizg niekontrolowany i bliskie spotkanie z nawierzchnią (to nie ja - na razie.. ;) ), są śpiący i poddenerwowani [i po co??]. To samo mamy także po zachodniej i południowej stronie granic Polski. Słowem: zima wróciła!

Porządny śnieg spadł dopiero dzisiaj, jednak jego zapowiedź wyczułam już ponad tydzień temu. Pewnego dnia, opuszczając rano dom, wciągnęłam nosem powietrze; głęboko, z przepony [ale ja naturalnie oddycham przeponą, więc to żaden wyczyn :) ]. Więc wzięłam wdech i wtedy Ją poczułam.
Zima.
Zauważyliście, że każda pora roku ma własny, całkowicie niepowtarzalny aromat? I nie mam tu na myśli tych wszystkich zapachów "odczłowieczych" czy związanych bezpośrednio z cyklem wegetacyjnym roślin, a prosty, typowy dla wiosny, lata jesieni czy zimy aromat powietrza. Lekki, radosny, zielonkawy wiosną, ciężki, przysadzisty, wibrujący od gorąca w porze letniej, ziemisty, lekko nijaki lub wręcz stęchły jesienią oraz ostry, orzeźwiający, krystaliczny w zimie.
Właśnie ten ostatni wyczułam kilka dni temu; woń łatwą do odróżnienia od paczulopodobnej jesiennej kompozycji powietrznej. Bezkompromisową, silną i piękną.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że wiele osób za zimą, mówiąc delikatnie, nie przepada, ale jakoś nie bardzo mam chęć ukrywać swoją radość. Ostatecznie nie powinniśmy tak desperować: mamy dachy nad głową, mamy ogrzewanie i dostatek jedzenia [w razie niedostatku są sklepy lub mąka, jajka, mleko i drożdże w lodówce (oraz trochę cukru :) ), a co ambitniejsi mają nawet zakwas]. Nikt nigdy na dłuższa metę nie pokonał przyrody, więc powinniśmy dać sobie spokój z irytującymi próbami przepychania ściany i denerwowania się po próżnicy; jeśli można coś zmienić, to to zrób, a jeśli nie można - po co niepotrzebnie psuć sobie humor? No powiedzcie, po co?
O ile nie przypiera nas do muru konieczność bytowa, to nawet przymus dotarcia do szkoły czy pracy nie powinien nas przerażać: w końcu zawsze można zmienić środek transportu albo wziąć sobie wolne (jeśli szef odmówi przysłania helikoptera pod nasze drzwi ;) ). I zacząć lepić bałwana lub zorganizować bitwę na śnieżki z dziećmi sąsiadów; bo szkoły, oczywiście, będą zamknięte.
Więc zapach zimy nie powinien budzić w nas zdenerwowania a, co najwyżej, spokojne pogodzenie się z losem i/lub wzmocnić naszą asertywność. A ja zimę uwielbiam!
Niech nam żyje! (byle nie za długo, tak do lutego, marca, kwietnia ostatecznie) :)
Teraz wybaczcie, ale idę łuskać orzechy włoskie, podgórzyński tradycyjny wkład do karmnika dla ptaków.
Aha! Czekam na paczkę z próbkami, która powinna być u mnie już w piątek. Tymczasem listonosz nie dotarł. I co?
I nic. Co ma być, to będzie. :)
___
Dziś noszę Terre de Feu od Antonio Viscontiego.
P.S.
Źródła ilustracji:
1. Strona fotografa nazwiskiem Romuald M. Sołdek, http://www.soldekstudio.online.pl/galeria_wroclaw.htm
2. http://www.profeo.pl/gallery/photo/4755/Hala-Stulecia.html