poniedziałek, 29 listopada 2010

Zapach zimy

Jupi! :) Nareszcie.

Drogi są nieprzejezdne: auta stoją w kilometrowych korkach, także na autostradzie, TIR-y mają poważne kłopoty z wjazdem na kilkumetrowe wzniesienie; ludzie marzną (to ja) oraz mają przemoczone po kolana nogawki spodni (to też ja), od czasu do czasu zaliczają ślizg niekontrolowany i bliskie spotkanie z nawierzchnią (to nie ja - na razie.. ;) ), są śpiący i poddenerwowani [i po co??]. To samo mamy także po zachodniej i południowej stronie granic Polski. Słowem: zima wróciła!


Porządny śnieg spadł dopiero dzisiaj, jednak jego zapowiedź wyczułam już ponad tydzień temu. Pewnego dnia, opuszczając rano dom, wciągnęłam nosem powietrze; głęboko, z przepony [ale ja naturalnie oddycham przeponą, więc to żaden wyczyn :) ]. Więc wzięłam wdech i wtedy Ją poczułam.
Zima.

Zauważyliście, że każda pora roku ma własny, całkowicie niepowtarzalny aromat? I nie mam tu na myśli tych wszystkich zapachów "odczłowieczych" czy związanych bezpośrednio z cyklem wegetacyjnym roślin, a prosty, typowy dla wiosny, lata jesieni czy zimy aromat powietrza. Lekki, radosny, zielonkawy wiosną, ciężki, przysadzisty, wibrujący od gorąca w porze letniej, ziemisty, lekko nijaki lub wręcz stęchły jesienią oraz ostry, orzeźwiający, krystaliczny w zimie.
Właśnie ten ostatni wyczułam kilka dni temu; woń łatwą do odróżnienia od paczulopodobnej jesiennej kompozycji powietrznej. Bezkompromisową, silną i piękną.


Zdaję sobie oczywiście sprawę, że wiele osób za zimą, mówiąc delikatnie, nie przepada, ale jakoś nie bardzo mam chęć ukrywać swoją radość. Ostatecznie nie powinniśmy tak desperować: mamy dachy nad głową, mamy ogrzewanie i dostatek jedzenia [w razie niedostatku są sklepy lub mąka, jajka, mleko i drożdże w lodówce (oraz trochę cukru :) ), a co ambitniejsi mają nawet zakwas]. Nikt nigdy na dłuższa metę nie pokonał przyrody, więc powinniśmy dać sobie spokój z irytującymi próbami przepychania ściany i denerwowania się po próżnicy; jeśli można coś zmienić, to to zrób, a jeśli nie można - po co niepotrzebnie psuć sobie humor? No powiedzcie, po co?
O ile nie przypiera nas do muru konieczność bytowa, to nawet przymus dotarcia do szkoły czy pracy nie powinien nas przerażać: w końcu zawsze można zmienić środek transportu albo wziąć sobie wolne (jeśli szef odmówi przysłania helikoptera pod nasze drzwi ;) ). I zacząć lepić bałwana lub zorganizować bitwę na śnieżki z dziećmi sąsiadów; bo szkoły, oczywiście, będą zamknięte.

Więc zapach zimy nie powinien budzić w nas zdenerwowania a, co najwyżej, spokojne pogodzenie się z losem i/lub wzmocnić naszą asertywność. A ja zimę uwielbiam!
Niech nam żyje! (byle nie za długo, tak do lutego, marca, kwietnia ostatecznie) :)

Teraz wybaczcie, ale idę łuskać orzechy włoskie, podgórzyński tradycyjny wkład do karmnika dla ptaków.

Aha! Czekam na paczkę z próbkami, która powinna być u mnie już w piątek. Tymczasem listonosz nie dotarł. I co?
I nic. Co ma być, to będzie. :)
___
Dziś noszę Terre de Feu od Antonio Viscontiego.

P.S.
Źródła ilustracji:
1. Strona fotografa nazwiskiem Romuald M. Sołdek, http://www.soldekstudio.online.pl/galeria_wroclaw.htm
2. http://www.profeo.pl/gallery/photo/4755/Hala-Stulecia.html

7 komentarzy:

  1. zima wróciła i, niech zgadne, jak co roku zaskoczyła drogowców?
    Dołączam sie do wielbicieli zimy i aromatów pór roku. Zgadzam sie z określeniem zapachu zimy jako "ostrego, orzeźwiającego, krystalicznego". Tylko ostatnio, wdychając mroźne powietrze naszła mnie myśl, czy rzeczywiście to jest zapach? czy raczej odczucie, uczucie? czy to tylko mróz, "uderzając" aż o potylice :P, płata mojemu umysłowi figla?
    Podobne uczucie towarzyszy mi przy wąchaniu Rock Crystal, tylko w tym przypadku czuje jeszcze właściwy zapach

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię zapach zimy - ten krystaliczny, mocno ozonowy, niepowtarzalny. Ale zimy zimy nie lubię - jestem zmarzluchem ponad normę i w czasie zimy mam uczucie, że już nigdy w życiu nie będzie mi ciepło :( Poza tym zima w mieście to głównie błoto i sól na butach, brrrr. Za to na wsi, w lesie, nad jeziorem, przy kominku, z książką (choć przy kominku czytać się nie da, bo ogień zbyt mocno hipnotyzuje)... a śnieg jest biały, bielusieńki, mróz skrzypi pod butami, słońce świeci, nie ma wiatru... taką zimę to ja nawet lubię ;)
    A moje próbki dziś dotarły - i pachnę zimowym lasem, złotym tytoniem, czarna ambrą, intensywnym ogniskiem i piżmem w odcieniu sienny, czy jakoś tak ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierniczku - co ciekawe, bardziej zdumiała "zwykłych" kierowców, którzy nie mieli opon zimowych, więc wpadali w poślizg i lądowali na poboczach. I w ogóle, mimo sążnistych doniesień mediów o rychłym "ataku zimy" przecierali oczy ze zdumienia. Zima na przełomie listopada i grudnia - no, kto by pomyślał?? ;P Żeby drogi były wczoraj przejezdne, pługi śnieżne musiałyby być rozstawione średnio co kilometr. :)
    Wiesz, ostatnio coraz częściej zastanawiam się, na ile jakikolwiek zapach istnieje obiektywnie, "sam w sobie", a ile tworzymy go sobie w głowie, reinterpretujemy zgodnie z naszymi oczekiwaniami i doświadczeniami? To trochę tak, jak w naszej krótkiej dyskusji o perfumach dla brunetek i blondynek na blogu Sabbath. :) Dla mnie to też łączy się z subiektywnym postrzeganiem danej woni. Pracuję nad bardziej konkretnym ujęciem problemu. :)
    Z Rock Crystal to ciekawe, na mnie działa ździebko inaczej. Choć może..?

    Escritoro - bo to magnetyczny zapach w sumie i trudno mu się oprzeć. :) Tez lubię ciepełko, ale wychodzę z założenia, ze trochę (lub trochę więcej ;) ) zimna nie powinno zaszkodzić. Pewnie, że zima w mieście jest o kilka długości mniej atrakcyjna wizualnie, ale to tylko część prawdy - wystarczy zadrzeć głowę do góry, przejść się do parku, poobserwować fronty kamienic, zerknąć na świat przez obiektyw aparatu i utrwalić obraz; od razu zaczyna się przyjemniej kojarzyć! :) Do tego mamy jeszcze okres przedświąteczny, jarmarki, kwesty (a u Ciebie jeszcze bardziej bajecznie, czasem aż do przesady [Santa na każdym rogu ;) ]). Mmm... :)
    Sonoma? I jak wrażenia? Sienna Musk toto się nazywa, więc jak nic chodzi albo o barwę albo o miasto. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedźmo, piszesz jak zabujana nastolatka, a ja się zaraz zauroczę Tobą, wpadnę jak śliwka w kompot z suszu :))
    p.

    OdpowiedzUsuń
  5. W jednym z filmów Woddy'ego Allena ("Klątwa skorpiona") padł mniej więcej taki tekst: "czuję, że gdzieś w tym tkwi komplement, ale na razie nie potrafię go zlokalizować". Tak się właśnie czuję. ;) Tym niemniej dzięki serdeczne! :)
    A do suszu dorzuć przyprawy korzenne w woreczku z gazy oraz żurawinę - będzie ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Trudno sie nie zgodzic z przedmowca:)
    Mowi o sobie''Wiedzma'',a to Czarodziejka przeciez! oj nieladnie,nieladnie;)..

    OdpowiedzUsuń
  7. Ech, Wy pochlebcy! Przez Was się rumienię! ;) [nie wierzcie w to; ja się NIGDY nie rumienię. ;) ]

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )