To chyba jedna z cyklu najmocniej eksploatowanych fotografii Marleny Dietrich - ale przecież trudno się dziwić. W końcu ikoniczna aktorka świetnie odnajdywała się w prowokacyjnym entourage'u.
Co w dzisiejszych czasach znaczy świetny "piar", przekonać nas może choćby legenda pana nazwiskiem Yves Saint-Laurent, który - jak wieść niesie - "jako pierwszy ubrał kobiety we fraki". Jasne, że coś w tym tkwi, gdyż dla poprzedniczek modelek YSL męskie stroje wizytowe były najczęściej kostiumem scenicznym lub częścią ich prywatnego performance'u. Lecz to właśnie wizerunki Dietrich, Garbo czy Josephine Baker przeszły do legendy. Do tego, jeśli dobrze pamiętam, to w przedwojennej Warszawie ówczesna aktorka, Nora Ney, wydała raz przyjęcie, na które kobiety miały stawić się w szytych na miarę frakach [
Ze środowiskiem aktorskim, kabaretowym, burleskowym czy scenicznym w jakimkolwiek innym znaczeniu wiąże się również absynt, alkohol symbolizujący nieco mroczny, dekadencki, prowokacyjny klimat bohemy przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Na mojej skórze jednak ten konkretny, Memoirowy absynt niespecjalnie przywołuje ducha Baudelaire'a i jego braci z całej Europy (choć nie tylko). Nic dziwnego, jestem wszak kobietą. :) I o jego kobiecej interpretacji chcę dziś napisać.
Więc "mój" absynt posiada dwa oblicza: pierwsze, wyraziście piołunowe, gorzkie, ostre i krzykliwe to Memoir wersja oficjalna, zestaw firmowy, specjalność zakładu czy jak to jeszcze nazwać. Uderza w nozdrza wonią świeżo ściętych ziół, z których obficie płyną soki, plamiąc chłodne, stalowe ostrze noża. Bo i żelazistość skądeś przebija.
Dopiero po pewnym czasie piołun, mięta i spółka zyskują dystans, zasychają pozwalając połączyć się z róża i lawendą oraz otoczyć delikatną smużką kadzidła. Wówczas kompozycja staje się delikatnie pudrowa, buduarowa. Może to zapach garderoby jakiejś secesyjnej aktorki wkrótce po tym, jak pomieszczenie opuścił jej aktualny, hm.. protektor? Zwłaszcza, że wkrótce zwiększa się ilość suszonych kwiatów, dołącza dyskretna słodycz oraz nieco potężniejsze kadzidło.
To ostatnie wkrótce znika jako, że na słodko-gorzkiej podbudowie rozgościła się akuratnie nuta skórzana w odcieniu zamszowym: lekko przygaszona, może pastelowa, ale wciąż silna i efektowna. Oraz nuty drzewne, suchy mech, odrobina tytoniu (choć tej częściej nie ma, niż jest ;) ) i cudnie cielesne akcenty teoretycznie odzwierzęce, ambra i piżmo. A wszystko to trwa i trwa przez długie godziny, stopniowo tracąc po odrobince swej mocy, wyciszając się, blednąc.
Ładne jest to Wspomnienie, po prostu: ładne. :)
Rok produkcji i nos: 2010, Karine Vinchon-Spehn
Przeznaczenie: zapach programowo męski, ale polecałabym go też silnym, pewnym siebie kobietom. Wymarzony na wszelkie Okazje Bardzo Formalne. :)
Trwałość: bardzo dobra - od siedmiu do ponad jedenastu godzin
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-orientalna
Skład:
Nuty głowy: absynt, piołun, bazylia, mięta
Nuty serca: róża, kadzidło, lawenda
Nuty bazy: drewno sandałowe, drewno gwajakowe, ambra, wanilia, piżmo, mech dębowy, tabaka, skóra
___
Dziś noszę Padparadschę od Satellite.
P.S.
Dwie pierwsze ilustracje pochodzą z http://talesofaretromodernhousewife.blogspot.com/2009/11/womanly-tux.html
Lubię absynt... w perfumach, oczywiście. To taka męska nuta, która przepięknie układa się na skórze kobiety.
OdpowiedzUsuńAbsynt - dla mnie ciekawy wyłącznie w perfumach. :) I rzeczywiście, na kobiecej skórze potrafi przepięknie "zagrać". Czyli w sumie: pełna zgoda! :)
OdpowiedzUsuń