piątek, 26 listopada 2010

Bycie-dziewczynką

Na początek wyjaśnienie: żeby "być-dziewczynką" nie trzeba wcale być dziewczynką tak, jak nie trzeba być dzieckiem. To tylko forma (dość niezgrabnie ujęta, przyznaję) postrzegania rzeczywistości. A pisał o niej Pierre Péju we, wspomnianej już wcześniej, Dziewczynce w baśniowym lesie. Niedawno postanowiłam przypomnieć sobie tę książkę. A dziś oprę się na jej treści podczas recenzowania Molekuł Drugich. :) Zacznę jednak od podzielenia się z Wami pewnym wspomnieniem...


Kilka tygodni temu czytałam wspomniane dzieło na stacji kolejowej, oczekując na pociąg jadący do Wrocławia. Był dość zimny, ale słoneczny poranek po deszczowej nocy. Okoliczności przyrody, jak to na wiejskiej stacyjce: hałas, śmieci walające się wzdłuż peronów, ludzie; uczniowie szkół ponadgimnazjalnych w drodze na kolejne nudne lekcje [choć kto ich tam wie..? ;) ], dorośli zdążający do swojej "cholernej roboty", do lekarza specjalisty, do urzędu, na zakupy czy gdziekolwiek indziej; kilkoro towarzyszących im dzieci.
Wśród tego towarzystwa zjawiły się dwie panie, matka z może trzyletnią córką. Moją szczególną uwagę zwróciła dziewczynka - wesoła, rozbrykana, wszędobylska, zadająca siedemdziesiąt pytań na minutę. Oraz zafascynowana otaczającym nas krajobrazem: polami, drzewami okalającymi perony, lasem w oddali. Mała ciągała matkę po całym peronie w poszukiwaniu... liści opadłych z drzew. :) Wybierała je starannie, mrucząc coś pod nosem, cierpliwie znosząc irracjonalne [bo za takie pewnie je miała] pytania mamy, kierując się sobie tylko znanym kluczem. Uśmiechnęłam się i wróciłam do lektury.
W pewnej chwili poczułam, jak "coś" klepie mnie tuż powyżej kolana. Zobaczyłam wyciągniętą ku sobie rączkę odzianą w różową [a jakże!] kurtkę. "Proszę!", usłyszałam. Dostałam liścia. :) Podziękowałam i ucięłyśmy sobie krótką pogawędkę na temat jesieni. Po chwili moja nowa znajoma znudziła się i pobiegła do mamy. Wierzcie lub nie, ale tuż przed otrzymaniem podarunku czytałam akurat TEN fragment Dziewczynki:

Istnieje zatem piękność właściwa byciu-dziewczynką, rzeczywisty urok fizyczny związany ze skłonnością do wymykania się dorosłym, męskim bądź konwencjonalnym sposobom widzenia, które wymagają piękności zastygłej, zamkniętej w witrynie jak Śnieżka w swojej trumnie. Bycie-dziewczynką, przeciwnie, zakłada jakby niewidzenie siebie, zapomnienie o tym, by na siebie patrzeć, obojętność wobec wyglądu, a więc i wszystkich zwierciadeł, czyli także "spojrzeń drugiego" i uprzedmiotawiających męskich spojrzeń. Nie chodzi o to, by lekceważyć swój wygląd: po prostu się o nim nie myśli! Macocha Śnieżki ma obsesję na punkcie zwierciadeł, jest zafascynowana rodzajem piękności, jaki ukazuje ono bądź skrywa, piękności dla mężczyzny, piękności, która zakłada męskie pożądanie i rozkwita w byciu pożądaną.
Zupełnie inna jest piękność promieniejąca, rozśpiewana bycia-dziewczynką. (...)
Piękność bycia-dziewczynką bierze się stąd, że trzyma się ona na marginesie dominującej i władczej myśli (fallocentrycznej, patriarchalnej), obojętna na różnice płci. (...)
W sumie idea bycia-dziewczynką stanowi istotę baśni, leży w samym sercu tradycyjnych opowieści; to ruch dzieciństwa, który, pod postacią dziewczynki, możliwie radykalnie wyzwala się spod dominujących wartości. Baśń, która nie jest jedynie wyrazem zbiorowej nieświadomości, ale tworzy nieświadomość (...), mogła mówić wyłącznie o tej aktywnej, odosobnionej postawie dziewczynek, które odrzucone lub zdruzgotane natychmiast znajdują inne drogi.

Pierre Péju, Dziewczynka w baśniowym lesie. O poetykę baśni; w odpowiedzi na interpretacje psychoanalityczne i formalistyczne, przeł. Magdalena Pluta, wyd. Sic!, Warszawa 2008, s. 127-128.

[Podkreślenia kursywą pochodzą od Autora, wytłuszczenia - ode mnie; WzP]




Identyczną aurę wyczuwam wokół ambroksanu, jedynego składnika tworzącego Molecule 02 z cyklu Escentric Molecules. Jest podobnie żywy, czasem niemożliwy do uchwycenia a czasami jaśniejący rzadkim pięknem, płynącym z, trudnej do wyjaśnienia, mocy. Skrzący się, miękki i puchaty, choć nigdy w jakikolwiek ze znanych nam z życia codziennego sposobów. Z początku cichy, jakby zagubiony, nieśmiały, kurczowo trzymający się skóry. Dopiero po chwili, gdy już dostatecznie ogrzeje się, nabiera mocy i pewności, uderza silnym pieprzowo-papierowo-kurzowym strumieniem; jest wszędzie i nigdzie zarazem. Wolny od wszelkich cywilizacyjnych ograniczeń. Silny.
...albo i nie. :) Albowiem czasami czuję tylko początkowe nieśmiałe muśnięcie, po którym nie ma już niczego. Aż zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle naniosłam na skórę jakieś perfumy. Wtedy Molecule 02 przypomina spłoszoną sarnę albo jakiekolwiek inne leśne stworzenie, które ledwie mignie nam przed oczyma, by już więcej nie ujawnić swojej obecności. Dziwny to zapach. Zagadkowy. Dla oryginałów. ;)
W każdym razie lubię sposób, w jaki aromat zamiera, a może raczej powinnam napisać: zasycha. Stopniowo tracąc moc, zwijając się w kuleczkę, zasypiając na zawsze. A później delikatnie, stopniowo oddzielając się od komórek naskórka, schnąc i - ulatując w przestworza. Łagodnie, cicho, bez bicia dzwonów czy spazmatycznego szlochu bliskich. Po prostu.

Moja "peronowa" znajoma jest jedną z galerii niecodziennych typów małych dziewczynek, które dają się zaobserwować "w przyrodzie" i skatalogować gdzieś w zakamarkach mojego mózgu - jedną z tych niezwykłych dziewuch, które jeszcze/już/nigdy nie pasjonowały się lalkami Barbie, kiczowatymi różowościami, zabawą "w dom" czy tym wszystkim, co tradycyjnie nasza wspaniała cywilizacja małym dziewczynkom szykuje. Choć wiem, że wkrótce małe mogą wpaść w bezwzględne tryby machiny socjalizującej, to jednak - póki co - dają mi cząstkę nadziei na to, że nie wszystko jeszcze zdołano oblepić plastikiem rodem z Disneylandu czy powieści M. Musierowicz [mam na myśli te bardziej współczesne, jakby ktoś miał pretensje.. ;) ].
A listek...? Odruchowo włożyłam go do kieszeni płaszcza a później, już w pociągu, przełożyłam do czytanej książki. Właśnie na niego patrzę. :)


Rok produkcji i pomysłodawca (bo przecież nie twórca!): 2008, Geza Schoen

Przeznaczenie: zapach typu uniseks. Nie tylko dla małych dziewczynek. ;)

Trwałość: kiedy pojawi się na dłużej, trwa nawet do dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: ??

Skład:

jeden jedyny ambroxan
___
Dziś noszę Black Afgano od Nasomatto.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. Portal 123RF. KLIK
2. Obraz Kazimierza Alchimowicza pt. Dziewczynka na tle pejzażu z 1905 roku. Wzięty STĄD.

2 komentarze:

  1. Eh, dlaczego dorosli nie są tacy, jak ta dziewczynka? Dlaczego nie zbierają liści i nie rozdają ich innym ludziom?
    A Tych Molokuł nie znam, ale na razie mnie do nich nie ciągnie. A może powinnam skosztować, bo przecież z ambrą "trzeba się" jakoś powoli zacząć oswajać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to czemu? Bo są dorośli. I nie będą się "wydurniać", bo przecież "mają ważniejsze sprawy na głowie". ;)) Swoją drogą, listki dostało tez dwóch panów w średnim wieku, ale oni nie docenili prezentu i wyrzucili przy wsiadaniu do pociągu. Ech, mugole. ;)
    Ale miałaś do czynienia z Another od Le Labo, więc przeszłaś już szkolenie. :) Oswajać się możesz, to nigdy nie zaszkodzi - ale jak przyjdzie Ci ochota, nie wcześniej. Ale przecież tu nie obowiązują sztywne reguły, więc tym bardziej nie wiem.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )