czwartek, 4 listopada 2010

Are we snob?

No, właśnie... jakiś czas temu nawiedziło mnie to pytanie: czy jesteśmy snobami?

I zanim odpowiecie, że "nie, oczywiście, że nie; mamy po prostu hobby", to proszę Was o chwilkę zastanowienia.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni obejrzałam dziesiątki kolekcji perfum, pochodzących z całego świata (na przykład na Fragrantica Club) i zaczęłam się zastanawiać:
1. Jak to jest, że w polskich warunkach maniak perfumowy to ktoś, kto wytrwale i notorycznie penetruje niszę, żonglując tak enigmatycznymi (dla ogółu) nazwami marek, jak Bond No 9, Le Labo czy Smell Bent?
2. Dlaczego polska odmiana gatunku znanego jako "perfumista" niemal z definicji musi kochać się w kadzidlano-drzewnych killerach czy innych równie trudnych dziwadłach, sporą część nurtu głównego uznając za, mówiąc oględnie, średnio interesującą?
3. Dlaczego, mimo że "droższe" nie zawsze znaczy "lepsze", za takowe uważamy z pewnością to, co trudniej dostępne?

Czy powyższe kwestie wynikają z chęci "odchorowywania" dawnej, socjalistycznej i postsocjalistycznej szarzyzny i nijakości? A może ma to jakiś związek ze słynnym, sprzężonym z kryzysem ekonomicznym "efektem czerwonej szminki", czyli niezbędnego dla równowagi psychicznej substytutu luksusu i normalności? Albo pragniemy za wszelką cenę [dlaczego?] wyróżnić się z otoczenia, silnie podkreślając własną indywidualność? Lub jeszcze coś innego?
Jak to właściwie z nami jest?

Oczywiście, zawsze należy brać poprawkę na "drugą stronę medalu", czyli kompulsywne chomikowanie, ostentacyjne chwalenie się i snobizm ewidentny, który łatwo zaobserwować nie tylko na perfumeryjnej niwie. W końcu, jakby nie patrzeć, dla nas znaczenie ma przede wszystkim zapach, a cała otoczka typu kampania marketingowa, chwytliwe hasła, ładne buzie, sztuczne generowanie tajemniczości czy najzwyklejszy w świecie dizajn flakonu, są kwestiami drugorzędnymi.
W związku z tym chciałabym Wam coś pokazać: dawno, dawno temu zamieściłam na pewnym forum perfumowym portalu społecznościowym (link w mojej liście :) ) recenzję perfum Eden marki Cacharel. Dziś mam do niej stosunek mieszany, bo nie jest wolna od uproszczeń [świadomych i pragmatycznych, ale jednak] czy protekcjonalności, ale też starałam się wytłumaczyć mój punkt widzenia, który w sumie nie uległ zmianie. Niedawno zaś przeczytałam pod moją recenzyjką taką opinię, że opadła mi szczęka... :) Zresztą zobaczcie sami, klikając TUTAJ.
Myślę, że to całkiem dobry przykład różnicy w podejściu do perfum.

Wracając do punktu wyjścia, chciałabym ponowić pytanie: jesteśmy snobami, czy też nie? A może istnieje coś takiego, jak "snobizm pozytywny" i to w nim się odnajdujemy?
Ciekawam Waszych opinii. :)
___
Byłabym zapomniała: pachnę Ambre Russe od Parfum d'Empire. :)

17 komentarzy:

  1. Odpowiedź na pytanie 2:
    Moim zdaniem Twoje wrażenie jest błędne.
    Jeszcze parę lat temu, kiedy pojawiłam się jako kompletna świeżynka na perfumeryjnym forum zapachy kadzidlane uważane były za olfaktoryczne monstra i ludzie traktowali je właśnie tak: jak dziwolągi do poznania, ale żeby mieć?!
    Ja sama pewnie wystraszyłabym się opowieści o tym, jak odrażające jest np Messe de Minuit, na szczęście wtedy, dzięki mojej kumpeli - perfumomaniacznce poznałam pierwszego niszowca (a był to Jaisalmer CdG)i po prostu ześwirowałam. Nie był mój świr wcale szpanerski, bo dzięki niemu zyskałam (na forum także) opinię narwanego dziwoląga i uwierz mi, wcale nie pasło to mojego snobizmu. Potem okazało się, że po pierwsze mój świr jest zaraźliwy, a po drugie, że nie jestem sama.
    Ale nie o tym miałam napisać, tylko o tym, że chyba Twoje wrażenie jest mylne. Kiedy przeglądam fora, okazuje się, że większość ludzi woli jednak kompozycje mniej dziwaczne. A że każdy nieomal maniak perfumeryjny sięga po niszę w końcu? Spójrz na ofertę perfumerii selektywnych: jest dość zunifikowana. Nisza to wybór. Z resztą wyjaśniałam to tu:
    http://sabbathofsenses.blogspot.com/2009/02/tekst-ten-zamieszczam-na-wyrazne.html

    Kolejna kwestia to sam snobizm. Nie ma niczego złego w snobizmie, moim zdaniem. Jeśli tylko odróżniamy snobizm od szpanu. Snobują się ;ludzie na wrażliwców, inteligentów, oczytanych, czy kochających sztukę. Jesli zadają sobie trud snobowania się, to znaczy, że po pierwsze uważają te wartości (cechy) za warte zachodu, po drugie poświęcają temu czas i energię. Każdy powód jest dobry, by stać się mądrzejszym, bardziej oczytanym, bardziej obeznanym ze sztuką.

    I wreszcie kwestia tego komentarza. Gdyby recenzje mieli pisać wyłącznie właściciele flakonów, to recenzji negatywnych było by bardzo, bardzo niewiele. Bo kto normalny kupuje flakon perfum, które mu się nie podobają? Kto normalny kupuje płyty wykonawcy, którego nie słucha? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale miałaś piękny początek przygody z niszą! :)
    Zdecydowałam się napisać posta z powodu dezorientacji i zwyczajnej niepewności; może faktycznie za dużo w mojej opinii prześwietlenia naszej blogosfery a za mało forów? Nie wiem.
    Czy każdy maniak wpada w końcu w niszę? tak było w moim przypadku, więc z góry uznałam go za uniwersalny. ;P I na pewno częste przebywanie "w towarzystwie" perfum niszowych wpływa na ich większą akceptację, chęć poznania, posiadania etc. Sublimuje gust w jakiś sposób. Zauważam zbieżną drogę: od zdecydowanego "nie" dla kadzidła w perfumach, przez "ładne, ale nie dla mnie" po miłość lub przychylność, niezależnie od płci. Bo świr jest zaraźliwy, i to z niezwykłą intensywnością. :)

    Snobizm jako taki jest przecież oznaką, jak napisałaś, chęci doskonalenia się, kształtowania osobowości, gustu, charakteru, zachowań czy czego tam jeszcze; w końcu geneza tego słówka, adnotacja "s.nob." przy nazwisku ucznia (bodaj Eton?) na to właśnie wskazuje. Jednak do języka potocznego przedostało się ściśle arystokratyczne, pejoratywne rozumienie słowa "snob" i to właśnie je miałam na myśli. A do sensu właściwego nawiązywałam w pytaniu o "snobizm pozytywny". A rozróżnienie snobizmu i szpanerstwa jest dobre, dziękuję. :* Niemniej jednak edycji notki nie będzie. ;)

    A życie wśród samych pięknych perfum/ wspaniałej muzyki/ rewelacyjnych książek byłoby takie.. doskonałe! ;) I doskonale nudne. Uważam, że obiektywizm nie istnieje (tzn. może jakiś tam istnieje, ale dla człowieka nie jest osiągalny - i nigdy nie będzie), szkoda tylko, że ciągle muszę nadziewać się na ludzi o przeciwnym zdaniu. ;) A z przebywania w Waszym wirtualnym [ ;( ] towarzystwie wyniosłam jeszcze jedną naukę: permanentnej, absolutnej tolerancji - jak bez negatywnych uczuć, a nawet z uśmiechem, czytać negatywną, ciętą, złośliwą recenzję ulubionych perfum. :) Swoją drogą, polecam też sytuację odwrotną.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy każdy maniak wpada w niszę? Nie, nie sadzę. Znam osoby, które mają nos mocno wyrobiony i pozostają przy zapachach nie niszowych (przynajmniej w większości), ale moim zdaniem, każdy maniak czyni głębszy lub płytszy research niszy. Sprawdza czy to dla niego, szuka nowych wrażeń, nowych podniet. I albo je znajduje, bo zawsze pragnął dziwaków, albo je znajduje częsciowo, bo to jednak morze nowych możliwości, albo ich nie zjdyje, bo na przykład lubi klasyczne Guerlainy, a nie nowoczesne cuda (choć i dla takich pewnie jest jakaś nisza w niszy). Daleka jestem o twierdzenia, że zamiłowanie do kadzideł to sublimacja gustu. Dla niektórych jest to jakis rozwój w znaczeniu poszerzenia horyzontów, a dla innych wcale nie. Na przykład u mnie miłośc do kadzideł wcale nie wiązała się z rozwojem. Jako perfumeryjny barbarzyńca, naprawde niemal świezynka oszlałam po powąchaniu Avignon czy jaisamlera. Taki mam po prostu gust i nie świadczyło to o znawstwie, bo większośc normalnych zapachów była dla mnie kompletnie niezrozumiala na tym etapie. Dopiero teraz, po kilku latach wąchania dotarłam do miejsca, w którym oglądam zapach jak konstrukcję, potrafię podziwiać nawet jeśli jest kompletnie nie mój. Przyznaję, że czuję się z tym trochę jak ciepłe kluchy, czy inaczej (jak mawiała moja mama) melepeta.

    W kwestii snobizmu przybijam piątkę, zaś ostatni akapit znów skomentuję.
    Po pierwsze tak naprawde fascynuje mnie nie to, co idealne, lecz to, co charakterystyczne. A to rzadko idzie w parze. I nie piszę tu tylko o perfumach. :)))
    Po drugie, ja naprawdę lubię, kiedy ktoś zjeżdża moje ulubione perfumy. I ciuchy, i muzykę, i w ogóle uwielbiam, kiedy ludzie nie lubią tego, co ja. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpadłam nów, żeby poprawić pewien błąd, który nie dawał mi spokoju, a tu kolejny komentarz. :)

    Kadzidła to tylko przykład; dobry, bo jaskrawy. Chodziło mi o to, że im dłużej przestaje się z niszą, tym łatwiej wychwycić rażącą syntetyczność czy niestaranne wykonanie, najczęściej w perfumach mainstreamowych, bo tam tego najwięcej; i niechby potem świeżo wyrobiony przy miągwach (albo melepetach, też znam ;) ) kobiecych od Rancé czy bezpiecznie "męskich" Piverach, ale dość łatwo odróżnić je od kolejnych Calvinów Kleinów (co nie znaczy, że raptem trzeba pozbywać się wszystkich zakupionych wcześniej CK [to by dopiero było szpanerstwo!]), po prostu inaczej się na nie spogląda. Tak myślę. I pewnie, że nie każdy zaraz pada rażony piorunem i już tylko o niszy śni (to też mój przypadek i reakcja po poznaniu pierwszego "niszaka", Féminité du Bois już od Lutensa); to może przyjść z czasem, bez presji. Albo i nie; choć niemal zawsze jakoś tam się niszowe pachnidła docenia - a od doceniania do przeszukiwania droga krótka.. :)

    Co do ostatnich akapitów naszych wynurzeń, to - nie znasz się na sarkazmie. ;P Ideały są potrzebne, ale jako byty abstrakcyjne; w przyrodzie nie występują (chyba, że na zasadzie anomalii ;) ). Ja tam za tym nie przepadam jakoś specjalnie, ale też włosów z głowy nie rwę, bo i sama wielu rzeczy nie trawię. Ty to chyba lubisz się bić. ;)) O obronie czci własnego gustu, rzecz jasna. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakiś bełkot mi wyszedł. miało być: "niechby potem świeżo wyrobiony przy miągwach kobiecych od Rancé czy bezpiecznie "męskich" Piverach ZOSTAŁ".
    I chodziło o to, że Lutensowe FdB mnie nie powaliło. Ech, zmęczenie materiału. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A moż to jest tak, że po prostu - im dłużej i z większą uwagą wącha się różne perfumy, tym łatwiej nam j oceniać? A że (jak juz napisałyśmy) wąchając długo i namiętnie w końcu wdeptujemy w niszę, to te momenty zwykle się zbiegają?
    Nie wiem. Spekuluję.

    A lutensowskie Feminite tez mnie nie powaliło. Nie wiem, czemu, ale nie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jako człowiek, który porzucił ambicje i marzenia, żeby zarabiać pieniądze i przez 24h/dobę robić to, czego nienawidzę, obiecuję, że kupię Ci kiedyś dużo perfum.

    Z drugiej strony, słaby ze mnie drugi Wokulski i chodzi mi też po głowie pomysł, żeby kupić sobie na własność tamte dwie kobiety. Przykułbym je do kaloryfera, wypryskał wszystkimi dostępnymi w kioskach ruchu dezodorantami i kazał tańczyć do piosenek z płyty Radio Zet 2009. Całość przetransportowałbym do Centrum Sztuki Współczesnej i pokazywał światu jako performerską instalację pt. Pecunia Non Olet.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sabbath - spekulujesz w dobrym kierunku. Chyba. :) Ja do FdB spodziewałam się czegoś bardziej miękkiego, przytulnego, kobiecego właśnie. A jednocześnie - drzewnego jak jasna cholera. Dostałam letni zefirek w Lasku Bulońskim. Nuuda.. :)

    Czarku Bez Strony - to naprawdę musisz cierpieć na nadmiar kasy. ;) I nie współczuję, bo sam sobie zgotowałeś ten los. :)
    Ale jednak dobrze, że nie masz zadatków na Wokulskiego, bo ja za Stasiem nie przepadam, mówiąc oględnie. Choć w opisanej przez Ciebie sytuacji czułabym się jak Salome, a to niezbyt poręczne (na co mi dwie, obłażące ze skóry, głowy? ;) ). Panie mają takie zdanie, jakie mają i niech im bóg Merkury da hektolitry perfum, poważnie. :) Byle mnie do tego nie mieszały.
    P.S.
    Radio Zet da się jeszcze wytrzymać. Eska - to jest dopiero czyste Zuo! ;) Pewnie mają jakąś składankę? ;P

    OdpowiedzUsuń
  9. Na pewno mają. Zawsze może być to też audiobook, któregoś z dzieł tej pani: http://www.winters.net.pl/

    Nie do końca sam sobie zgotowałem; jeszcze nie do końca cierpię na nadmiar gotówki - ale to już niedługo, już tuż, tuż :)

    Poza tym skromność to chyba nowy pierwszy grzech śmiertelny. Jak pisze klasyk:
    "Najbiedniejszy kraj, w którym można kupić produkty Le Labo (Japonia) ma PKB/ osobę rzędu 32 000 $ (w USA- 46 000 $). W Polsce jest to 18 000 $. Czy to wymaga komentarza???"
    I te trzy wymowne znaki zapytania :)

    Już wolałem, jak autor opowiadał, że gdy ludzie mówią mu, że pachnie jak kiełbasa, to wcale nie pachnie jak kiełbasa, ale platoński byt idealny i olfaktoryczny absolut. A ludzie się nie znają.

    Chociaż może jestem za mało wyrafinowany i nie przypominam Oscara Wilda, a jedynie Cyrano de Bergerac ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzieł pani Winters nie znam, więc się nie wypowiadam.

    A klasyk, jak to klasyk - ma swój, dość specyficzny, styl. :) I podejrzewam, że może być jedną z osobowości typu Witkacy czy - tu całkiem wpadam w wysokie C - Platon: podobno spora cześć tych, którzy mieli przyjemność poznać ich osobiście, hm... miło spotkania nie wspominała. Za to dziś obaj mają własne, jakże znakomite legendy. ;) Tak więc proponuję poczekać jeszcze ze trzydzieści lat, później zweryfikować efekty osiągnięć obgadywanej osoby i, w trzeciej kolejności, wrócić do tematu.
    Swoją drogą, lat temu przeczytałam analizę języka internautów i zapamiętałam jedną uwagę odnośnie wykrzykników i znaków zapytania: użycie dwóch to krzyk lub niedyskrecja, użycie trzech i więcej: wrzask oraz brak wychowania. Staram się tego trzymać, choć wychodzi różnie. :)

    Cyrano kojarzył mi się zawsze z Pinokiem - pewnie przez ten nos. Też lubisz mijać się z prawdą? ;)

    I jeszcze coś: polskie średnie zarobki rzeczywiście zakrawają na kpinę (choć taka np. Ukraina wcale nie ma lepiej; ale ona nie jest w UE), co znaczy, ze nie jesteśmy godni tak szlachetnej, wyrafinowanej i ekskluzywnej (czyli: wyłączającej :) ) marki, jak Le Labo. Jeśli skromność jest pierwszym grzechem głównym, to pycha szybko odrabia straty. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam głównie na myśli pychę samych twórców marki. ;) choć parę innych też by się dało podpiąć. Super-duże stoiska, miejsce na wypasioną aparaturę - rozumiem, że na takim picu robi się prawdziwą kasę, bo ludzie lubią myśleć o sobie, jako elicie wspólnoty lokalnej czy jakiej tam jeszcze, więc chętnie kupią taki bajer. Ale na litość - to tylko pachnąca woda zaprawiona alkoholem czy olejkami, nie żadna ambrozja, nektar, manna z nieba i woda żywa razem wzięte! Robienie takiej szopki wokół czegokolwiek, co można kupić lub sprzedać, niezmiennie mnie śmieszy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Hmmm, ja nie wiem, czy to snobizm. Według mnie nie.
    Mój przypadek: Mainstream mnie w większości nudzi (podkreślam, że w większości, co nie znaczy, że całkowicie), bo prawie wszystko pachnie tak samo. Nisza nie była i nie jest dla mnie trudna do zdobycia. Droższa - owszem, ale nie dlatego ją kupuję. Kadzidło i drewno: no to jest akurat najbardziej moje, najbardziej mnie zachwyca, najlepiej się w tym czuję (drewno nawet bardziej niż kadzidło). Ale przepadam też za czymś, na co inni fujają: jaśmin. Poza tym nie chomikuję. Nie płaczę nad skończoną flaszką. Zatem w jakim nurcie jestem?

    Inna rzecz: Czy o osobie, która zamiast kupować obrazy pod Bramą Floriańską w Krakowie jeździłaby po galeriach i wyszukiwała dla siebie perełki, nazwalibyśmy snobem? A tę, która zamiast słuchać mainstreamu radiowego wolałaby ściągnąć z zagranicy płytę mało znanego zespołu, nazwalibyśmy snobem? itp., itd.. Punkt widzenia zależy też od punktu siedzenia - dla tych, którzy kupują podróby perfum, snobami są te osoby, które kupują mainstreamowe oryginały w perfumeriach. Powiem tak: niech każdy robi co chce, o ile nie szkodzi innym (nawet jeżeli krzyczy markami, choć ja tego nie lubię).

    Jakoś mi nieskładnie dziś wychodzi wyrażanie myśli, za co szczerze przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dla mnie nisza była przede wszystkim kompletnie nieznanym rejonem; terra incognita prawdziwa - i to mnie do niej skłoniło. :) Zadając pytania, jak wspomniałam wcześniej Sabb, po prostu nie miałam pojęcia, jak się do nowo nabytej wiedzy odnieść. I myślę, że rzeczywiście dobre byłoby wyraźne rozgraniczenie snobizmu od szpanerstwa, bo przecież snobizm nie zawsze musi być zły. :) A jaśmin przecież jaśminowi nierówny; co nie znaczy, że należy mu się mniejsza estyma (drewno też można kompletnie spartaczyć).

    Co do drugiego akapitu... "na zdrowy rozum" oczywiste jest, że nie (tak jak zupełnie zrozumiała dla otoczenia i łatwo przez nie tolerowana powinna być czyjaś skłonność do perfum niszowych lub mongolskiej kinematografii - co komu do gustów bliźniego?), tyle że: Polacy kochają być zawistni wobec tych, którzy się wyróżniają; to jedno z naszych narodowych hobby, tuż obok walki z przeważającymi siłami wroga. ;)) Nie dalej, jak dzisiejszego ranka jedna z moich ciotek uznała za stosowne podzielić się ze mną informacją o tym, że na jednym z portali internetowych pokazywano torebki pani Jolanty Kwaśniewskiej i one kosztowały "dwa tysiące [zł], cztery, a jedna chyba z osiemnaście!" I,zdaje się, wspomniana ciotka nie bardzo zrozumiała, o co mi chodzi, gdy zapytałam: "i co w związku z tym?" ;) Bo przecież jasne jest, że powinna kupować kiczowato-bazarowe potworki ze skaju w panterkę za 50 zł., jak wszyscy normalni ludzie w tym kraju. ;) Ergo: jest straszną snobką (w odróżnieniu od mojej ciotki i jej podobnych, rzecz jasna. :P
    Po prostu zastanawiałam się "co o nas myślą"; nie robię tego często, ale czasem mi się zdarza. :) I stąd pytania o snobizm.

    Wyszło, że jesteśmy porządnymi, samokształcącymi się, poświęcającymi czas i wysiłek intelektualny snobami, ale do szpanerów nam daleko. :)

    Mnie też wyszło cokolwiek nieskładnie, ale grunt, że myśli nasze są czytelne. :) Więc nie masz za co przepraszać.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja w ogóle nie rozumiem, czemu słowo snobizm musi budzić negatywne konotacje. Dla mnie snobizm to bardziej/mniej zdrowe umiłowanie piękna, luksusu, dobrze pojętej estetyki i nie ma w tym nic złego. Aspirowanie do czegoś pięknego, lepszego jest zawsze godne pochwały.

    Od snobizmu należy odróżnić nowobogackość, kiczowate nuworyszostwo i próżność, które ze smakiem nie mają nic wspólnego.

    Prawdziwy snob snobuje się też na zdrowy dystans do swoich gustów i otwartość kulturową.

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiesz, zainspirowałeś mnie do poszukiwań. :)

    Poszperałam po "źródłach", poczytałam definicje, kompilacje, opinie i wyszło mi, co następuje: postrzeganie kogoś jako "snoba" czy jakiegoś zachowania za "snobizm" jest sprawą bardzo delikatną i w sumie - dosyć zdradliwą, łatwo przyczepić komuś łatkę, ale niezmiernie trudno: uzasadnić kiedy kończy się radość z dzielenia się światem swoim hobby, swoją wiedzą czy umiejętnościami, a zaczyna snobizm albo jak odróżnić snobizm od gadulstwa. Aby zobrazować, o co mi właściwie chodzi wkleję link do pewnego ciekawego wywiadu:
    http://www.bankier.pl/lifestyle/wiadomosc/Snobizm-sztuczne-podnoszenie-wartosci-1718779.html
    Wypowiedzi prof. Domańskiego są ciekawe, wartościowe, ale czytając je, co chwilę odnosiłam treść słów do samej idei wywiadu (oraz wyobraziłam sobie, jak mógł wyglądać) i zastanawiałam się, czy aby pan Profesor nie jest przypadkiem strasznym snobem? ;)

    Natomiast wg Słownika Języka Polskiego PWN "snob" to "człowiek pozujący na znawcę jakiejś dziedziny lub bezkrytycznie naśladujący sposób bycia, gusty lub poglądy". Więc tym, co najpełniej umożliwiłoby nam odróżnienie, dajmy na to, snoba od pasjonata jest nasza wewnętrzna wrażliwość, umiejętność obserwacji bliźnich i wyłapywanie wszelkiej sztuczności w ich zachowaniu. Ale to też jest ryzykowne, bo kto da nam gwarancję, że się nie mylimy?

    Tak więc: choćbyśmy stawali na rzęsach i klaskali uszami (jak mawiała moja polonistka z liceum) i ak zawsze znajdzie się ktoś, kto posądzi nas o snobizm, taki czy inny. Po prostu, jeśli komuś własne zdrowie fizyczne i psychiczne - to drugie nawet bardziej - miłe, niech nie przejmuje się krzywdzącymi opiniami osób trzecich. ;) Od tego można zyskać najwyżej nerwicę i wrzody żołądka, nigdy powszechną akceptację otoczenia. :)

    Na koniec sznurek do artykułu z kraju, który na punkcie wykrywania snobizmu ma prawdziwą obsesję:
    http://elondyn.co.uk/newsy,wpis,5962

    A w ogóle, to się z Tobą, Czarku, zgadzam całkowicie. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. http://stuffwhitepeoplelike.com/

    Polecam, świetna, pełna dystansu i humoru strona. Dziś słuchałem archiwalnego nagrania wykładu autora na LSE.

    Dla mnie snobizm, jak i poczucie estetyki jest pozytywne, kiedy nie zdradza przejawów auto-/meta-tematyczności. Owszem, gust powinien być świadomy i wyrobiony, ale nie skoncentrowany na byciu gustem, bo wtedy właśnie niesie negatywne skojarzenia.

    Miałem coś jeszcze dodać, ale to wszystko są banały i chyba lepiej już o tym nie pisać i zająć się perfumami.

    No i zarabianiem pieniędzy, w końcu miałem kupić tamte dwie larwy he he

    OdpowiedzUsuń
  17. Hm, gdy słyszę zbitkę "white people", to w kieszeni otwiera mi się nóż sprężynowy (szczęśliwie, "ode mnie"), podobnie jak na wyrażenie "black people" - ale może padam ofiarą własnego meta-tolerancyjnego uprzedzenia? ;)
    Tym niemniej sprawdzę, jak tylko wrócę do domu.

    Wracajmy do odorów. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )