czwartek, 18 listopada 2010

Przybyli ułani pod okienko, czyli listopadowe zakupy perfumowe

Żeby nie było, że ciągle Was, drodzy Państwo, zwodzę. ;) Dziś najnowsze nabytki do mojej kolekcji [zanosiło się na więcej, ale... już się nie zanosi :) ].
Tam-da-dam:


Książki to:

1. J. Stephan Jellinek, Perfumy. Marzenie we flakonie. Istota perfum, ich działanie, dobór i zastosowanie zapachów klasycznych i nowoczesnych, przeł. Janina Zapaśnik-Ogrzewalska, wyd. Warszawski Dom Wydawniczy, Warszawa 1994.
Odrobinę więcej znajdziecie TUTAJ.
2. Cathy Newman, Perfumy. Podróż w świat zapachów, przeł. Barbara Gadomska, wyd. G+J RBA, Warszawa 2000.
Kapitalny album wydany pod szyldem National Geographic (zdjęcia: Robb Kendrick), do którego przymierzałam się od dłuższego czasu.
Więcej szczegółów TU.

Ale przecież nas i tak najbardziej interesują flachy. :)


Oto i one. Miałam chęć zaopatrzyć się w coś użytecznego [stąd Impérial Opoponax Les Néréides], coś nieodparcie uroczego [jasny, apetyczny poprawiacz humoru z białej czekolady, truskawki i ambry, sygnowany Cioccolato Mon Amour] oraz coś zaskakującego [czyli sugestywny aromat czystego bzu w czasie mroźnej zimy ;) Pur Désir de Lilas od Yves Rocher].

Choć flakony mam już od jakiegoś czasu, to książki przybyły dzisiaj na skrzydłach jednej z firm kurierskich (nie wiem czemu, bo zamawiałam tańszą dostawę przez PP; widać cuda się zdarzają!:) ). I wybaczcie marną jakość fotografii, ale na Podgórzu dziś aura iście listopadowa.

Jak Wam się podobają moje nabytki?
___
Dziś noszę J'Ose od José Eisenberga.

6 komentarzy:

  1. Też nad Imperial Opoponax dumałam, ale jakoś nic wydumać nie potrafiłam. Piękna ta "słodka mirra". Czekam na recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem do końca przekonana, czy piękna; z pewnością charakterystyczna, ale i bardzo "noszalna". Oraz ciekawa; potrzebowałam takiej spokojnej żywicy. :) Recenzja będzie, ale najpierw niech upłynie trochę czasu.
    Szkoda, ze nic nie wydumałaś - może jeszcze kiedyś weź mirrę za rogi, co? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Iiii, mirrę to ja bardzo lubię :) Bardzo, bardzo. A Imperialnym Opoponaxem jak na razie delektuję się z próbki. Moze kiedyś zaszaleję ;)
    A wiesz, no na mnie ten Opoponax jest... no po prostu ładny. Właśnie, może to za ładne jest i dlatego z dumania nic mi nie wynika konstruktywnego? A może dumam, ale niewłaściwie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to się ładnie mówi..? "Czas pokaże". ;) Więc może daj sobie spokój i wróć do próbki za jakiś czas, a wtedy wydumasz to właściwe.
    Na mnie IO z początku wściekle "daje" amaretto, za którym nie przepadam. Choć kompozycja jako całość coraz mocniej mnie wciąga. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję nabytków. Nie będę oryginalna jeśli napiszę, że nad Imperial Opoponax tez dumałam. nawet kliknęłam na Allegro, ale potem wyczaiłam, że kobieta sprzedaje ponad dwa razy drożej, niż kupiła w polskim sklepie i moja wredna natura kazała mi zrezygnować. I nie żałuję. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z Alem trzeba uważać: zbyt łatwo uznać zakup za okazję, przeliczając wartość flakonu z Luckyscenta na przykład.. Co jest szczególnie straszne, gdy kupujemy perfumy używane; a piszę to, bo i sama ostrzyłam sobie na IO pazurki już wcześniej [a mam wrażenie, że myślimy o tej samej aukcji - jakiś miesiąc temu, może trochę więcej, flakon mniejszy niż 100 ml? ;) ]. Więc nie ma czego żałować.
    Dzięki. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )