piątek, 29 kwietnia 2011

Spacer po lesie

W ramach odpoczynku od wszechogarniającego bombardowania niusami matrymonialnymi z Londynu, recenzja. :)

Przepadam za wszelkimi formami perfumiarskiego drewna: czy to kadzidła, czy soki wyciśnięte ze świeżych liści. Dlatego mojej uwadze nie mogły ujść poczynania marki Dsquared², piewców wszelkich olfaktorycznych wcieleń drewna i - pośrednio - piękna kanadyjskiej przyrody. Choć muszę przyznać, że po burzliwej przygodzie z She Wood do powrotu w objęcia perfum sygnowanych przez kanadyjskich bliźniaków, jakoś nie było mi śpieszno. Próbka męskiego odpowiednika wspomnianej wody zbierała kurz, a jeden znajomy flakon raczej odstraszał. ;) Do niedawna; dość wspomnieć, że ciekawość zwyciężyła i w końcu się przemogłam.
Zachwytu co prawda nie przejawiłam, ale muszę przyznać, iż powoli zaczynam zmieniać zdanie...


Czego nie osiągnęło nawet nad podziw świetne Velvet Forrest, udało się podstawowemu wariantowi męskiej serii Wood: wiedźma zabłądziła w lesie. ;) Choć, wbrew pozorom, nie trafiłam w dzikie ostępy lub chociaż swojskie chaszcze, tylko do zgeometryzowanego, usystematyzowanego, logicznego japońskiego zagajnika. Lecz mam swoiste déjà vu: dokładnie to samo przydarzyło się już wcześniej, w przypadku Rush for Men marki Gucci.
Wszystkiemu zawinił cedr, prężny, potężny i świeży. Misternie wpasowany w akordy ozonowe, łagodnie cielesne oraz te zbudowane na bazie spokojnych, niestereotypowych, delikatnie wycofanych kwiatów: lawendy w Rush oraz fiołka w przypadku He Wood.

I tak od początkowego ogólnego ocedrzenia organizmu, z lekka jeno złamanego dawką soczystej, słodko-metalicznej kwiecistości, kompozycja powoli przechodzi w cedr jasny, wysuszony na słońcu, zmieszany z żywą, elegancką, prawie-Guerlainową wetywerią. Pachnidło jest arcyproste, głębokie, optymistyczne. Nutka tajemnicy czai się tuż za progiem, a jednak nie ma śmiałości go przestąpić. :) Całość udana, aż miło - wysmakowana i elegancka. Szczególnie w ostatniej fazie, kiedy do nut drzewnych dołączają teoretycznie odzwierzęce ocieplacze, zmieniające głos jasny i czysty w cichy, cielesny pomruk. Kurczę, mnie samej chce się mruczeć! ;)
Mieszanka nabiera lekkiej słodyczy, miękkości, aksamitnego poblasku. Wtula się w ludzkie ciało i zasypia. A my razem z nią, nieco rozmarzeni i błogo uśmiechnięci.

Coś czuję, że czas na kolejną długaśną wizytę w którejś z sieciowych perfumerii. Wszak Dsquared jest marką perfumiarsko płodną. Nadeszła pora, by przeprosić się z resztą ich produktów.


Rok produkcji i nos: 2007, Daphné Bugey

Przeznaczenie: bardzo "ludziowy" zapach stworzony dla mężczyzn [tradycyjnie testy polecam również paniom; a wiem, że mogą być pozytywnie zaskoczone ;) ], miękki, ciepły, idealnie wyważony. Na Poważne Pertraktacje, jak i na randkę, do ślubu i do knajpy. Dość spokojny, choć nie bliskoskórny.

Trwałość: od ośmiu do ponad dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna (oraz wodna)

Skład:

Nuta głowy: liście fiołka, nuty wodne, fiołek
Nuta serca: drewno cedrowe, wetyweria
Nuta bazy: sosna, piżmo, ambra
___
Dziś noszę Casmir marki Chopard [i wcale nie jest taki, jak myślicie! ;) ].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )