Starożytne rzymskie miasto Paestum, znane także jako Posejdonia bądź po prostu Pesto dziś jest częścią miejscowości Capaccio w Kampanii, więc do Rzymu stamtąd trochę daleko. Jest jednak coś, co łączy oba miejsca: starożytne ruiny. :) I chociaż to do szczątków Koloseum czy Forum Romanum ciągną tłumy turystów z całego świata, pierwsze z antycznych miast uczyniono terenem parku archeologicznego [jak Pompeje], siłą rzeczy znanego głównie Włochom. Choć wpisano je na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.
Czy w przyszłości trafią na nią nasze, nowożytne rozwiązania architektoniczne?
Pytam, zaintrygowana własnymi skojarzeniami odnośnie Paestum Rose marki Eau d'Italie; jako że, wbrew sztampowym oczekiwaniom nie znajduję weń niczego, co w jakikolwiek sposób nawiązywałoby do starożytności, dziwów niezbyt zrozumiałej epoki, ulicznych graffiti, publicznych łaźni, akweduktów, garum, walk gladiatorów, fars Plauta czy ekscesów Tyberiusza (zgoda, ten bardziej do Capri pasuje). Paestum Rose pachnie jak... no właśnie.
Jak pachnie Paestum Rose?
Mam z tym mały problem. :) W pierwszej chwili aż mnie palce świerzbiły, by dopisać "...jak przyszłość", ale nie jest to prawdą. Przynajmniej nie do końca.
Co prawda dzieło tylko w pierwszych dziesięciu, może piętnastu sekundach swego trwania nawiązuje do woni esencjonalnych, głębokich i pełnych, ciemnoczerwonych pąków róż, jednak w miarę upływu czasu zaczyna mieć z nimi coraz mniej wspólnego. Charakterystyczna mieszanka drzewnych balsamów, przypraw oraz charakterystycznych, frapujących owoców z... piwonią sprawia, iż kompozycja szybko przeistacza się w zapach rozgrzanego promieniami słońca metalowego krzesła, stojącego gdzieś na skraju ogrodu oraz kawiarnianych ogródków. A może to zwykła trattoria?
Tak czy inaczej, od miękkiej, poniekąd kaszmirowej metaliczności nie sposób uciec. Urocze toto i niekonwencjonalne. Lecz czy pachnie, jak przyszłość? Raczej nie.
Problem w tym, ze nie wyczuwam w PR także teraźniejszości, z jej ciągłą presją, zaganianiem, przymusem sztucznego entuzjazmu i terrorem olfaktorycznej prostoty. Więc przeszłość?
Z nią zaś stereotypowo zwykło się wiązać klimaty łagodne, ciepłe, nieco puchate, a jednak zmysłowe. Jeśli róże, to obudowane tak, by cicho nuciły nam "pieśń bez słów" tam, gdzie przed świtem "słowik z zaroślach kląska". ;)
A tu masz! Zero tandetnego sentymentalizmu; za dużo żelaza, żywic, przypraw, nut dymnych i nienachalnie słodkich (mam! to czarna porzeczka). Trudno, tym razem Laura z Filonem się nie zejdą. ;)
Bo nawet, kiedy róża zniknie, ciągnąc za sobą lekki pieprz, w dalszym ciągu mamy przyjemność z kolendrą, paczuli, wetywerią, czarnymi porzeczkami, piwonią, mirrą, cynamonem, benzoesem, sosną, kardamonem, cedrem, kadzidłem frankońskim, pudrowym piżmem oraz ambrą okrągłą i puchatą. To wszystko zostaje z nami, mieniąc się, przetasowując, obudowując tajemniczy zapach metalu, znany choćby z Lalique'owego Ametystu. Z tą różnicą, że PR jest bogatsze, bardziej wytrawne, misterne oraz nieco tajemnicze.
Dowodem niech będzie fakt, że gdyby nie internet, sama nie potrafiłabym rozszyfrować połowy elementów wyliczanki piętro wyżej. :) Tak bardzo poszczególne składniki są zmieszane, utarte starannie na jednolitą masę. Niezwykłe w swojej nieprzyjaznej sympatyczności [albo przystępnej świeżości; zależy, jak spojrzeć].
Natomiast już bez niczyjej pomocy jestem w stanie zaobserwować zniknięcie sporej części przypraw, owoców i mniej trwałego drewna, zastąpionych przez powracającą spokojną, do cna nowoczesną, metaliczną różę. W tej odsłonie znajduję spore podobieństwo do Rose Poivrée z asortymentu The Different Company. W sumie nic dziwnego: wszak w nutach Paestum Rose powtarzają się bodaj wszystkie składniki Róży Pieprzowej tyle, że silniej obudowane w wydarzenia. Całość zanika powoli, spokojnie i dyskretnie. W sposób, jaki najbardziej mi odpowiada.
No, więc właśnie. To z jaką epoką związałam Paestum Rose? Nie jest bowiem ani z przeszłości, teraźniejszości ni z przyszłości, jednocześnie posiadając po kawałku ducha każdej z wymienionych epok. Obecnie przychylam się do stwierdzenia, jakoby klimat PR był wieczny. Niezmienny od stuleci; wolny od skażenia upływem czasu, niepokorny, choć spokojny. Ostry, ale i aksamitny. Nieprzesadnie miły, lecz wyposażony we wszelką kurtuazję tego świata. Dyskretny, jakkolwiek wyrazisty. Chciałabym przespacerować się po ogrodzie, w którym zerwano Różę Posejdoniańską...
Rok produkcji i nos: ??, Bertrand Duchaufour
Przeznaczenie: zapach typu uniseks, wyczuwalny z daleka, natomiast z bliska - dyskretny. Więc kolejny prawie-ideał perfumiarski. ;) Znacznie ciekawszy wiosną i latem, gdy łatwiej uchwycić kolejne wątki PR.
Trwałość: do ośmiu godzin
Grupa olfaktoryczna: drzewno-kwiatowa
Skład:
[cięgiem polecimy..]
czarny pieprz, kolendra, pieprz różowy, wetyweria, róża turecka, mirra, czarna porzeczka, kadzidło, paczuli, żywica sosnowa, benzoes, opoponaks, drewno cedrowe, piwonia, piżmo, ambra
___
Dziś noszę Casran marki Chopard [zapach wprawia mnie w błogostan].
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.theclotheswhisperer.co.uk/2010/06/mtv-italia-party-at-romes-new-maxxi.html
2. http://www.booked.net/pl/hotel/300929/Villa-Delle-Rose-Rome-Rome_overview.html
3. http://www.latimes.com/travel/deals/lat-destinations-in-rome-20110313-003,0,838119.photo
Wow...
OdpowiedzUsuńPrzemawia do mnie ten opis, choć zapach mi się nie podoba.
A może powinnam dać mu drugą szansę?? ;)
Przeszłość łagodna, ciepła i puchata? Kiedyż to było, bo ja takiego okresu nie pomnę. Ale jasne, ludzie tak mają. "Kiedyś było lepiej", "świat idzie ku gorszemu" - lubią powiadać. i jeszcze: "Za moich czasów..." i tu festiwal bzdetów.
OdpowiedzUsuńJa tam sobie myślę, ze zawsze jest tak samo: dla jednych gorzej, dla innych lepiej. Tyle, że nasze standardowe "gorzej" jest i tak lepsze,. niż poziom życia przeciętnego człowieka w wiekach średnich na przykład. Oczywiście patrząc z pozycji Europejczyka.
A jeśli o zapach chodzi - bardzo mi się podoba cały dorobek firmy. Poza flakonami. ;)
Magdulenko - a kto lubi wszystko? To dopiero byłby koszmar; albo szarżująca nijakość. Więc jest okej. :)
OdpowiedzUsuńW moim odczuciu wszystko zależy od pory roku, w jakiej się Paestum Rose testuje; zimą dla przykładu była za ostra. A nuż masz identycznie? Ale nic na siłę. ;)
Sabb - bo ja o stereotypie pisałam. Jakie perfumy są ogólnie uważane za ładne? miłe, grzeczne, słodkie, uprzejme, delikatnie kwiatowe, niewinne; jak sny pensjonarki. ;P Poza tym ludzie mają tendencję do wymazywania z pamięci przykrych doświadczeń, wspomnień etc., stąd częste idealizowanie "kraju lat dziecinnych", na przykład.
"Za moich czasów..." w mojej rodzinie na osobę nadużywającą tego zwrotu stosowało się (i nadal stosuje) określenie "zamojka" bądź "zamojek". :)
...ale flakoniki to jednak mogli skombinować lepsze. ;) Choć dizajn napisów na nich akurat mi odpowiada; zły nie jest.
Piętro wyżej o "ładnych" perfumach dla kobiet pisałam. :) Dla ścisłości.
OdpowiedzUsuńPoza tym przypomniałam sobie o czymś jeszcze: jak umarł Władysław Jagiełło? Zasłuchał się w śpiew słowika! Przecież to na kilometr śmierdzi późniejszym grzebaniem w dziejach. Kto faktycznie rządził ziemiami Polski przed Kazimierzem Odnowicielem? Dlaczego przez stulecia masakra pod Batohem była postrzegana jako wstydliwy problem polskiej historiografii?
Mały cenzorek nie odpuszcza. ;) Nic dziwnego, że ci, którzy nie do końca są świadomi jego istnienia, błogo wierzą w niewinność narodową, sielsko-anielskość dziewiętnastowiecznego konwenansu i inne dyrdymały.
Kolejna rozbudowana dygresja. :)
Rozbudowana, ale jaka do rzeczy! Zgadzam się. Wpierdziela mnie lukrowanie historii, gloryfikowanie Polaków i obrzucanie błotem wszystkich innych. U nas w Polsce to chyba obowiązujący "trynd". A ja czniam na tryndy. W słowika nie wierzę. Chyba, że mu do gardła wleciał. :/
OdpowiedzUsuń...mógł tak zrobić. Słowiki to takie ruchliwe ptaszyny! ;P
OdpowiedzUsuń