wtorek, 12 kwietnia 2011

Piżmo i róże

Niedawno narzekałam na brak ironii we współczesnym perfumiarstwie. I zostałam napomniana przez twórcę marki Parfumerie Generale; człowieka, który zaserwował miłośnikom swoich perfum przewrotne, acz bolesne Oparzenie - Brûlure de Rose.


Przewrotność tego pachnidła nieźle dała mi w kość. Jego uszczypliwa ironia kłuje niczym gęste różane kolce. Pudrowa słodycz, tak jednoznaczna, że często przyprawiająca o mdłości [z nadmiaru cukru] niepostrzeżenie zmienia się w piżmowego mordercę. Proszę Państwa: co by było, gdyby Hannibal Lecter był kobietą? ;)
Elokwentną, diabelnie inteligentną erudytką i estetką, która od czasu do czasu poluje na ludzi, zabija, porcjuje ich mięso i później, systematycznie, przyrządza ze znawstwem wszelkich arkanów sztuki kulinarnej.
Albo jeśli kobieta zdradzałaby pragnienia i obsesje charakterystyczne dla Jana Baptysty Grenouille? Opętana wizją wydestylowania perfum absolutnych z ciała młodego, pełnego życia mężczyzny. A właściwie kilku, kilkunastu, całej grupy, podobnych do siebie nawzajem, mężczyzn. I co by było, gdyby jej zamiar zakończył się sukcesem?
Co działoby się, nawiązując do współczesnych nam czasów i historii prawdziwej, gdyby pewna szacowna dama, obywatelka małego miasteczka, zbudowała pod swoją piwnicą "dzikie" mieszkanie, w którym przez szereg lat więziłaby syna, by robić z nim kolejne dzieci? [zgoda, byłoby jej trudniej ukryć wszystkie ciąże; ale to jedyny mankament oszalałej wizji]
Oto najciemniejsza strona psychopatii - kiedy przejawia ją kobieta. Prawda?
A co z wizerunkiem czułej matki, strażniczki domowego ogniska, ładu społecznego i Nieśmiertelnych Wartości? Otóż jest i ma się świetnie. Trudno o celniejszy kamuflaż. Żaden miłośnik patriarchatu nie zdoła się zorientować. ;) Bo matkę uświęca bycie matką. Koniec i kropka. Prawda?

Nie jest łatwo spisywać podobne wizje. Boli mnie to; nie tylko jako feministkę, pacyfistkę czy ogólnie istotę ludzką, ale także jako osobę, która naukowo zajmuje się świństwami i potwornościami, jakie człowiek jest zdolny popełnić. Ponure myśli/zawód/powołanie [?] siłą rzeczy muszą rzutować na mój obraz świata, w tym - na postrzeganie perfum. Dlatego wybaczcie niedelikatność lub nawet flirt z perwersją; inaczej nie potrafię.
Jeśli coś budzi we mnie skojarzenie z sangwinicznym cynizmem Stalina, ironicznym humorem Kuby Rozpruwacza lub miękkim uśmiechem Marii Mandel, to nie zawaham się opisać nieprzyjemnego wrażenia.


Nadeszła pora by wyjaśnić, skąd tak nieprzyjemny początek notki o Brûlure de Rose. W końcu zapach nie należy do złych, budzących grozę czy lęk. Przeciwnie: jest słodki, pudrowy, ciepły i niewinny. Piżmowy, więc teoretycznie także upojny. Lecz wielokrotnie wspominałam, jak dalece piżmo mi nie leży. To właśnie ono wpływa na ogólnie negatywny odbiór BdR.

Początek kompozycji jest jednoznacznie słodki, cieplutki, okraszony nutami owoców i wanilii. Apetyczny. Zbliżony do ujmującego różanego jadalniaka od Yves Rocher, czyli Rose Ispahan. Przez pierwsze dwie lub trzy minuty wyczuwam w Różanym Oparzeniu niemal identycznego ducha, choć odnoszę także wrażenie, jakoby Guillaume "przekroczył granicę" i nieco przesadził z landrynkowością.
Dopiero po wspomnianych sześćdziesięciu bądź dziewięćdziesięciu sekundach różana słodycz zaczyna nurzać się w pudrze. Początkowo nawet ładnym, dyskretnym, buduarowym. Miałam nadzieję na uroczą, bezpieczną kompozycję dal pań nie lubiących kadzidła i Orientu. Lecz z czasem puder z niewielkiej chmurki przerodził się w istny opad piroklastyczny. ;)
Było coraz gorzej. Drobinki pudru dosłownie przyklejały się do skóry, zatykały pory, wpadały we wszystkie otwory ciała tłamsząc wszystkie oznaki życia. Wówczas piżmo ujawniło cała swoją niszczycielską moc - okazało się być odzwierzęcym burzycielem żołądka. Tym straszniejszym, iż zakamuflowanym wciąż silnymi akcentami róży oraz wanilii i innych słodkości. Koszmar.
Taki, co mąci umysł, ścina mózg i pożera go łapczywie, nosicielkę [czyli mnie] przemieniając w powolne zombie. Które i tak wkrótce stanie się posiłkiem innych wygłodniałych pożeraczy ciał. ;)
I cóż mogę jeszcze dodać? Brûlure de Rose jest przykładem, jakie efekty niesie zagłaskanie kotka na śmierć. Tak słodko, uroczo i niewinnie, że targają mną torsje.

Przy czym - uwaga, uwaga! - nie jest to kompozycja wstrętna. Bo wykonana starannie, z typowym dla PG kunsztem, wiem także iż może się podobać. Jestem przekonana, że całkiem sporej grupie. To tylko ja reaguję nań źle.
Oraz zaśmiewam się z trafności nazwy: Niebezpieczeństwo oparzeń. Zbliżacie się na własną odpowiedzialność. ;P


Rok produkcji i nos: 2003, Pierre Guillaume

Przeznaczenie: zapach raczej dla kobiet, bardzo słodki i piżmowy. Nie potrafię doprecyzować jego przeznaczenia nikogo nie obrażając. Więc zamilknę.

Trwałość: nigdy nie wytrzymałam w BdR dłużej, niż osiem lub dziewięć godzin. Lecz i wówczas pachnidło było całkiem żywotne, więc spokojnie może "pociągnąć" jeszcze z pięć godz.

Grupa olfaktoryczna: piżmowo-kwiatowa (oraz orientalna)



Skład:

Nuta głowy: drewno różane, nuty zielone
Nuta serca: róża
Nuta bazy: różana ambra [?], malinowe piżmo, wanilia, kakao
___
Dziś noszę Dark Extacy marki La Perla.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://eu.art.com/products/p13718282-sa-i2702506/posters.htm?ui=3C2A4FE5365840AE9666B65023F93BE7
2. http://www.mimifroufrou.com/scentedsalamander/2008/08/the_white_musk_trend_in_parisr.html

4 komentarze:

  1. haha! Przeznaczenie najlepsze :D Muszę poznać tego kilera :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. :) Wiesz, może się okazać grzeczniutki jak aniołek. Mnie w każdym razie perfumy powaliły i przydusiły do ziemi, ale nie zabijają. Psycholka nie odpuszcza, dobrze, że to tylko moja wyobraźnia, bo bym całkiem osiwiała ze strachu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawość została wzbudzona...
    Pierwsze kiełki pożądania wychylają się z bezpiecznej kryjówki w matce-ziemi....
    Chcę, pragnę poznać, doświadczyć.... Ulec poparzeniu...

    'Ćwir, ćwir' ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Więc daj im wybić się ponad wiosenną roślinność (tylko nie pomyl z nowalijkami i nie zjedz! ;) ).
    Pozdrowienia dla Ćwirka! :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )