poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Co za dużo, to niezdrowo

Kurczę, a miało by tak fajnie!
Miało być czysto, prosto acz z pazurem... wetyweriowo. Liczyłam na kolejnego zdatnego do użytku świeżaka, z którego korzystanie podczas upalnego lata nie spowoduje u mnie nieprzyjemnych efektów ubocznych. Stawiałam na coś przydatnego. Jednym z typów ostatnich miesięcy było Molecule 03, połowa zeszłorocznej pary Ekscentrycznych Molekuł.


I zawodu nie doświadczyłam - przez pierwsze pół godziny.
Mimo, że od samego początku nie zarejestrowałam nawet cienia zachwytu, całość pachnidła prezentowała się całkiem przyjemnie. Lekko dymna wetyweria zmieszana z geranium i nutką cytryny nie brzmi jak koszmar, prawda?

Niestety, z czasem było coraz gorzej. Geranium zachorowało, na pół więdnąc i gnijąc, cytryna pokryła się grubą warstwą parafiny, zaś wetyweria (a raczej roztwór octanu wetiwerylu) skarlała w małą, szarawą grudkę o zapachu szkolnego gabinetu chemicznego. ;) Fuj! Do tego pozostałe dwa akcenty stopniowo oddalają się za horyzont, pozostawiając na polu najważniejszego bohatera. Na moje nieszczęście.
Im dalej w las, tym gorzej. Coraz mniej wetiwerylu, coraz więcej octanu. Całość kwasi się, kisi, kluchowacieje. Uprzykrza życie swoją prostacką dosłownością; zero subtelności, obłędnego kapryśnego subiektywizmu poprzedników. Gdzie charme, dzięki któremu Jedynkę i Dwójkę można było określić mianem "perfum"? Molecule 03 to spalona i unurzana w occie żółć, woń Wielkopiątkowych rozważań. Choć właściwie to się zapędziłam.
Memento mori jest nam potrzebne, Molekuła Trzecia - wprost przeciwnie. ;P

Na koniec drobna uwaga: nie myślcie, że powyższa notka jest ogarkiem zapalonym frazesowi "nieważne jak, byleby mówili i nazwiska nie przekręcali". Bo nie zjechałam M 03 w odpowiedzi na jego subiektywną brzydotę, lecz w reakcji na nijakość, brak polotu, prostactwo i łopatologiczność. To bezczelna chałtura, sposób na wydębienie kolejnych euro z kieszeni zauroczonych poprzednikami perfumomaniaków. Oj nieładnie, panie Schoen! Choćby dlatego, że jako potencjalna klientka płacić wolałabym za coś, nad czym twórca wprzódy choć trochę się napracował.
Mam jednak małe nawiązanie, poniekąd artystyczne. Wczoraj zostałam namówiona na obejrzenie odcinka piątej serii serialu Ranczo. Skojarzenie z M 03 nasunęło się samo. ;)


Rok produkcji i nos [?]: 2010, Geza Schoen

Przeznaczenie: zapach raczej dzienny, uniseksualny. I to by było na tyle. :)

Trwałość: do jedenastu godzin, czasem nieco dłużej

Grupa olfaktoryczna: nie mam pojęcia


Skład:

octan wetiwerylu
___
Dziś noszę Chaos od Donny Karan, w wersji nowszej.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://umsoc.com/

8 komentarzy:

  1. Nie wiem, co to jest "Ranczo", ale Schoen także i moim idolem nie został. Swoją drogą - on jest tak utalentowany, że z dwojga złego wolę chyba zapachy, nad którymi się nie napracował. :]

    OdpowiedzUsuń
  2. "Ranczo" - taki serial TVP, sprawdź w Wikipedii, na przykład. To, co widziałam wczoraj zakrawało na farsę. A raczej fOrsę, bo tej serii miało nie być, tylko, że fani zasypywali "piękny" budynek przy Woronicza niepochlebnymi listami. Więc mają. No nic, nieważne; drugi raz tego błędu nie popełnię. ;)
    Pijesz do Wode? Czy Pięknego Umysłu? Drugiego nie znam, więc się nie wypowiem, ale Wode to jedno wielkie brr! Jeśli tak stawiasz sprawę... Tylko co zrobić, skoro M 01 bardzo lubię, M 02 nieco mniej, ale też, natomiast Trójka jest jawnym rechotem Schoena z naiwności własnych fanów? Że niby wyszło szydło z worka?

    OdpowiedzUsuń
  3. IMHO nic nie musiało wyłazić. jego ekscentryczne pomysły to od poczatku rechot. I wcale nie twierdzę, że to źle, ale tak szczerze: można sobie porechotać, kiedy ludzie za grubą kasę kupują Iso E Super, a wpływy z tej zabawy zasilają nasze konto. Ja bym rechotała z entuzjazmem. Na jego miejscu. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W sumie racja. Tylko jakoś mniej mnie to uwierało, gdy rozrzedzał przyjemne substancje. ;) Ale pewnie miałabym inny pogląd na sprawę, gdyby na mnie Iso pachniało jak woda. Skoro miałam szczęście, na tle zalotno-wdzięcznych cudaków 01 i 02 marność M 03 wydaje się tym jaskrawsza. Ech.. Szczęście w nieszczęściu, summa summarum.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, ja bym chyba chciała, żeby Iso pachniało na mnie upojnie i obłednie. Babeczki skręcały zakupy za jakieś grosiwa. Nie załapałam się, bo ja się zwykle nie załapuję, ale ogólnie można. Cóż za oszczędność. ;)
    Ale owszem, mam jakieś takie poczucie ogólnego wych...nia przez tego pana. Napaliłam się na ten octan wetiwerolu jak szczerbaty na suchary - bo to przeciez wetiwer miał być, i to ładniejszy. Nooo... Ładniejszy niż wetiwer zapach zapowiadał się cudownie. A tu... A to sama widzisz. :/

    OdpowiedzUsuń
  6. Natomiast ja nie oczekiwałam po octanie wetiwerolu bóg wie czego, a już na pewno nie myślałam, że jako jednonutowiec będzie w jakikolwiek sposób ładniejszy od tworów Lalique, Guerlain czy Lubin.
    Pomysł z iso był genialnie bezczelny, ambroxan też łyknęłam z ochotą, ale wetiwerol to już jechanie po bandzie. Schoen się doigrał, przynajmniej w mojej opinii. Gdybym chciała pachnieć superczystą wetywerią, kupiłabym olejek. :) Swego czasu obczaiłam nawet jeden sklep we Wrocławiu..

    OdpowiedzUsuń
  7. No, ja jednak w chemię wierzę. Jak niektórzy w magię. Te wszystkie syntetyczne i syntetyzowane pachnące molekuły... Cały świat nowych możliwości. Fajnie sobie z nimi radzi Giullaume przybierając je naturalnymi esencjami.
    A Schoen... Lepszy niż Bash. Przynajmniej miał rewolucyjny pomysł. Bezczelny, ale czy to źle? ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Otóż to. Dlatego fajniej by wyszedł w dalszym ciągu eksploatując wonie stuprocentowo syntetyczne, ewentualnie naśladujące jakiś element naturalnego zapachu, jak ambroxan. Pomysły PG są naprawdę warte uwagi.
    A gdzie napisałam, że to źle? ;) Właśnie ta bezczelność pierwszego pomysłu Schoena przypadła mi do gustu. Jeno z niby-wetywerią przesadził. Albo wyprzedził swoją epokę.. Ale kto to teraz może wiedzieć na pewno?

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )