poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Osiemnasty wiek w praktyce

Czasem, kiedy spoglądam z dystansu na naszą cywilizację, nie potrafię nadziwić się rozmiarom jej dekadencji. Właściwie tylko czekam na jakąś wojenkę, rewolucyjkę, przewrocik czy asteroidkę pędzącą prosto ku Ziemi. ;))
A poważnie: zauważyliście, że epoki, które w dziejach Europy mienią się bardziej oświeconymi, racjonalistycznymi, czczącymi ludzki rozum paradoksalnie (bo temu ostatniemu zaprzeczając) z upodobaniem nurzają się w brudzie, rozumianym jak najbardziej dosłownie?


Pomyślcie tylko: Renesans, ze swoimi słonecznymi ideałami powrotu do antycznej formy, klasycznego piękna itd. zerwał także ze średniowiecznym upodobaniem do higieny, którego widomym znakiem była na przykład powszechność publicznych miejskich łaźni, odwiedzanych przez całe rodziny przynajmniej raz w tygodniu. Dodajmy, że często koedukacyjnych, więc przyrost naturalny w epoce ciągłych wojen, pogromów i epidemii nie był problemem. ;) Z perspektywy wiedzy o ówczesnym stanie higieny, wcale nie makabrycznym, niezmiernie śmieszą mnie obiegowe opinie o rzekomym brudzie, smrodzie i ogólnym wodowstręcie Europejczyków "wieków ciemnych".
...które zawdzięczamy największym brudasom nowożytności, ludziom doby Oświecenia. Zresztą daruję sobie opis, a przypomnę jedynie pierwszy rozdział Pachnidła Patricka Süskinda, czyli fenomenalny opis Paryża i Paryżan: obrzydliwych, obleśnych, zobojętniałych na otaczający ich chlew i fetor. A przecież mowa o epoce znanej jako "wiek rozumu", szczycącej się sformułowaniem praw człowieka, gloryfikacja indywidualizmu oraz analitycznej mocy ludzkiego rozumu. Zdajecie sobie sprawę z tego, jak musieli "capić" Wolter, Diderot, Monteskiusz, Adam Smith czy Hugo Kołłątaj? Markiza de Pompadour, Maria Antonina, Katarzyna Wielka, Izabela Czartoryska?
A przy tym całe to towarzystwo zlewało swoje ciała perfumami, obsypywało pudrami, bieliło twarze, czerniło brwi i rzęsy, czerwieniło policzki, a włosy przykrywało wielopiętrowymi perukami, pod którymi wszy budowały własne metropolie. ;) Jak mawiała moja wychowawczyni z podstawówki: "minus i plus daje minus, smród i zapach dają smród nie do wytrzymania". :)

Powyższy długawy tekst ma być wstępem do pewnego mojego odkrycia. Pewnie jestem "do tyłu" za trendami, ale podobnych praktykach w XXI wieku słyszę po raz pierwszy. Otóż błąkając się po cybernetycznych zaułkach Luckyscenta znalazłam coś takiego:


Pozwólcie, że powtórzę: "hair powder for hair on days of unwash". Żecoproszę?
Zresztą możecie przekonać się sami, TUTAJ (albo TUTAJ). Ja jestem w szoku. Kiedy z takich czy innych przyczyn nie mogę umyć włosów, zazwyczaj już po 36 godzinach od ostatniego spłukania z głowy resztek szamponu czuję się jak ostatni obwieś. Rozumiem, że nie każdy ma czas lub chęć codziennie układać sobie fryzurę, nie pojmuję natomiast jak można nie znaleźć chwilki na prosty zabieg higieniczny. Biorę poprawkę na konieczność ciągłego podróżowania bądź uciążliwe choroby skóry głowy, ale jak często oba te warunki idą w parze?

Mam wrażenie, że puder do włosów to zwykła hochsztaplerka. Nie bardzo pojmuję, jak takie cóś mogłoby usunąć brud i sebum z włosów. No i czekam na pastę do zębów w mgiełce, bez konieczności szczotkowania i płukania oraz na mydło czy żel pod prysznic do stosowania raz na miesiąc. W końcu mycie się pod pachami w lotniskowej toalecie bywa taakie niezręczne... ;) Że o innych częściach ciała ledwie wspomnę.

Przygotujmy się na rychłe odkrycie koła przez rosnącą w siłę populację wszy ludzkiej. W końcu wzrost zachorowań na salmonellozę, popularnie zwaną "chorobą brudnych rąk", od dawna jest faktem. Swego czasu przez kilka miesięcy z uporem maniaka odwiedzałam toalety w centrach handlowych i obserwowałam wychodzące z nich panie [dziwnym trafem męskie przybytki czemuś omijałam ;) ]. Mycie rąk, o ile w ogóle miało miejsce, ograniczało się do trzech prostych ruchów ocierających się o siebie dłoni. I oby towarzyszyła im wcześniejsza aplikacja mydła bądź pianki myjącej z dozowników tuż obok! Suszenie mokrych rąk to zaś czysta farsa. Przedstawione praktyki są w pełni egalitarne: łączą wagarujące wczesne nastolatki w poplamionych używanych ciuchach z efektownymi niby-damami, posiadaczkami oryginalnych toreb Fendi czy szali od Hermèsa, "lachony" z "moherami". Idealna wspólnota w brudzie.

Przedstawiłam powody, dla których widok w sumie ciekawego, walcowatego pojemnika aż tak mną wstrząsnął. A co Wy o nim myślicie? Używacie lub używaliście? Może puder do włosów ma jakieś pozytywne aspekty?
___
W tej chwili noszę Ikon od Zirh, a wcześniej była Black Essence marki Goti Essenze.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://georgianaduchessofdevonshire.blogspot.com/2008_11_01_archive.html

13 komentarzy:

  1. Oj tam oj tam. Marudzisz. :ppp
    Gdzież tam brud jest sprzeczny z rozumem? Przecież powszechnie wiadomo, że częste mycie skraca życie, zmywanie naturalnej bariery ochronnej ze skóry jest szkodliwe, a detergenty uczulają. Ba, nawet przesadna (ciekawe, gdzie jest granica przesady) higiena intymna u pań wcale nie ułatwia życia, lecz sprzyja zakażeniom. Brud poniżej 3 mm nie przeszkadza, powyżej 3 mm sam odpada. To oczywiste!
    Nawet teorię o tym, że mycie włosów jest zbędną fanaberią słyszałam - widziałam kiedyś program, w którym występował pan, co to nie myje futra od wielu lat i wygląda i czuje się z tym świetnie (serio, wyglądał dobrze). I co?

    Odpowiednio wygimnastykowany rozum dowiedzie wszystkiego.

    A puder do włosów pewnie wchłania sebum tak samo, jak puder do facjaty. Potem go wyczesujesz.

    Co zaś do zlewania się perfumami zamiast mycia - przecież alkohol ma właściwości dezynfekujące. Po cóż podejmować działania redundantne? Ja się myję wyłącznie dlatego, że lubię czytać w wannie... Yyyy... Kurczę, nie wiem, czy nie przesadziłam. Zaraz mi wyjdzie, że siusiu robię tylko dlatego, że i na kibelku lubię czytać... ;)))

    Buziole poranne. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A co powiesz o żelu antybakteryjym do rąk i o płynie do płukania paszczy? ;)) Dzięki postępowi w nauce możemy dziś cieszyć się rozwiązaniami, o których nie śniło się naszym przodkom.

    Zgadzam się z przedmówczynią: prawdziwy turysta z mydła nie korzysta. :PP
    Co nie zmienia faktu, że słusznie prawisz! Po dbać o higienę skoro można zaoszczędzić trochę czasu? ;)
    No dobra, milknę i już sobie idę.
    Pozdrówka,
    Wieszba

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie tyle salmonelloza co WZW typu A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hihi! Wieszbo - wróci Wiedźma i nas miotłą pogoni. :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahaha! Wróciiłaam! Płaczcie Jasie i Małgosie, drżyjcie Klaudie i Agi! ;P
    Ja wam tu zaraz...

    Sabbath - częste mycie skraca życie, skóra się ściera i człowiek umiera. Albo to: po co sprzątać? Po pierwszych dwóch latach brudu przestaje przybywać. ;)
    Wygimnastykowany rozum dowiedzie czy sprzeda? Dowodzić może, na sprzedaż każdej bzdury "ciemnemu ludowi" mam uczulenie.
    Tak całkiem poważnie zaś: jasne, że nadmierna dbałość o higienę doprowadziła nas do powszechnych alergii i oby tylko nich [dobry przykład takiej rodzicielskiej nadgorliwości wobec dziecka, dziś już w zasadzie dorosłego, mam w bliskiej rodzinie]. Ale we wszystkim ważny jest umiar.
    Kiedyś koleżanka przesłała mi skan z "Przyjaciółki" z początku lat 50., konkretnie artykułu dotyczącego higieny osobistej. Redaktorzy radzili czytelniczkom, by.. myły całe ciało przynajmniej raz na dwa tygodnie, a włosy przynajmniej raz w miesiącu. Oraz inne, mniej apetyczne, choć pewnie praktyczne uwagi. Chcesz powrotu ówczesnych standardów?
    [spoko, to tylko żart; nikt normalny by nie chciał.. chyba].
    Co do pudru: on podobno ma pomóc w okładaniu włosów, choć "tak na zdrowy rozum" jak tłuste posypiesz talkiem, to zmienisz je w druty i całe układanie na nic. No i później wypadałoby go dokładnie wyczessać. DOKŁADNIE, a tym może być duży kłopot.

    Wieszbo - żel antybakteryjny i sprej do ust to produkty doraźne, kiedy nie ma pod ręką innych możliwości zachowania jakiej-takiej higieny. Nie powinny urastać do rangi podstawowych środków higienicznych. A urastają, powolutku, ale systematycznie. Po co szukać wody, kiedy mam żel?
    Nie znikaj, zostawiaj ślad swej tu bytności częsciej. Będzie mi bardzo miło! :)

    Anoninie/Anonimko - może faktycznie, nie jestem lekarką ni pielęgniarką ergo: nie orientuję się aż tak bardzo. Ale to ma sens; żółtaczka pokarmowa jest chyba łatwiejsza do "złapania" niż salmonella?

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to jest z tym dowodzeniem i sprzedażą?
    Ja myślę, że umysł dowiedzie, a gupie ludzie same kupiom. :/

    W puder nie wnikam. Ja myję. Na włosach nie toleruję niczego: żadnych lakierów, jedwabiu (moje włosy on natłuszcza, a nie najedwabia", o farbach nie wspominając. Na moich włosach, oczywiście. Cudze niech sobie są jakie chce właściciel.

    W kwestii mycia - ja należę do tych higienicznych w normie. Kąpię się raz na dobę. Rano myję się w zimnej wodzie (z wyjątkiem zębów oczywiście)... Ale zapachów fizjologicznych nie znoszę. Chorobliwie, drastycznie i gwałtownie. Ale to nie brzmi tak zabawnie, jak poprzedni komentarz niestety... ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ludzie kupiom wszystko, takie som. ;) Nawiązałam tylko do sprzedaży idei, takiej czy innej, Ty wiesz, ile osób współczuje i ze zrozumieniem traktuje szaleństwa pewnego Jarosława, których apogeum osiągnięto w minioną niedzielę (co wiem z drugiej ręki, bo w ten dzień "byłam poza systemem"). Taki przykład; ograniczony, bo to nie jest blog o udrażanianiu kanalizacji. ;) Po prostu usłaszałam wczoraj.

    Możesz nie wnikać, mnie w sumie też to wisi, kto co sobie zmaluje. Tylko, że im wiecej higienicznych ignorantów, tym bardziej będziemy cierpieć, o czym wspomniałaś w ostatnim akapicie.
    Swoją drogą zauważyłam, że kiedyś mnie męczyły, ale nie aż tak. :) Wraz z rozwojem pasji perfumeryjnej wzrosła moja wrażiwośćna zapachy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobra rzecz, jak jedzie się na weekend gdzieś, gdzie o wodę trudno. Byłam na takim wyjeździe i moje ciało przeżyło tylko i wyłącznie dzięki chusteczkom odświeżającym... gorzej z włosami - wolałabym wtedy mieć je upudrowane i sztywne, uwierz! Na szczęście (lub może wcale nie?) takie wyjazdy to rzadkość.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmm, to na pewno. :) Tyle, że ja też byłam, wakacjując razu pewnego w ponad stuletniej chacie bez bieżącej wody, ogrzewania, elektryczności. Za to z kuchnią węglową, na której można było zagotować trochę wody z rzeki lub specjalnego ujęcia pitnej kilkaset metrów dalej. Dało radę. :) Nawet bez pudru.
    Tak więc wszystko zależy od naszych możliwości i determinacji. A chusteczki, puder czy inne podobne udogodnienia winny być wyłącznie rozwiązaniami "w ostateczności", jak stołowanie się w Makdonaldzie. ;) Inna sprawa, że po jakimś czasie stają się normą.. Stąd już tylko krok do osiemnastowiecznych brudasów.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie no, w moim przypadku też ostatecznie dało się coś zrobić - kucyka ;) I potem straszyłam uszami okolicznych mieszkańców :)
    Ale mnie właśnie o to chodzi - niech to będzie li tylko rowiązanie "w ostateczności" ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. kłopot z pudrem do włosów jest taki, że puder ten sprawia, że włosy "wyglądają" na czyste, a nie czyste "są". on wchłania sebum, a potem trzeba go wyczesać i włosy znowu są sypkie, a nie oleiste. ale na pewno nie czyste. no i zdecydowanie jest to rozwiązanie doraźne, ale pomocne, nie powiem - po 24 godzinach w samolocie/na lotnisku a potem nastepnych 10 w autokarze myślałam że się rozpłaczę z wdzięczności, mogąc sobie coś takiego na głowę nałożyć, a potem wyczesać. co nie znaczy, ze nie umyłam nastepnie głowy przy pierwszej możliwej sposobności :) taki puder to świetna sprawa w sytuacjach awaryjnych, kiedy naprawde nie masz jak umyc głowy, a musi ona wyglądac na świeżą. z naciskiem na wyglądac, bo świeża na pewno nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czyli puder kryje brud? Zaskakujące to nie jest, ale pasuje do mojej teorii. W osiemnastym wieku też krył. ;P
    W przypadku takim jak Twój, czy Escri na pewno był(by) jedyną możliwością zachowania jakiegokolwiek estetycznego wyglądu, a więc i komfortu psychicznego. Więc co do Was, jak i pewnie sporej części światka perfumowo-kosmetycznego, nie mam cienia zastrzeżeń. ;)
    Na rozsądku ludzi, oględnie mówiąc, "higienicznie uświadomionych" można polegać. :) Lecz wrodzone czarnowidztwo nie pozwala mi mieć takiego zaufania do tych wszystkich, którzy (na przykład) myją sie często, ale ubrania noszą kilka dni pod rząd. Czy zwolenników mitu jedzenia jabłek w miejsce mycia zębów. Choć oni raczej tu nie zaglądają... :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Że co proszę? Jedzenie jabłek zamiast szczotkowania zębów? Rany, barbarzyństwo! :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )