poniedziałek, 28 lutego 2011

Najpiękniejsze z mydeł

Takie przynajmniej odniosłam wrażenie: najpiękniejsze ze znanych mi obecnie perfumowych wcieleń mydła. Jedno jedyne, które się nie pieni; ponadto nie jest też przesadnie aromatyzowane. Ot, po prostu zwykłe, niczym nie wyróżniające się, niemal-szare mydło z niewielkiej manufaktury.
Czyli co dokładnie?
Louanges Profanes, dziewiętnasty (a właściwie osiemnasty) zapach wypuszczony pod szyldem Pafumerie Generale.


Niby nic dziwnego: ostatecznie w zamyśle twórcy miało to być pachnidło jasne i czyste, proste. Nieomal intymne. Przyznam jednak, że nie o taką intymność je podejrzewałam. Ale w końcu jestem osobą monotematyczną.. ;) Wszak mydło również dotyka ludzkiej nagiej, wilgotnej skóry, czyniąc ją lekką i czystą. ;) Mycie własnego (lub cudzego) ciała uchodzi w naszej kulturze za czynność zdecydowanie intymną. Więc zadanie zostało wykonane.
Lecz - jak wspomniałam na wstępie - ten jeden raz mydlany odcień przypadł mi do gustu. Ujął swą bezpretensjonalnością, uroczym, nieskomplikowanym [co w żadnym wypadku nie może być poczytane za wadę!] charakterem. Oczarował mnie. Bo, jakby się dobrze zastanowić, to i drugi człon piarowskiej opowiastki o LP, "olfaktoryczna modlitwa spisana atramentem sześciu symboli religijnych", znakomicie wpisuje się w schemat świetlistej, prostej czystości. Jest trochę jak wiara bez cierni; jak religia bez rutyny oraz teologia bez zwątpień. Iście rajska niewinność; lub totalna nieświadomość złego.

W tym kontekście moja, ledwie uzmysłowiona, słabość do Guillaume'owego mydła nabiera zupełnie nowego aspektu, staje się śladem tęsknoty za utraconą niewinnością [prędzej tą etyczno-emocjonalną], za czasem nierzeczywistego duchowego dziewictwa, które w realnym świecie utraciłam naprawdę dawno temu. Hmm, interesujące. :) Niejeden psycholog w tym miejscu w pewnością zacząłby się wymądrzać.
Lecz tym razem nie dam mu lub jej tej satysfakcji; choćby dlatego, że nie wierzę w "normalność" dorosłego człowieka. Im bardziej "normalny" wydaje się być dorosły, tym większe świństewka skrywa. ;) Teraz to ja się wymądrzam. :) Dość! Koniec! Do rzeczy.


Wypachnione Louanges Profanes przedramię w swoim czasie podsuwałam pod cztery różne nosy. Trzem osobom pachnidło skojarzyło się z mydłem, jednej - z "proszkiem do prania bez tych kolorowych granulek". Czyli faktycznie - czystość się zgadza. ;)
Dużo czasu zajęły mi dywagacje, co też może wydzielać wspomnianą, dosyć nieoczekiwaną, woń. Czy kadzidło może się mydlić? Albo lilia? Może głóg? Lub jakaś syntetyczna substancja, o której milczą internetowe źródła?
W końcu dałam sobie spokój; czymkolwiek owo "coś" by nie było, niczym nie wpłynie ma moją percepcję kompozycji. O ile w ogóle mogę o niej mówić jako, że LP wydaje się być w głównej mierze przedstawieniem jednego aktora. Reszta, przewijająca się z początku (akcenty żywiczne, coś z egzotycznych przypraw, kamfora) oraz na końcu (neroli, czasem leciutki liliowy woal oraz słodkie nuty tonkopodobne) stanowi jedynie tło. Ładne, ale pełniące rolę zdecydowanie podrzędną wobec suchego, starannie wykonanego mydła. To zaś najpełniej, najwyraźniej uwidacznia się w sercu.

Dziwny zapach: zastanawiający, łagodny, optymistyczny. Czysty, jasny, kameralny. Dość bliskoskórny, a jednak rzucający cień na nasze najbliższe otoczenie. Frapujący.
Niewielką odlewką raczej bym nie pogardziła, ale żeby zaraz przygarniać pod swój dach całe 100 ml? To nie dla mnie. Nie o taką intymność mi chodzi. :) Czyli jednak jestem jednotorowa...

Na zakończenie mały bonus. :) Co o Louanges Profanes myśli sam autor. Film dla osób posługujących się językiem francuskim lub włoskim (tudzież jakimkolwiek innym romańskim ;) ).



Teraz pora na pytanie za sto punktów: kto ma rację? Twórca czy krytycy?? ;)
Najpewniej mamy ją wszyscy; w końcu ile nosów, tyle wrażeń.


Rok produkcji i nos: 2008, Pierre Guillaume

Przeznaczenie: bezpieczny zapach typu uniseks. Na wszelkie swobodne okazje.

Trwałość: do dziewięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna

Skład:

głóg, neroli, lilia, kadzidło, benzoes, drewno gwajakowe (rdzeń)
___
Dziś noszę Eau de Lierre od Diptyque.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://photo.net/photodb/photo?photo_id=8364528
2. http://www.flickr.com/photos/gregsixt/5178181736/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )