czwartek, 24 lutego 2011

Posłaniec z obcej krainy



Krainy odległej, magicznej, pociągającej. Egzotycznej, choć jakże bliskiej. Podróżujący przez czas i przestrzeń, niezależny od upływu lat. Pozornie znany i oswojony, a jednak zawierający w sobie ducha epok dawno już minionych. Wzbudzający jednocześnie respekt, błogość, czułość, pożądanie.
W pełni świadomy swojej mocy.
Elegancki aż do bólu.
24, Faubourg. :)


Kiedy przed jakąś godziną, aby napisać niniejsze słowa, schlapałam się Faubourgiem pomyślałam: "rety! jak to możliwe, że mogłam wytrzymać tyle tygodni bez tego??". Bez choćby przelotnego wąchania?
Choć przecież doskonale wiedziałam, że samo wąchanie molekuł na wiele się nie zda, że nawet najbardziej profesjonalny blotter nie zdoła oddać prawdziwej urody perfum.
Ponieważ one pięknieją dopiero na skórze. Przeobrażają się z kaczki w cudnego, szlachetnego łabędzia. Z Kopciuszka w zjawiskową piękność.
Faubourg "sam w sobie" to po prostu kolejna miękka, szykowna kompozycja w starym stylu; warta więcej niż uwagi, ale żywszego bicia serca tudzież błysku w oku nie powodująca. Faubourg w zderzeniu z ciepłą ludzką skórą - to czysta poezja.

Dziwny jest. Z zadziwiającą łatwością łączy w sobie kilka sprzeczności: szyprową, lekko wycofaną klasę oraz miękkość i żywiołowość promieni słonecznych, łagodnie pieszczących ludzką skórę. Wynikającą z powyższych świetlistość i przytłumioną, niemal zaczarowaną grę nocnych cieni. Doskonały spokój ze zdrową, naturalną, powodowaną wyłącznie potrzebami ludzkiego organizmu energicznością.
Mieszanina koncertowo wyważona.


To dopiero pierwsza część opowieści. 24F [wspomagany przez Loreenę McKennitt] potrafi dostarczyć wyobraźni takie ilości obrazów, że spokojnie stworzyłabym z nich drobną powiastkę pół-epicką. ;)

Cóż, tym razem sobie daruję. :) Skupię się jedynie na luźnych, oderwanych od siebie wizjach. A raczej wrażeniach.
Opowiem Wam o cichych głosach niesionych wraz z przedziwnym wiatrem, który daje orzeźwienie, ale się nie porusza: o szeptach, delikatnym nuceniu, cichym śmiechu, gasnących nawoływaniach, urywanym jęku, o szlochu oraz o krzyku wydobywającym się z niemych ust. O bezdyskusyjnej przynależności do obecnych czasów przy silnym zakorzenieniu w przeszłości. O podpatrywaniu ludzi, których dawno już z nami nie ma. O próbach usłyszenia coraz cichszych dźwięków, dowodzących ich tu bytności. O wiecznej nadziei na kolejny ślad, wydobyty spod wiekowych zwałów obojętnie: ziemi czy ludzkiej pamięci. W końcu o samej pamięci.

Czym dla Was jest historia?
W mojej interpretacji to nauka o nas samych, w myśl powiedzenia, że "współczesność rozpoczęła się wieki temu". W końcu czasy Ramzesa Wielkiego też były dla kogoś współczesnością. :) Nie żadna oderwana od życia, nudna, zbędna (bo nieprzynosząca ogromnych materialnych korzyści) dziedzina wiedzy dla jajogłowych kujonów, ale opis zawsze aktualnych problemów, wiecznie żywych namiętności czy emocji. Historia to uczenie się życia na cudzych przykładach.
Historia to my sami.
Bo jesteśmy w równym stopniu sobą, co własnymi dziadkami czy wnukami; a oni ani na moment nie przestają być nami. Wszak czyż nasi dziadkowie nie "żyją w nas" [w naszych wspomnieniach, w tym, czego nas nauczyli] i czyż my nie żyjemy dla naszych dzieci [nawet tych, których jeszcze nie spłodziliśmy]?
Tak historia staje się potężną, rwącą rzeką o nurcie - w gruncie rzeczy - niemożliwym do przerwania przez kogoś, kto w nim się znajduje. Najczystsza, najprostsza i najbardziej oczywista szkoła życia. :)


Nie inaczej odbieram 24, Faubourg marki Hermès. :) Czyli ni mniej, ni więcej jak zaczarowaną księgę baśni, wzbudzającą respekt kronikę czynów każdego, kto kiedykolwiek stąpał po powierzchni naszej planety. Niebezpieczne perfumy absolutne. ;)
Miękkie, ciepłe, ciche choć często dystansujące od otoczenia. Nigdy nie wywyższające ponad "motłoch", a jedynie sugerujące postronnym powściągnięcie codziennej wulgarności lub skłonności do pobieżnego bratania się. Bo osoba nosząca 24F nie ma w sobie wiele z ekstrawertycznych celebrytów, skłonnych za grosze sprzedawać światu każdą cząstkę swej prywatności. Nie zawsze odpowiadają jej powierzchowne znajomości a nigdy - takież doznania i poznawanie bliźnich. Nosiciel/nosicielka Faubourga, jeśli tylko obdarzy kogoś zaufaniem, darowuje tej osobie swoją duszę i żąda w zamian dokładnie tego samego. Nie mniej, ale i nie więcej. Nic dziwnego że, choć ma całą armię znajomych, to mianem "przyjaciela" określa jedynie parę osób. Jest też istotą doświadczoną, zatem miarkuje się; dobrze wie, że z tą duszą na dłoni nie należy wyskakiwać pochopnie, od razu pchając ją w garść każdemu w zasięgu wzroku. :)
I to są główne powody, dla których omawiane pachnidło jest dla mnie tylko jednym z wielu.

Na koniec przydługiego (bo osobistego.. ;) ) wywodu słów kilka o najważniejszym. Dzisiejsze perfumy to jeden z najbezpieczniejszych znanych mi szyprów. Szlachetny, zrównoważony, ambitny, ale też aksamitnie słodki, przyozdobiony zmysłowymi kwiatami.
Po początkowym energizującym, na wpół świeżym, cytrusowo-brzoskwiniowym akcencie podbitym rześkim hiacyntem oraz neroli, przychodzi ukojenie i głęboko sensualne klimaty. W tej odsłonie prym wiodą rozkoszne, ciepłolubne, ciężkawe kwiaty - gardenia oraz jaśmin. Wtóruje im lekko przypudrowany kwiat pomarańczy, może nawet tuberoza.
Natomiast baza to najczystsza rozkosz. :) Łagodna ambra o jasnej, kremowej barwie rozprzestrzenia się po całym ciele, a wtórują jej: kremowy sandałowiec, miękkie wcielenie paczuli, wanilia. Nad nimi zaś często unosi się drobna, ledwie wyczuwalna strużka kadzidła. (Skąd ona?)

Słuchając ich cichego, nadzwyczaj melodyjnego śpiewu zapadam w sen. Nawet nie zdaję sobie sprawy z uśmiechu błąkającego się po moich ustach. Jest mi dobrze.
Celebruję ciszę po burzy. I śnię o tęczy. ;)


Rok produkcji i nos: 1995, Maurice Roucel

Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o kobietach [ale może na męskiej skórze pojawiłoby się więcej paczuli czy kadzidła...?], o stylowej, nieprzesadnej emanacji; wyczuwalny z daleka, ale łagodny z bliska - im większego, tym bardziej. :) Świetny na wszelkie wymarzone okazje [no, może do kastrowania prosiąt nie bardzo się nadaje ;) ].

Trwałość: od siedmiu do ponad dziesięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-szyprowa

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, pomarańcza, brzoskwinia, hiacynt
Nuta serca: kwiat pomarańczy, gardenia, jaśmin, ylang-ylang, irys
Nuta bazy: ambra, paczuli, wanilia, sandałowiec
___
Dziś noszę Elf-Fulfilling Prophecy marki Smell Bent.

P.S.
Ilustracje pochodzą z http://thesartorialistblog.com/2010/11/hermes-releases-vintage-window-displays-online/


Edycja, godz. 20.51.
Zapomniałam podzielić się z Wami jeszcze jednym drobnym spostrzeżeniem. Dzisiaj złamała się moja silna wola, w efekcie czego wylądowałam w Sephorze [ale tylko na przeglądzie, żadnych zakupów :) ]. Męskie Guilty od Gucciego jest równie miałkie, co damska wersja. Może nie obrzydliwe, ale do bólu wtórne i nuudne jak jasna cholera! Oj, coś czuję, że szykują się dwa bestsellery. ;)
Tymczasem marka schodzi na psy.

9 komentarzy:

  1. Tak samo myślę o historii:-) O/T - zapraszam do akcji blogowej, udział nieobowiązkowy, ale mile widziany.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta akcja jest bardzo dobra. Czerwona szminka to nie tylko kosmetyk, ale też ikona, broń, fetysz... I parę innych. Dlatego dołączę. W swoim czasie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. po recenzji rozpłynąłem się:)
    dziekuję
    pozdrawiam
    J

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi miło.
    Polecam się na przyszłość. :)
    Nie ma za co.
    Miłej nocy!
    Aha! Kiedy popełnisz coś o hm.. większym stopniu narracyjności niż Top 100?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. to bodajże najlepszy szyprowy zapach jaki wyszedł spod Hermesa,lecz nie moja bajka:)
    może gdyby było wiecej ambry:)
    jedyne co przeszkadza mi w tym zapachu to nuty owocowe,ale i tak nie jest źle :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Co prawda, to prawda, z ambrą włącznie. :) Ale mnie toto odpowiada (i Faubourga szczęście, że wspomniane przez Ciebie owoce znikają ze mnie po pierwszych pięciu-piętnastu minutach! ;) ).
    Ogólnie: rewelacja! Symptomatyczny jest też brak 24F na pólkach polskich perfumerii stacjonarnych. ;>

    OdpowiedzUsuń
  8. wiedzmo mój blog i tak jest w fazie dogorywania,mam kilka pomysłów na nowe tematy, jednak na razie muszę je odstawić, i skupić się na czymś ważniejszym.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mus to mus. :) Swoją drogą, ile osób może dziś pozwolić sobie na luksus bycia panem/panią własnego czasu? Kiedyś taka niemożność dotyczyła tylko głów państw, przedstawicieli zawodów uprzywilejowanych etc., a dziś...? Magiczne słówko "dyspozycyjność" zmienia nas powoli w niewolników "systemu".

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )