poniedziałek, 14 lutego 2011

Walentynki

Nie jestem fanką tego święta. To znaczy, jeśli ktoś potrzebuje potężnego pretekstu, by móc okazać bliskiej osobie (lub bliskim osobom) jak istotną rolę odgrywa (lub odgrywają) w jego czy jej życiu, jeśli koniecznie musi mieć specjalną okazję, to ja poproszę jeszcze z dziesięć takich walentynek. Lecz niekoniecznie wtedy, kiedy życzą sobie dobrzy wujkowie z centrów handlowych. O. Taka na przykład Noc Kupały leży odłogiem i się marnuje. ;)

Dlatego, korzystając z okazji wszystkim kochającym, kochanym oraz niekoniecznie sparowanym, zakochanym i odkochanym, szczęśliwym oraz tym, którym do szczęścia czegoś jeszcze brak, chciałabym złożyć najserdeczniejsze życzenia. Po prostu cieszcie się życiem! :) Ono lubi sprawiać także radosne niespodzianki.


Co stwierdzam jako osoba, która walentynek przesadną sympatią nie darzy, ale lubi je obchodzić... niezależnie od kalendarza. :) Czego również Wam życzę!

Na koniec trzy informacje techniczne: po pierwsze, w ramach "uczynienia spisu recenzji bardziej czytelnym" wprowadziłam doń drobną korektę. Mam nadzieję, że dzięki niej łatwiej będzie zwrócić uwagę na interesującą Was markę. ;)
Natomiast co do czytelności bloga (czcionka, kontrast etc.) prosiłabym o jeszcze chwilkę cierpliwości. Wiem, że miałam zająć się tym już dawno, przepraszam za opieszałość; nie zapomniałam ani nie zignorowałam obu próśb. :) Niestety, ostatnimi czasy cierpię na chroniczne zmęczenie oraz brak wzajemności ze strony urządzeń elektronicznych. Potrzebuję jeszcze chwilki na oporządzenie się, by później móc wrócić do technicznej dłubaniny, dobrze?
Trzecia informacja również nie należy do dobrych. Parę miesięcy temu obiecałam wpis o zastosowaniu perfum, ich przeznaczeniu i używaniu w teorii oraz praktyce [oględnie mówiąc :) ], nad którym pracowałam na moim prywatnym, domowym komputerze. Nieszczęśliwie, po awarii tego ostatniego utraciłam bezpowrotnie sporą część plików, w tym niedokończony artykuł. Na razie nie mam serca do prób jego odtworzenia. Może wiosną..?
Ode mnie na dziś to wszystko.

Jeszcze raz: miłych, udanych walentynek! :)
___
Wieczór w oparach Impérial Opoponax marki Les Néréides, natomiast dzień upłynął pod znakiem mojego dawnego ideału, Anaïs Anaïs od Cacharel. Cudny jest powrót na stare śmieci.

P.S.
Ilustracja to
Eliksir Miłosny pędzla Evelyn De Morgan (1905 rok).

4 komentarze:

  1. Trudno. Mam poczekać, to poczekam. :) Współczuję kłopotów z komputerem, niedawno wymieniałam swój.
    Z Anais wiążę same miłe wspomnenia, taki ciepły i dziewczęcy zapach, w sam raz dla młodej kobiety.
    Rysia

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż za zdyscyplinowanie. ;) O kompie (kompach) wolę nawet nie wspominać. Co do Anaïs Anaïs, to więcej głosów w Sieci, polskojęzycznej zwłaszcza, skłania się ku opinii i "starobabciowości" perfum. ;) Osobiście nie wyczuwam ciepła czy dziewczęcości, a raczej coś w rodzaju kamuflażu. A zapach jak to zapach, dobry dla każdego, kto tylko zapragnie go nosić, niezależnie od wieku. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas Kupalnocka się nie marnuje. :)))
    A do tego, żeby podarować/dostać czekoladki każdy pretekst jest dobry. Czyż nie?

    OdpowiedzUsuń
  4. I tak trzymać siostro! :))
    No ba. :) Kiedyś dostałam drobny upominek z okazji imienin Bjorna (nie znam nikogo o tym imieniu); dlaczego nie? Zrewanżowałam się na Gaudy. ;)
    P.S.
    Dziś mamy imieniny... Alfa [tego małego, włochatego, kudłatego pyskacza z ryjkiem, najwyraźniej.. ;P ].

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )