piątek, 25 lutego 2011

Pstryk!

Setki, tysiące pstryków. Dokuczliwe głosy, prowokacyjne zachowania, próby zwrócenia ku sobie uwagi konkretnej osoby, choćby za cenę sądowego zakazu zbliżania się. Ogólny zamęt. A wręcz chaos. Obiektywy pchane w oczy, usta i nosy, a najchętniej w odbyty.
Natarczywość, ekshibicjonizm i patologia, chamstwo; paktowanie z diabłem (dla obu stron). Paparazzi w akcji.
Jesteś w ukrytej kamerze!


Niezdrowy, poroniony system zrodzony z samonapędzającego się, niemożliwego do zaspokojenia głodu informacji. Wiecznego niedosytu; kompleksów; uzależnienia od ciągłego napływu nowych bodźców. Nasza chora współczesność, czyli pies uganiający się za własnym ogonem. :)
Wszystko na sprzedaż i nic do ukrycia.
Miałkość i banalność, przymus ciągłego podlizywania się możliwie jak najszerszej publiczności, za każdą cenę. Przede wszystkim - dla pieniędzy, w końcu współcześnie najlepiej sprzedaje się wszystko, co proste, niewymagające namysłu, lekkostrawne [niczym hamburger z Makdonalda ;> ]. Zwyczajnie nie opłaca się inwestować w jakość, w rozpoznawalność - ani całej marki, ani konkretnego produktu. Po co? Żeby wprawić w konsternację miłośników telewizyjnej papki, tracąc tym samym miliardy potencjalnych klientów? Za nic!

Powyższe niewesołe konstatacje przyplątały się do mojej głowy podczas obcowania z zeszłorocznymi perfumowymi premierami hiszpańskiego dom mody Custo Barcelona. Kiedy zapoznawałam się z ogółem ich olfaktorycznej oferty, miałam ochotę wyć donośnym głosem. Jedno jedyne Custo Man zasługuje na więcej, niż trzy do pięciu zdań.
Tymczasem poproszono mnie o zrecenzowanie tandemu o wdzięcznej nazwie Pure. Cóż, podjęłam rękawicę i zaraz wszyscy się przekonamy, jaki osiągnę wynik [ponieważ w dalszym ciągu nie bardzo wiem, o czym dokładnie miałabym napisać. Tych pachnidełek najzwyczajniej w świecie nie da się rozgryźć, z żadnej strony].
No to lecimy.

Paradoksalnie nie są to kompozycje żałosne; nie wołają o pomstę do nieba, nie budzą chęci skrócenia nędznego żywota ich twórcy (kimkolwiek by nie był/była). W ostateczności dają się nosić. Gdybym trafiła na bezludną wyspę, a morze wyrzuciło mi jedynie któryś z dwóch flakonów Pure... ;)
Problem polega na tym, że ewentualnej przyjaźni z perfumami nie wolno - po prostu nie wolno - zasadzać na podobnym założeniu. Tu nie ma szans na dyskusję. Nie sposób zignorować własny nos. Szczególnie, gdy nie przebywamy akurat na bezludnej wyspie. :)

Nie bez znaczenia jest również fakt, iż w żadnej z wód nie wyczuwam wyrafinowania, uniwersalności, a już zwłaszcza oryginalności. Kolorystyka sugerowana przez opakowania i flakony niespecjalnie mi odpowiada. Zgodzić mogę się wyłącznie ze zbieżnością obu kompozycji z najnowszymi trendami głównonurtowego perfumiarstwa. Co także mojego entuzjazmu nie budzi. Za to czystości mają aż w nadmiarze; lecz przesadna dbałość o higienę jest prostą drogą wiodącą ku alergii.

Rzetelność recenzencka każe mi zaś przyznać każdej z wód mocne, zasłużone punkty za bezpieczny, unikający przykrych niespodzianek rozwój oraz za (bo to w gruncie rzeczy prawda) spokojny, stroniący od ekscentryczności wizerunek, także wizualny. Ot, bezpieczne, miłe, typowo dzienne pachnidła dla ludzi, którzy lubią sobie czasem "popachnieć", bez zwracania szczególnej uwagi, czym. :) Lecz sto procent bezdyskusyjnego bezpieczeństwa to dla mnie dwieście procent asekuranctwa. A tego w perfumach bardzo nie lubię.

* * *

"Idealny dla młodzieńca idącego na rozdanie świadectw maturalnych" - tak brzmiało pierwsze zdanie mojego ojca, poproszonego o opinię (akurat "był pod ręką") na temat Pure Man. Kilka minut, i kilka pochyleń nad własną ręką, później dodał: "Na studniówkę zalecany tylko dla ekscentryków". Tymczasem ja chwyciłam za notatnik i spisałam powyższe wiekopomne frazy niczym najskrzętniejszy skryba. ;) Ponieważ wiedziałam, że z pewnością powołam się na nie, kiedy tylko przyjdzie pora. No i nadeszła.
Tato podskórnie wyczuł, że mamy do czynienia z zapachem stargetowanym na młodych, prowadzących szczególnie aktywny tryb życia, mężczyzn. Osobiście dopasowałabym PM do piłkarza z powiatowej ligi, w wieku okołolicealnym: nie do końca wie, czego chce od życia, nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego, kim jest lub kim być może; wie tylko, że "sport to zdrowie" [ ;) ] a z pewnością: "zajebista sprawa!". I tyle. W końcu, w myśl stereotypu, kto oczekuje od piłkarza intelektualnego wysublimowania?
Sama kompozycja jest lekka, sztampowa. Od świeżuteńkich cytrusów w otwarciu, przez cedrowo-kwiatowo-chemiczne serducho, na płaskiej, laboratoryjnej orientalności skończywszy. Wyczuwam trochę pieprzu, jakieś paczulowe podrygi, słodycz rodem z fabryki czekolady 22 lipca [bez "dawniej (...)"]. Podobno nawet kadzidło, ale zastanawiam się, czy to nie jest przypadkiem jakaś heroiczna autosugestia, gorączkowe chwytanie się brzytwy.
Dziękuję, postoję.

Nie inaczej mają się sprawy z damską wersją, która nie dość, że męczy mnie kfiatuszkową świeżością, to przy dłuższym kontakcie przyprawia o ból głowy. Co jest z jej strony niemałym wyczynem (do tej pory migrenogenne pachnidła mogłam zliczyć na palcach jednej ręki). :)
Nie uważam Pure Woman za dzieło skończenie złe. Ba! Jestem przekonana, że może się podobać. Takie glamourowe, słodko-przyprawowe świeżaki mają dziś wiele oddanych fanek. Lecz nie mnie.
Tym razem fiołkowe landryny z akcentem imbiru i szałwii pozostawię innym. Wiem, że plasują się oczko wyżej, niż ich męski odpowiednik. Choć są w równym stopniu bezczelnie chemiczne.

W podsumowaniu niniejszej, nieco wymęczonej, notki pozwolę sobie odesłać Was na sam jej dół. :)


Pure Man

Rok produkcji i nos: 2010, ??

Przeznaczenie: zapach stworzony dla (bardzo) młodych, aktywnych mężczyzn

Trwałość: do dziewięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna (oraz świeża)

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, cytryna, mandarynka, neroli, drewno cedrowe, ambra (tutaj??)
Nuta serca: bliżej nieokreślone kwiaty
Nuta bazy: piżmo, paczuli, bób tonka, kadzidło


Pure Woman

Rok produkcji i nos: 2010, ??

Przeznaczenie: zapach stworzony dla młodych, aktywnych kobiet

Trwałość: do dziesięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalno-świeża

Skład:

Nuta głowy: imbir, szałwia, cytryna, bergamotka
Nuta serca: fiołek, pieprz, nuty owocowe, Super Hedione (aromat jaśminopodobny)
Nuta bazy: piżmo, wanilia, nuty drzewne

A teraz obiecana pointa. Enjoy! ;)



___
Dziś noszę to, o czym powyżej. Doceńcie.

3 komentarze:

  1. Gdybym była na bezludnej wyspie i morze wyrzuciłoby któryś z powyższych flakoników, zdecydowałabym się pachnieć... Sobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce - wówczas zachowałabym flakon do dezynfekcji poważniejszych skaleczeń. Ale to dotyczyłoby nawet starej wersji Czarnego Turmalinu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A to akurat było pierwsze, co mi do głowy przyszło, tylko pomyślałam, że nie mieści się w zadanym temacie. :)))

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )