poniedziałek, 7 lutego 2011

Agar w sam raz do łóżka


Agar - cud, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. :) Piękny, żywy, plastyczny. Wyrazisty, wdzięczny, efektowny: czasem tak wyrafinowany, że aż onieśmielający, a często gorący, niemal cielesny, silnie działający na zmysły. Jedna z najcudniejszych okołoperfumiarskich ingrediencji i żywy dowód na to, że różne Ekscentryczne Molekuły mogą budzić żywe emocje, ale fascynuje oraz prawdziwie zachwyca tylko to, co silnie osadzone w historii i poparte wiekami tradycji. Przynajmniej mnie. ;)

Kompozytor zapachu, którym postanowiłam dzisiaj się zająć, sobie przypisuje przeszczepienie oudu na grunt zachodniego perfumiarstwa, mieniąc się bez mała "odkrywcą drewna agarowego". Czy istotnie, zdania są podzielone. Zresztą, niezbyt mnie to interesuje: pierwszy, drugi, piąty, zaszczepił czy nie zaszczepił - jaka to różnica? Szczególnie, iż ten konkretny zapach jest znany i stosowany już od wielu stuleci - tyle, że nie w Europie [więc, idąc postdziewiętnastowiecznym tropem, "poza Europą, czyli nigdzie" ;) ]. Dajmy sobie spokój z atawistyczną, niczym już nieuzasadnioną, pychą.
Ale pewnie znowu się czepiam... ;) Jakie to ma znaczenie dla odbioru Aoud ze stajni Martine Micallef? A właściwie Aoud Homme, bo zapach ostatnimi laty był się zawziął i postanowił przeprowadzić operację zmiany płci. Szkoda, że na tą niewłaściwą (bo nie moją ;P ). W końcu perfumy nie człowiek, nie muszą być skazane niemal w całości na dualistyczny podział: XX albo XY. Kompozycje zapachowe to, między wieloma innymi, wyzwanie, maleńka prowokacja i ogromna paleta możliwości swobodnego wyboru. I tylko od nas zależy, w jakim stopniu odważymy się je podjąć i przynajmniej rozpocząć próbę przekroczenia, pozornie sztywnych, granic.
Napisałam, co leży mi na wątrobie, więc mogę przejść do rzeczy. :)

Aoud Homme jest zapachem, co tu dużo mówić, pięknym; gładkim i aksamitnym. Rozpoczyna się silnym akordem różanym, zmieszanym z agarem z stosunku 1:1 i konsekwentnie utrzymującym się w stanie idealnej równowagi. W praktyce znacznie bardziej różany niż Rose Aoud tej samej marki. Oraz głęboki, wręcz przepastny; drzewny, delikatnie przyprawowy, stymulujący zmysł powonienia, co zresztą zdaje się być cechą charakterystyczną pachnidła, równie silną na wszystkich etapach rozwoju.

Po pewnym czasie kompozycja ogrzewa się, mięknie, staje się bardziej eteryczna i subtelna (a bywa, że także erotyczna :) ). Choć róża zostaje odsunięta w cień, na jej miejsce pojawia się ostry, iście orientalny sandałowiec oraz większa ilość przypraw - cynamonu, gałki muszkatołowej, kardamonu, może jeszcze drobna szczypta subtelnego, stanowczo nie-czarnego pieprzu. W tej odsłonie mieszanina jest jedną z najbardziej zmysłowych kompozycji na bazie oud, jaką dane mi było poznać.
Wrażenie nie znika i później, kiedy tytułowy składnik cichnie, przybliża się do skóry, miesza z niewielką ilością przyjemnego, pudrowego piżma oraz czymś w stylu szarej ambry. Choć, jeśli wierzyć spisowi nut, główną rolę powinno grać tu paczuli: gęste, cielesne, ciepłe. I chyba nawet tak jest; po prostu ów składnik jest tak naturalny, tak pięknie wtapia się w ludzką skórę, że łatwo może ujść mej uwadze. Lecz w sumie potwierdzam: paczuli jest obecne, w najgłębszym, najmniej przestrzennym wcieleniu o miodowych konotacjach.
A wszystko tak piękne, że aż dech zapiera.

Pomyliłam się. Te kilka miesięcy temu trzeba było zrobić na odwrót: kupić w ciemno flaszkę Aoud Homme, a Night Aoud jedynie drobną próbkę. Lecz co mi tam, nic straconego. ;) Bo przecież najlepiej mieć oba flakony. :)

Rok produkcji i nos: 1998, Geoffrey Nejman

Przeznaczenie: zapach pierwotnie uniseksualny, dziś zaszufladkowany jako męski, ale to przecież nieistotne. Pachnidło o dość znacznej emanacji, kapitalne na wszelkie możliwe okazje (choć lepiej nie przesadzać, coby się nie przejadło [a raczej przewąchało.. ;) ]); w ostatniej fazie przybliża się do skóry sugerując gorące, sensualne klimaty.

Trwałość: słaba strona większości dzieł Nejmana; na mojej skórze nie dłużej, niż sześc godzin

Grupa olfaktoryczna: drzewno-orientalna

Skład:

Nuta głowy: róża
Nuta serca: gałka muszkatołowa, cynamon, sandałowiec, oud
Nuta bazy: białe piżmo, paczuli
___
Dziś noszę Black Aoud marki Montale [najwyraźniej mamy dzień agarowy :) ]. Nie macie pojęcia, jak mi w nim wygodnie!

P.S.
Dwie pierwsze ilustracje pochodzą z http://www.asqgrp.com/En/html/index.html
Szczerze polecam wizytę na niniejszym portalu. :)

7 komentarzy:

  1. Jak Ci Night Aoud odłogiem leży to ja chętnie zaadoptuję, pod dach przygarnę :D
    Oba zresztą są piękne bez dwóch zdań.
    I czekam w takim razie na recenzję Black Aoud Montale, bo też mi w nim wygodnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na mnie akurat Rose Aoud jest bardziej różany. Ale bez względu na proporcje, jednego jestem pewna: cudny jest.
    Mam rozumieć, że strzeliłas w ciemno dwa flachony? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dominiko - nie leży odłogiem. Sporo już wychapałam. :) Faktycznie, zapachy śliczne - obytrzy. Recenzja Black Aoud - kusisz, kusicielko. Się zrobi wkróce... mam nadzieję. ;)

    Sabb - ciekawe.. Dla mnie to sikacz. :) Cudny - Auod klasyczny i Night, Rose znacznie mniej (Gourmet to zbytni dziwak). A w ciemno nie kupiłam żadnego; Night znałam z próbki, więc pokusiłam się o flakon, a @#!*&&%# Man zażyczyłam sobie z ilości małej. Teraz chciałabym więcej. I będę mieć. :) 30ml, jak niebieskiego, wystarczy w zupełności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aoud Man - piękny, chyba nie muszę powtarzać; Night Aoud - na mnie pachnie jak najbardziej klasyczne perfumy, zbieram za niego komplementy od tych, co lubią tylko "normalne" zapachy. W zasadzie ja tam agar czuje, ale dominuje zdecydowanie róża. To zapach po prostu "ludziowy"; Rose Aoud to już na mnie tylko i wyłącznie róża :( Gourmet miło agarowy, ale za słodki, zbyt marcepanowy; Wanila nie jestem w stanie nawet przetestować, bo nadmiar wanilii mnie mdli. Zatem w moim przypadku prawdziwy agar to tylko Aoud Man :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie musisz, Znana Agarofilko. :) Z Night ciekawe rzeczy opowiadasz; bo choć zapach faktycznie "noszalny" i niemączący otoczenia, to na mnie dostojnych klasyków nie przypomina, więc jego oczywistą "ludziowość" zmuszona jestem przyjąć na wiarę. Swoją drogą, to musi być ciekawe uczucie. :)
    Rose to też róża, ale dosyć spokojna i w ogóle za dużo róży w tym agarze. ;) Gourmet jest męczący, zaś Wanilii nie znam i jakoś mnie nie pociąga (może niesłusznie, może po Jadalnym nastawiłam się negatywnie do słodziuteńkiego oudu?).
    A Ty nie narzekaj, bo przecież ten niby-facecki jest piękny jak sam Apollo (ha! skojarzenie słuszne, szkoda, że wcześnej się nie pojawiło :/ ). No i Night jako, że czasem przydaje się coś spokojnego i przewidywalnego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm... po namyśle stwierdzam jednak, że lepszy byłby rozkoszny sybaryta Dionizos [podkreślam: nie chodzi mi o rubasznego, barokowego, zapijaczonego tłuściocha, tylko o swobodnego, zmysłowego mężczyznę z części antycznych przedstawień :) ] Zresztą, wystarczy spojrzeć: http://www.netbrawl.com/matchup.php?mid=3727&bracketid=261

    OdpowiedzUsuń
  7. No, w tym przypadku Dionizos wygrywa z Apollinem, bo ma dłuższe pióra. ;)

    Co do Aoud Gourmet, na mnie to nie dziwak, tylko prawdziwa ślicznota. Dla poczatkujących z agarem w sam raz. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )