No, więc tak.
Na Podgórzu od kilku godzin wieje, że aż szyby w oknach dzwonią [tzn. dzwoniłyby, gdyby ramy nie były z plastiku ;) ]. Do tego jakieś pół godziny temu zgasło światło, dzięki czemu sprawdza się stary dowcip: "gdyby nie Edison, to byśmy telewizję przy świeczkach oglądali". ;) Tyle, że w miejsce telewizji wskoczył laptopowy internet. :) A ja zaplanowałam na dziś recenzję.
Trudno, będę się streszczać.
Pamiętacie, co le Parfum Sonii Rykiel napisała Skarbek? Otóż miała rację. :) W całej rozciągłości.
Właściwie, aby oddalić zarzut o pozostawanie pod silnym wpływem cudzej interpretacji, wyznam, że o zlinkowanej notce kompletnie zapomniałam; dopiero kiedy szukałam w Sieci fotografii flakonu, synapsy rozcapierzyły receptory i coś "zaskoczyło". Sprawdziłam i teraz zastanawiam się, po co. Czy napiszę coś nowego? Raczej nie.
Może tylko tyle, że przez dłuższy czas myślałam, iż na mojej skórze irysa brak, bowiem nie zarejestrowałam ani jednej fałszywej nutki. Dopiero po spotkaniu z Rose Noire (od Giorgio Valentiego), która tak naprawdę nie jest różą, tylko cudnym, ostrym irysem, dane mi było poznać inne, znacznie piękniejsze wcielenie fioletowego kwiatu. I już wiem, że ten w Rykielowych Perfumach występuje w ilościach znacznych.
Lecz zanim się pojawi, główną rolę grają aldehydy: transparentne, świetliste, nieco "przykurzone" choć o rzadko dziś spotykanym uroku. Oraz brzoskwinia, skórzana bergamotka, czarujące owoce jagodowe. Później kompozycja cichnie, nabiera ciepła oraz niekłamanej Klasy. Zjawiają się kwiaty oraz akcenty przyprawowe, może trochę miodowej, krystalicznej słodyczy. Piękne wcielenie róży, wspomniany ostry, świeży i zadziorny irys, lekki, zielonkawy jaśmin, wspierany przez duszną tuberozę.
Natomiast w finale kompozycja staje się niemal cielesna, gorąca, zmysłowa. Wszak mamy do czynienia ze szlachetnym, bogatym szyprem o miłych dla powonienia, czarownych odcieniach ambry, wanilii, paczuli, pudrowego piżma, może kropli cywetu (albo kastoreum). Jeszcze bardziej wyraźne okazują się, wyczuwalne już w sercu, opary kadzidła.
Cudo!
Faktycznie: porządne, dobrze skomponowane, budzące co najmniej ciepłe uczucia pachnidło. Jedno z nielicznych, o których ze spokojnym sumieniem możemy powiedzieć po prostu: "perfumy". Skarbku, miałaś rację. :)
Rok produkcji i nos: 1993, Richard Ibanez
Przeznaczenie: pachnidło w najlepszym starym stylu, stworzone z myślą o kobietach, ale na męskiej skórze nabierające nieprzeciętnej głębi. Świetne na wszelkie Ważne Okazje.
Trwałość: bywa różnie; od niecałych pięciu do blisko dziesięciu godzin
Grupa olfaktoryczna: aldehydowo-orientalna
Skład:
Nuta głowy: aldehydy, pomarańcza, brzoskwinia, malina, poziomka, bergamotka
Nuta serca: tuberoza, goździk, irys, róża, jaśmin, miód
Nuta bazy: bób tonka, paczuli, ambra, piżmo, benzoes, wanilia, mech dębowy, styrak, wetyweria, cywet
___
Właśnie noszę Rouge marki Hermès (a wcześniej była Hypnotic Poison Eau Sensuelle Diora).
P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z DeviantArta, nosi tytuł A Passionate Dream i powstała dzięki talentowi lindelokse: KLIK.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )