poniedziałek, 20 grudnia 2010

Spacer po uroczysku


To żadna sztuka stworzyć słodkie ambrowe perfumy. Nie jest także szczególnie wybitnym osiągnięciem skomponowanie na jej podstawie zapachu jednoznacznie cielesnego, dosadnie człowieczego. Na głębszą uwagę zasługuje w mojej opinii nieoczekiwana, zaskakująca interpretacja wspomnianego składnika - gorzka, wilgotna, ziołowa. Taka jest Ambra włoskiej marki Santa Maria Novella.

Wilgotna, niekoniecznie piwniczna ziemistość, wyrazisty aromat ziół oraz lekka nuta słodyczy, osnuta wokół eterycznego sedna kompozycji przywiodły mi na myśl szekspirowską Ofelię. Oraz dwie mieszanki o bardzo zbliżonym, może nawet pokrewnym, chrakterze - Shalimar marki Guerlain oraz Habanitę od Molinard. Tworzą one słodko-gorzką triadę o wiedźmowo-obłąkańczych konotacjach, ni to mędrczyń, ni wariatek; ani żywych, ani umarłych - takie 'Dziadowskie', snujące się wciąż po łez padole, zagubione w czasie i przestrzeni zjawy. Niepewne siebie, bogów, ludzi i świata. Wiecznie skołowane, niedzisiejsze, dziwaczne. Rozumiane w zasadzie tylko przez wąską garstkę współplemieńców. ;) I jak tu im nie ulec?

W Ambrze SMN, oprócz wspomnianego nawiązania do Habanity oraz Shalimar, zauroczyła mnie niejednoznaczność; owa trudna do uchwycenia aura złożona z piołunu, rozmarynu, paczuli, kolendry i kilku innych elementów składowych, które zręcznie oddają atmosferę błądzenia po zagubionym wśród lasów uroczysku, w mglisty, zimny, późnojesienny poranek, kiedy zacierają się granice między "wczoraj", "dziś" i "jutro", kiedy, zupełnie tego nieświadomi, możemy wędrować przez stulecia, w ciągu jednej wyprawy "zaliczając" czasy średniowiecza, pierwszej wojny światowej, jekiejś bliżej nieokreślonej przyszłości, by ostatecznie ponownie zawitać w dzień, miesiąc i rok, kiedy to postanowiliśmy zwlec się z łóżka i pójść do lasu. A - co najciekawsze - o podróży nigdy się nie dowiemy; w końcu las jest wieczny, "nie było nas, gdy był las; nie będzie nas, zostanie las". ;)

Pierwsze minuty po aplikacji mieszanki to jednoznacznie gorzkie, choć suche wspomnienie wyprawy w nieznane, zręcznie manipulujące naszymi zmysłami. Bo po chwili zapach zaczyna się ogrzewać, schnąć jeszcze mocniej, nabierając bardzo cielesnej słodyczy [z gatunku tych daleko spokrewnionych z wonią rozkładających się tkanek]. Z czasem ciemnej, sypkiej słodkości jest coraz więcej, choć umiejętnie równoważy ją zapach brzozowej kory, tej najmilszej memu powonieniu jednoznacznej świeżynki perfumowej. :) Dzięki oparom kory brzozy (a może to jednak drewno...?) Ambra balansuje pomiędzy oczywistością a zagadką, między znajomym ciepełkiem i "motylami w brzuchu" oraz zimnym, przyprawiającym o świdrujący ból głowy, do cna pierwotnym lękiem.
Finał to przezacny, piękny, przykuwający uwagę koncert brzozy, paczuli oraz tytułowego składnika przy dyskretnym akompaniamencie ziół. Chciałoby się słuchać go ciągle.

Tylko jak znaleźć dlań najlepsze miejsce [oraz jak przed samą sobą usprawiedliwić jej zakup? ;) ], kiedy ma się pod ręką zarówno Shalimar, jak i Habanitę? W końcu Ambra, choć niezwykłej urody, jest tylko wodą kolońską, więc trwałością nie zachwyca.
Może kiedyś...?



Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: zapach typu uniseks dla miłośników horrorów psychologicznych oraz niesztampowych perfum. Na wszelkie okazje.

Trwałość: do pięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczna

Skład: nieupubliczniony
___
Dziś noszę Baume du Doge marki Eau d'Italie.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://invitrofertilitygoddess.com/2008/08/16/fertility-drugs-vs-fertility-herbs/

2 komentarze:

  1. A po co w ogóle się przed sobą usprawiedliwiać? Chcesz - bierz :) Lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się nie miało odwagi/ochoty/itp. tego zrobić ;) Zresztą, jeżeli zachwyca, jeżeli umila czas, jeżeli odpręża lub po prostu sprawia przyjemność... to nie ma się nad czym zastanawiać.
    Podpisane,
    Wąż kusiciel ;)

    PS zachęciłaś mnie opisem, zatem muszę wypróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba ja Ciebie wodzę na pokuszenie ambrowe. :)
    Nad czym się zastanawiać? Bo kusi mnie też kilka innych cudności, m.in. Chaos Donny Karan [tak, tak, wiem, że to truposz i w ogóle; ;) ], a finanse ograniczone. Więc siłą rzeczy trzeba dokonać selekcji. I rodzi się pytanie: co sprawia większą przyjemność?
    Podpisane,
    Niezdecydowana z Podgórza ;)

    Testuj, testuj i RECENZUJ, siostro!

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )