Ekskluzywna inkluzywność, wyłączające włączanie. Czyli produkt który, choć powstał dla ograniczonej liczby klientów (najczęściej tych z zasobniejszym portfelem, odwiedzających firmowe salony wielkich marek) równie łatwo potrafi zdobyć przychylność szerokiej publiczności. W zasadzie nic dziwnego, wszak upodobania olfaktoryczne ludzi zwykle nie różnią się od siebie. Więc co odróżnia opisane niżej pachnidła od, powiedzmy, największych bestsellerów Avonu czy Oriflame? Poza ceną, otoczką handlową i - mimo wszystko - jakością?
Zastanowimy się za chwilę.
Armani/Privé, Pierre de Lune
Trochę pudru, trochę szklanego pyłu, nieco kwiatowej słodyczy, drzewny sznyt oraz ambrowa pełnia, szybko zresztą znikająca pod naporem pozostałych bohaterów. Czyli lekko ziemisty, sympatyczny fiołek, pudrowo-ostry irys, niekonwencjonalna świeżość liści i pąków krzewów porzeczkowych (akord w perfumiarstwie coraz popularniejszy) przełamane wiotką, suchą drzewnością.
Kompozycja sympatyczna i dosyć trwała, choć bliska skórze. Typowo kobieca, o całkiem przyjemnym współczesnym, mało inwazyjnym charakterze. Dla wyrafinowanych elegantek, dzienną porą. ;)
Skład:
nuty zielone, irys, fiołek, kwiaty i liście porzeczki (chyba czarnej, ale nie ręczę), nuty drzewne i ambrowe
Chanel, Les Exclusifs: Bois des Îles
Zapach skomponowany pierwotnie przez Ernesta Beaux, twórcę kultowej Piątki, w roku 1926. Czym współczesna wersja Bois des Îles różni się od poprzedniczki trudno powiedzieć. Podejrzewam jednak, że odmienności jest sporo. ;)
Przejdźmy do rzeczy. Wariacja testowana przeze mnie otwiera się słodko-pudrowymi (aczkolwiek w sposób mało dosłowny) kwiatami, pełnymi i pięknymi, połączonymi z akordem... czystości. :) A dokładniej ręcznie robionego marsylskiego mydła. Czy to aldehydy czy może kłącze irysa, nie wiem. Nadmienię więc, że kompozycja lekko rozczarowuje. Ponieważ, choć bez wątpienia świetnej jakości, nadal pozostaje bardzo banalna. Taka współczesna i mało inwazyjna. Zbyt dobrze wychowana. :)
Aha. Nic nie zmienia się później, gdy kwiecie wypierane jest przez jednolitą drzewną pastę.
Skład:
aldehydy, kolendra, neroli, bergamotka, brzoskwinia, róża, ylang-ylang, jaśmin, kłącze irysa, gorzkie migdały, opoponaks, bób tonka, piżmo, benzoes, wetyweria, drewno sandałowe, ambra
Guerlain, Élixir Charnel: Oriental Brûlant
Ostrożnie, niebezpieczeństwo! [jeśli mogę pozwolić sobie na zacytowanie portalu, z którego wzięłam fotografię flakonu ;) ]
Kompozycja Christine Nagel oraz Sylvaine Delacourte z roku 2008 niczym nie uprzedza o olfaktorycznych rozkoszach, których nam nie szczędzi. ;)
Oriental Brûlant to kolejne, niezwykle głębokie kwiatowo-słodkie kadzidło. Złożone z nut doprawdy tak niespodziewanych, że niepodobna opisać rozwoju pachnidła. Wiedziałam tylko, iż jest cytrusowo-słodkie, delikatnie orzechowe, pogłębione dodatkiem kwiatu pomarańczy, może też piwonii; sandałowca, benzoesu, mirry oraz kilku grudek żywicy olibanowej, łagodnie spalanych podczas radosnej, pełnej światła uczty (nigdy libacji). Tymczasem moja misterna teoria padła. ;) Szybciuteńko.
Zaś Pikantny Orient okazał się być kompozycją równie piękną, co przewrotną. Podkreślającą piękno chwil wyjątkowych; a jednocześnie kokietującą kobiecą cząstkę każdego mężczyzny oraz męską każdej kobiety. :) Naprawdę niezwykły zapach.
Skład:
klementynka, migdały, bób tonka, wanilia, styraks [sic! :D ]
Zapach skomponowany pierwotnie przez Ernesta Beaux, twórcę kultowej Piątki, w roku 1926. Czym współczesna wersja Bois des Îles różni się od poprzedniczki trudno powiedzieć. Podejrzewam jednak, że odmienności jest sporo. ;)
Przejdźmy do rzeczy. Wariacja testowana przeze mnie otwiera się słodko-pudrowymi (aczkolwiek w sposób mało dosłowny) kwiatami, pełnymi i pięknymi, połączonymi z akordem... czystości. :) A dokładniej ręcznie robionego marsylskiego mydła. Czy to aldehydy czy może kłącze irysa, nie wiem. Nadmienię więc, że kompozycja lekko rozczarowuje. Ponieważ, choć bez wątpienia świetnej jakości, nadal pozostaje bardzo banalna. Taka współczesna i mało inwazyjna. Zbyt dobrze wychowana. :)
Aha. Nic nie zmienia się później, gdy kwiecie wypierane jest przez jednolitą drzewną pastę.
Skład:
aldehydy, kolendra, neroli, bergamotka, brzoskwinia, róża, ylang-ylang, jaśmin, kłącze irysa, gorzkie migdały, opoponaks, bób tonka, piżmo, benzoes, wetyweria, drewno sandałowe, ambra
Guerlain, Élixir Charnel: Oriental Brûlant
Ostrożnie, niebezpieczeństwo! [jeśli mogę pozwolić sobie na zacytowanie portalu, z którego wzięłam fotografię flakonu ;) ]
Kompozycja Christine Nagel oraz Sylvaine Delacourte z roku 2008 niczym nie uprzedza o olfaktorycznych rozkoszach, których nam nie szczędzi. ;)
Oriental Brûlant to kolejne, niezwykle głębokie kwiatowo-słodkie kadzidło. Złożone z nut doprawdy tak niespodziewanych, że niepodobna opisać rozwoju pachnidła. Wiedziałam tylko, iż jest cytrusowo-słodkie, delikatnie orzechowe, pogłębione dodatkiem kwiatu pomarańczy, może też piwonii; sandałowca, benzoesu, mirry oraz kilku grudek żywicy olibanowej, łagodnie spalanych podczas radosnej, pełnej światła uczty (nigdy libacji). Tymczasem moja misterna teoria padła. ;) Szybciuteńko.
Zaś Pikantny Orient okazał się być kompozycją równie piękną, co przewrotną. Podkreślającą piękno chwil wyjątkowych; a jednocześnie kokietującą kobiecą cząstkę każdego mężczyzny oraz męską każdej kobiety. :) Naprawdę niezwykły zapach.
Skład:
klementynka, migdały, bób tonka, wanilia, styraks [sic! :D ]
Hermès, Hiris
Jedyny spośród omawianych dziś zapachów, którego nie stworzono dla potrzeb butikowej linii danej marki [jako usprawiedliwienie mogę podać brak próbek pachnideł Hermessence :) ]. Hiris, stworzony w 1999 roku przez Olivię Giacobetti, w pewnej chwili zniknął ze sklepowych półek, by powrócić nań w zeszłym roku. Wiele osób odetchnęło z ulgą. :)
Powodowana ciekawością nabyłam więc niewielką odlewkę słynnego irysa. I cóż?
Niestety. Staranny i delikatny, ale nadal spod ręki Olivii. Więc w kontakcie z moją skórą mydli się, brudzi, zanika. Staje się nijakim brzydactwem; Brzydkim Kaczątkiem, z którego nigdy nie wyrośnie łabędź. Zauważyłam jeszcze coś: zanim królować zacznie mydło, na skórze panoszy się obrzydliwa, stara, pokryta ziemią marchewka, znana mi z I Love les Carottes tej samej twórczyni (choć marki innej). ;)
Triumfalny powrót Pana Marchewy. ;>
marchew, kolendra, ślaz piżmowy, irys, neroli, siano, róża, drewno cedrowe, migdałowiec, wanilia, miód
Serge Lutens, Les Salons du Palais Royal: Sarrasins
Czyli Saraceni jaśminowi. ;) A właściwie to jaśminowo-tuberozowi, silni, wytrwali, zdeterminowani by zawładnąć całym otoczeniem.
Aromat to przemożny, delikatnie miodowy (albo może woskowy?), okrywający ciało z dokładnością ciężkiego aksamitnego płaszcza w barwach nocy. Moc kwiatów na piżmowej, pudrowo bladej podstawie o delikatnych, ledwie zasugerowanych drzewnych konotacjach.
Wszystko to zdaje się być stworzone do podziwiania wieczorową porą, podczas Naprawdę Ważnych Okazji... o ile macie mocne głowy. :) Choć piękne jest niewątpliwie.
Skład:
goździk (kwiat), jaśmin, inne nuty kwiatowe, piżmoCo więc różni powyższe pachnidła od seforowo-daglasowskich bestsellerów? Myślę, że marketing.
W czasach, kiedy perfumiarstwo głównego nurtu nakierowane jest na jak najszybsze osiągnięcie maksymalnego sukcesu komercyjnego, kiedy perfumiarze pracują na lichym materiale oraz z terminem wyznaczonym "na wczoraj", kiedy około 80% budżetu nowych perfum pochłania kampania reklamowa, na skupianie się na szczególe zwyczajnie nie ma czasu. Ani przyzwolenia, ani możliwości, może też i ochoty. Pachnidła butikowe stanowią więc kompromis między sztuką a rzemiosłem (czy wręcz partactwem).
Nawet, jeśli ich charakter nie odbiega od współczesnej konwencji. :)
___
Dziś noszę Ambre Orient z prywatnej linii Armaniego.
2 z podanych znam i nie powaliły mnie na kolana :)
OdpowiedzUsuńA jak ambre orient? spóźniłam się na rozbiórkę choć nie żałuje jakoś mocno lubię ambry ale nie wielbię a poza tym o wiele bardziej czaję się na cuir noir :D.
Mnie tylko jeden powalił, Oriental Brûlant. Choć czy na tyle, by szukać flakonu? Śmiem wątpić. ;) Po prostu jest bardzo ładny, jak (niemal) wszystkie opisane przypadki. Cóż, najwyraźniej dla nas "za ładne". ;)
OdpowiedzUsuńTo kolejna ambra, w której się zakochałam. :)) No, ale ze mnie ambrofilka, więc w sumie nie ma się czemu dziwić. Cuir Noir? Czy przypadkiem nie snujesz planów rozbiórkowych? ;> Tak tylko pytam... ;))
Nie nie snuje a przynajmniej jeszcze nie teraz, z reszta nie wiem czy Cuir Noir nie pojawi się dopiero jesienią w Polsce. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda... ;)
OdpowiedzUsuńMówi się trudno. :( Wspólnie poczekamy więc do jesieni.