piątek, 13 kwietnia 2012

Ponad rozgwieżdżonym niebem

Dzieło dosłowne, silne a przy tym pełne gracji. Takie, od którego nie sposób uciec a z czasem wręcz uciekać nie mamy ochoty [co piszę na podstawie opinii zasłyszanych podczas testów mego dzisiejszego bohatera ;) ], szybko i bezdyskusyjnie opanowani przez czar perfumowej kompozycji, wiotkiej i mocarnej zarazem.
Dziś chciałabym opowiedzieć o Incense Pure marki Sonoma Scent Studio. :) A pomoże mi w tym wyobrażenie paryskiej la Sainte-Chapelle, Świętej Kaplicy.


Czyli dwukondygnacyjnej budowli sakralnej, wzniesionej w XIII wieku na polecenie króla Francji, Ludwika IX Świętego. Będącej cudnym architektonicznym relikwiarzem (bo taką ma budowę), gdzie spod rozgwieżdżonego nieba, z ciemnych, masywnych kłębów ziemskiej atmosfery trafiamy wprost... do raju. ;) Z nieba do Nieba. :)

Podobnie rozwija się i Czyste Kadzidło. Od gęstych, tłustych wręcz kłębów szarego, aromatycznego dymu, swobodnie panoszących się wśród cząsteczek powietrza ku wiotkim i rozjaśnionych światłem ciepłym żywicom, okolonym akordami drzewno-ambrowymi. Przy czym każde z wcieleń omawianego zapachu ani na moment nie przestaje być bogate, wysoce skoncentrowane; przepychem zachwycające lub przytłaczające, ale zawsze nastawione na robienie wyjątkowo silnego pierwszego wrażenia. Wyraziste. Żywe oraz estetycznie cudne. :)
Oczyszczające symbolicznie, dosłownie oraz intelektualnie.

Jak już wspomniałam, kompozycję rozpoczyna przepotężny, ostry akord. To ciężkie zwały kadzidła, przełamanego chłodnym i szklistym "igiełkowym" irysem. Pierwsza z wymienionych substancji to raczej mroczne elemi, dla porządku jeno wspomagane grudkami żywicy olibanowej. Nieco więcej jest za do drzazg sandałowca w stylu pachnideł od Etro czy Pro Fumum Roma. Z czasem pojawia się więcej akordów suchych, w tym przypadku wpływających na lżejszy wydźwięk kompozycji. To między innymi słodkawa, wwiercająca się w nos mirra, suchy mech dębowy oraz stopniowo zyskujący na znaczeniu powiew labdanum. Z początku ostrego, z czasem coraz bardziej cielesnego, wiotkiego, gładkiego, po prostu ciepłego. Także i kadzidło nie próżnuje, osłabiając moc z otwarcia i spokojnie, majestatycznie szybując ku górze.
Poszybujmy zatem i my. :)


W ciągu dalszym okazuje się, że - choć na dzień dobry zaserwowano nam porażające piękno dosłowności - bliskość Absolutu odczujemy dopiero, gdy upłynie nieco czasu. Wówczas to Incense Pure przestaje miotać się po naszej skórze, nabiera klasy i dystansu. Zamiast grać w otwarte karty nabiera stoickiego dystansu. ;) Już nie kusi lecz spokojnie pozwala się podziwiać. Oczywiście, o ile dostąpimy zaszczytu podziwiania.
Poszczególne składniki pachnidła zrastają się w jedną, trudną do rozdzielenia całość, by nie tyle szturmować, co delikatnie przenikać otoczenie, łagodnie naznaczać swoją obecnością niczym promienie światła przesączające się przez trzynastowieczne witraże. Kadzidło, już jako jedność, spotyka się z drewnem sandałowym oraz labdanum, mirrą, starym cedrem, lekko piwniczym paczuli, gładką ambrą czy szlachetnym mchem. Dzięki nim dzieło jest suche, wytrawne, eleganckie.

Po burzliwej młodości w blasku fleszy przyszedł czas na spokojną, pewną siebie dojrzałość "na świeczniku". ;) Incense Pure bowiem nie należy do tych kompozycji, które zwykły kryć się w cieniu noszącego je człowieka. Nie musi, świecąc światłem własnym; jej przeznaczeniem jest skupiać na sobie spojrzenia obcych i umieć zaakceptować to z godnością. Co do pewnego stopnia charakteryzuje wszystkie aromaty z Sonomy, jakkolwiek Kadzidło czy Ambra (Ambre Noir) wiodą pod takim względem prym. Mnie zaś nieodmiennie zachwyca sposób, w jaki obie wody potrafią oczarować nawet osoby, które dotąd z podobnego typu perfumami nie miały żadnego kontaktu. :)
Jak widać, na przekór obowiązującej modzie na olfaktoryczną transparentność [dopadnę Cię kiedyś, wstrętna Ameryko! ;> ], prawdziwa cnota nadal broni się sama. ;)

Rok produkcji i nos: 2010, Laurie Erickson

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, o ogromnej mocy i takim sillage. Dla miłośników kadzidła oraz monumentalnych perfum. :) Wg mnie na każdą okazję (może za wyjątkiem wizyty w szpitalu czy pogrzebu), ale Wy moglibyście mieć uzasadnione wątpliwości. Przeto proszę testować! ;)

Trwałość: jest to ekstrakt perfum, więc nic dziwnego, że bez problemu potrafi przetrwać ponad 24 godziny (czasem widmowo snuje się po skórze nawet kilka godzin po ostatnim prysznicu).

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład:

labdanum, mirra, elemi, kadzidło frankońskie, paczuli, drewno sandałowe, drewno cedrowe, kłącze irysa, arcydzięgiel, wanilia, szara ambra
___
Dziś noszę Qessence od Missalów.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.sacred-destinations.com/france/paris-sainte-chapelle
2. http://www.flickriver.com/photos/jasenz/3185477852/

4 komentarze:

  1. Pięknie dziękuję za wycieczkę w jedno z najpiękniejszych i najbardziej działających mi na wyobraźnię miejsc, jakie oglądałam.
    Ja lubię perfumeryjną transparentność,minimalizm zwłaszcza w wydaniu Elleny, którego Ty odsądzasz od czci i wiary :)
    ale nie sposób nie zachwycić się pachnidłem takim jak Incense Pure albo miejscem takim jak Święta Kaplica.
    Zwłaszcza że naprawdę trudno o współczesną, ascetyczną a dobrą zarazem architekturę sakralną :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała przyjemność po mojej stronie. :) Wizyta w Swiętej Kaplicy to także przyjemność.. oraz przeżycie: intelektualne, estetyczne, emocjonalne (na pewno jeszcze religijne, oczywiście wyjąwszy jej obecną laickość ;) ).
    Raju, nie odsądzam go od czci i wiary. Kiedyś nawet pisałam, że szanuję Ellenę za to, że ma facet konkretną wizję perfumiarstwa, którą konsekwentnie realizuje. A że "prywatnie" tej wizji nie rozumiem i nie akceptuję, to inne sprawa. ;>
    Oj, to prawda. Współczesna architektura sakralna, to ehhh... ;) Lepiej pominąć litościwym milczeniem. A na pewno bezpieczniej. ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie powiem, jak długo ten zapach czekał na to, żebym go zrecenzowała. Ale czasem tak ciężko pisze się o tych wielkich, pięknych (przynajmniej dla konkretnego nosa) zapachach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ciężko. Ale kiedy już się przemożemy, usiądziemy, napiszemy się i przy okazji nawdychamy niebiańskich oparów... Wtedy jest tak pięknie! ;)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )