sobota, 14 kwietnia 2012

Fiolet i purpura

Wiosną naszła mnie chęć na analizę porównawczą dwóch pachnideł opartych na nucie owoców późnego lata i jesieni. Chodzi, Drodzy moi, o śliwkę. :) Niby owoc, niby słodki ale jednak zawiera w sobie pewną ciemną, balsamiczną mroczność.
Jako reprezentantów mniej "typowego" śliwkowego uniwersum wybrałam sobie Réjouissance marki Yes for Lov oraz Boxeuses z pałacowej serii Serge'a L.
W obu przypadkach owoc ten, choć niezwykle ważny, nie jawi się jako szczególnie dosłowny, tylko trwa spleciony w uścisku z pozostałymi składnikami wód. Dlatego też uciekłam od skojarzeń.. bardzo dosłownych. :) Ograniczając się do odcieni, w jakich objawiają się obydwie kompozycje.


Jako pierwsza pojawi się Réjouissance - 'rozradowanie' ale i 'uciecha', co w kontekście profilu marki wydaje się nazwą idealnie dopasowaną. ;) Do tego stopnia, że podejrzewam, iż najpierw powstał tytuł, potem dopiero same perfumy. Szczęśliwie równie glamourowe i wysmakowane, co reszta produktów Yes for Lov. Dzięki czemu kompozycja uciekła od najbardziej przaśnych pościelowych (czy raczej "klubowo-toaletowych" ;> ) klimatów.

Lecz przejdźmy już do rzeczy. Kompozycja zachwyca skomplikowanym, trudnym do ujęcia otwarciem: jasnym i optymistycznym a jednak złożonym. Unikającym trywialnych skojarzeń oraz banalnych, łatwych do zrozumienia przez tłumy rozwiązań. Nawet owocowo-przyprawowa, waniliowa słodycz trzyma dystans wobec perfumeryjnych bestsellerów, każąc nam węszyć i zastanawiać się. Trzymać w gotowości zmysły oraz rozum.
Wszak "piękne" i "proste" nie musi wcale oznaczać także "głupiego". :)

Na uwagę zasługuje również delikatny, żywy i złocisty akcent szafranu, wirującego w śliwkowo-waniliowej przestrzeni, okalającego lekkie wątki kwiatowe (w stylu orchidei lub hibiskusa, znanego choćby z klasycznego Scent). Zresztą za powyższym, luźnym zresztą skojarzeniem, opowiada się także akord ambrowy; słodko-drzewny, jasny, kremowy i strzelisty, zmysłowy dosłownie acz bez nachalności. Pierwsze kilkadziesiąt minut pobytu Réjouissance na ludzkim ciele to czysta poezja. :)
Która na nieszczęście kończy się... dziwnie. W aromatach gorzkiej ziołowej skóry, przykrywającej niestrawną pastę z cukru, wanilii, suszonych węgierek oraz bliżej niezidentyfikowanych przypraw korzennych. Z czasem jest coraz gorzej. Pasty jest coraz mniej, natomiast ziołowa skóra wpada w akcenty rdzawo-metaliczne, stopniowo coraz bardziej mdłe. Jak napisałam: dziwne to i raczej mało erotyczne. ;) Nic, doprawdy nic niezwykłego.
Co jednak, po opisanym początku, rozczarowuje zdecydowanie zbyt łatwo.
Nie tędy droga.


Dlatego zwracam teraz Waszą i swoją uwagę na Boxeuses. Którym nie straszne mroki ni dosłowności. Być może dlatego kompozycja Christophera Sheldrake'a działa na moją wyobraźnię oraz wyczucie estetyki z mocą kilkukrotnie większą. Gdyż, mimo krótszej listy oficjalnych składników, okazują się Bokserki zapachem gęstszym, bardziej ciepłym, bogatym i hedonistycznym niż przypadek opisany wyżej. :) Mimo wszystko.

W Boxeuses ponadto dzieje się dużo więcej, niż w recenzyjnym poprzedniku. Śliwki są bardziej mięsiste, uwędzone w aromatycznym dymie, podrasowanym kilkoma szczyptami kadzidlanej mieszanki; skóra nadaje pachnidłu głębi, nie zagłuszenia; słodycz także naznaczona jest lukrecjową ciemnością w miejsce waniliowej chmurki; zamiast przyjemnej ambry zaś - otrzymujemy głębokie, nasycone labdanum. [Chociaż ambrę uwielbiam zauważam także stopniowy jej zwrot ku łagodności mainstreamowego puddingu, co raczej mnie nie cieszy. :> ]
Wszystko zaś leży na słynnej już lutensowkiej "ta-bazie", olfaktorycznym podpisie twórców marki, stanowiącym o wszystkim, co w zawartości ich uroczych flakonów najlepsze. :) To oznacza, iż piękna wariacja na temat skóry, słodkich śliwek i dymu w miarę upływu czasu nie dewaluuje się ani nie znika całkowicie, niczym klasyczne Poison Diora (o czym wspominałam w recenzji tegoż). Żywe i wielowymiarowe dzieło trwa na mojej skórze proste, masywne i piękne. Dosłowne tak, jak lubię oraz w identyczny sposób sprzeczne.
Proste w swym skomplikowaniu, skromne w przesyceniu i majestatyczne w prostocie. Zachwycające jednolitą strukturą, płynną sferycznością nut [dzięki, Wizażu! ;) ]. Radosne i melancholijne w tych samych momentach. Żywe oraz magiczne.
Niczym większa część dzieł marki. ;)

Yes for Lov, Réjouissance

Rok produkcji i nos: 2012, Mathilde Bijaoui

Przeznaczenie: zapach chyba jednak damski [rzecz jasna w teorii, w praktyce wszystko zależy od prywatnych upodobań zapachowych], dosyć bliski skórze. Na wiele okazji, do których jednak niekoniecznie warto zaliczać spotkania łóżkowe (o ile Wasza skóra również eksponuje dziwaczną bylejakość).

Trwałość: około sześciu lub siedmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalna

Skład:

limonka, wanilia, kandyzowana śliwka, lilia, szafran, ambra


Serge Lutens, Boxeuses

Rok produkcji i nos: 2010, Christopher Sheldrake

Przeznaczenie: zapach typu uniseks; słodki w sposób tak mało dosłowny, że spokojnie można uznać go za "bezodchyłowca". :) O pokaźnym sillage, ale na wszystkie okazje (chyba, że boicie się jego mocy; wtedy tylko na wieczór).

Trwałość: od dwunastu do przeszło piętnastu godzin

Grupa olfaktoryczna: skórzano-orientalna

Skład:

lukrecja, śliwka, skóra, nuty drzewne
___
Dziś noszę... znów tajemniczą 'Boską Herbatkę'. ;)

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.spoki.lv/stilsmode/Pictures/526418/1/4
2. http://f100ctw.blogspot.com/2012/01/lakes.html

4 komentarze:

  1. Skusiłaś mnie Wiedźmo na testy Boxeuses, szczególnie ta wspominka o Klasycznej Truciźnie podziałała mi na zapachową wyobraźnię.
    Co do Réjouissance zgadzam się właściwie z Tobą choć pewnie moja ocena byłaby nieco ostrzejsza- zapach wydaje mi się jakiś taki...nijaki, od pierwszej do ostatniej nuty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. :) Śliwka w obu rzeczywiście jest podobna.
    To może pokusisz się o jakąś zjadliwą recenzję, hę? ;) Takich chyba jeszcze u Ciebie nie było?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet bym się skusiła na napisanie czegoś jadowitego i złośliwego- ale ten zapach jest na mnie tak koszmarnie nijaki, że szkoda nawet nadwyrężać paznokcie na klawiaturze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba, że tak. :) To rzeczywiście szkoda Twojego czasu. :) Ale pomyślisz nad jakimś złośliwym postem?

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )