Witajcie w 2011 roku! :)
Dziś jest niedziela, zatem nadeszła pora na wpis nie-recenzyjny.
Niedawno dostałam mejla z linkiem do pewnej strony i adnotacją "powinno Ci się spodobać". Osoba, która wiadomość wysłała dobrze zna mnie i moje gusta: spodobało się. I to jak!
Archiwum Państwowe M. St. Warszawy zorganizowało wystawę międzywojennej reklamy prasowej. Wśród "eksponatów" znalazło się kilka takich, które i Was powinny zainteresować...
Dla przykładu:
Reklama nie do końca perfumowa, ale myślę, że również się nada:
Na zakończenie coś, czego w dzisiejszych czasach stanowczo nie radzę powtarzać. Współcześnie za czynienie podobnych założeń można dostać w twarz [choć nie w Polsce; tutaj matki, żony czy teściowe dzielnie udają, iż są z tego typu prezentów "dla domu, nie dla osoby obdarowywanej" zadowolone, ale uwierzcie, nie są. Wyjątek stanowi sytuacja, gdy o chęci otrzymania odkurzacza lub kompletu garnków my, obdarowujący, wyraźnie usłyszymy]. Dobra, informacja ździebko spóźniona, ale mam nadzieję, że zostanie zapamiętana. ;) Nie zaszkodzi, a może pomóc.
Więcej znajdziecie TUTAJ. Szczerze polecam kliknięcie i zapoznanie się nie tylko z charakterem upominków lat 20. i 30. XX wieku, ale także z komentarzami, którymi opatrzono reklamy (utworzonymi w czasach ich publikacji).
___
Dziś noszę Hypnotic Poison Diora.
No Wiedźmo, nie wierzę, że nie ucieszyłabyś się z odkurzacza lub żelazka, a może młynka do kawy ;)) tak "pięknie" dostawać prezenty, które prezentami nie są, tylko narzędziami tortur :P
OdpowiedzUsuńSzczerze, obraziłabym się chyba na cały świat za taki prezent ;)
Wiedźmo, jeszcze raz najlepszego w Nowym Roku :)
Widzę, że od tamtej pory niewiele się zmieniło ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, Wiedźmo, wszystkiego najlepszego (nie tylko w sferze zapachowej) w Nowym Roku:)
Esco - no, ale jak to nie!? Sikałabym po nogach z wrażenia! ;) I z tej radości odkurzała, prasowała, mieliła kawę oraz gotowała i wieszała atłasowe zasłonki - w tym samym momencie. ;) A! I jeszcze o "przyjemną atmosferę w domowym zaciszu" bym dbała. Słowem: marnuję przy tym blogu, bez dwóch zdań. ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś dostałam coś takiego - i się obraziłam. Poskutkowało. :)
Piotrze - nic poza ortografią; pardon: ortografją. ;)
Dlatego polecałam, aby zajrzeć na stronę. Opisy dodają reklamom tego charakterystycznego słodko-gorzkiego smaczku.
Obojgu Wam dziękuję za życzenia. Oby 2011 był najlepszy ze wszystkich dotychczasowych! :*
Ja kiedyś doceniałam takie prezenty. Serio. Smarkata byłam, jak się wyprowadziłam na swoje, a że kawosz ze mnie namiętny, marzyłam o ekspresie. Pamiętam, kiedy od mojego ówczesnego chłopaka, a aktualnie małżonka dostałam ekspres z zestawem filtrów i góra kawy... Jeśli dodam, że nie mieszkał ze mną, a kawy nie pija to zrozumiecie poziom altruizmu? :)))
OdpowiedzUsuńNa liście prezentów na ten rok mam porządny nóż z blokada ostrza i multitoola. Pogubiłam i czuję się okaleczona.
Wiesz, w zasadzie też je doceniam... czasami. Na przykład: bardzo lubię gotować, więc nie obraziłabym się za np. palnik kuchenny (taki, jak do crème brûlée). Ale, na bogów nieba i pozdziemia, nie wyłącznie! :) Oprócz tego coś całkowicie niepraktycznego i tylko dla mnie. I tak może to działać. Choć bez przesady - nie ciągle.
OdpowiedzUsuńCo do Twojego TŻ [potrzebowałam ponad tygodnia, żeby rozszyfrować ten skrót ;) ], to jestem pod wrażeniem, poważnie. Gdyby chociaż kawę pijał, to można by pomyśleć, że liczył na, hm.. darmową kawiarnię. A tak - kapelusze z głów. :)
Też sie czuję okaleczona, dosłownie - dziś, krojąc bułkę, rozciachałam obie dłoń i to dosyć głęboko. Na dodatek w apteczce było tylko puste opakowanie po plastrach. Więc dziś odpowiem tak: dziwny prezent. ;)) Lecz taki nóż jest praktycznym podarkiem, prawda? :)
Racja z tymi prezentami;>
OdpowiedzUsuńKliknęłam, a teraz siedzę i oglądam, ale w między czasie szepnę że Reniferka sie pozbywam -jak chcesz to wiesz;> a Never ..mam tylko próbkę niestety.Albo stety...
No ja właśnie gotować nie znoszę... I, w obliczu Twojego urazu, nie napiszę, jak fajną rzeczą jest dobry nóż i jak to prawdziwa kobieta bez solidnego kawału ostrza i zestawu narzędziowego z kompletem wymiennych śrubokrętów czuje się naga... ;)
OdpowiedzUsuńZdezynfekowałaś to jakoś? Chroń ranę przed zabrudzeniem. Wyliż najlepiej - serio, działa lepiej, niż sama dezynfekcja. Potem, jeśli nie masz plastra, chroń wyprasowana w wysokiej temperaturze szmatką. Zimą mamy mało witamin, mało kontaktu z bakteriami naturalnymi - neutralnymi, a dużo z chorobowymi, łatwiej się zakazić, niż latem.
Będziesz dbała o siebie, prawda? :> Kwoka mi się włącza.
Skarbku - tylko daj znać, ile chcesz. :) Pojawiło się raz na All., wahałam się zbyt długo, aż w końcu pojawił sięktoś bardziej zdecydowany - czy może Ty? :)
OdpowiedzUsuńNever - innym razem, nie upieram się.
Sabbath - może nie naga, ale na pewno świadoma, że "w razie czego" nie załamie się i nie uderzy w szloch bezradny. :)
Zatamowałam krwawienie zimną wodą, póżniej zdezynfekowałam... perfumami (były akrat pod ręką :) ), obwiązałam chastaczką higieniczną i poszukałam głębiej w apteczce. Był plaster.
No i co? Zdałam egzamin na sanitariuszkę doraźną? ;)
A za rady dzięki; będę pamiętać.
A zdałaś, zdałaś. I dodatkowe punkty za improwizację zebrałaś. :)
OdpowiedzUsuńJak już do mnie przyjedziesz robić tę awanturę, to mogę się pochlastać i będę wiedziała, że mnie opatrzysz, zanim odwalimy obowiązkowe sceny i zaczniemy się upajać alkoholami różnego rodzaju. :)
Dodam tylko upierdliwie i niepotrzebnie, że zimna woda raczej przyspiesza krążenie i na ranę używa się jej dla oczyszczenia i uśmierzenia bólu, a nie dla tamowania krwawienia, ale ogólnie piątka z plusem. :)))
No to spoko. :) Nic, tylko się chlastać i odkażać wewnętrznie. ;)
OdpowiedzUsuńWoda - a to nie zależy od siły strumienia i stopnia jego chłodu? Bo jeśli tylko i wyłącznie placebo, to potwornie skuteczne! :) Zawsze działa i krew płynie trochę słabiej.