Której sama jeszcze nie przeczytałam; ale zamierzam to zrobić w najbliższym czasie. I wiem, że nie pożałuję. Dlaczego?
Bo, odkąd pamiętam, niemal wszystkie Wielkie Narracje Wojenne przedstawiały głównie męski punkt widzenia: dynamizm, ruch, bitwy, heroiczność oraz - bezwzględne podporządkowanie swego "ja" dowódcom, prawie chełpliwą świadomość uczestnictwa w "czymś ważnym". Jakieś bzdety o umieraniu za ojczyznę.
Przykładem żałosna produkcja polskiej telewizji o makabrycznym, choć znamiennym, tytule Czas honoru. Z ciekawości oglądałam pierwszą serię. Z podziwu godną cierpliwością patrzyłam na pozbawioną elementarnej wiarygodności szamotaninę grupy gamoni, których osobiście z mieszanymi uczuciami wypuszczałabym samotnie na ulice Londynu, a co dopiero zrzucać takich do okupowanego kraju jako cichociemnych. :) Ostatni odcinek oglądałam zarykując się ze śmiechu co, jak mniemam, raczej nie było zgodne z zamysłami twórców serialu. W swojej reakcji nie byłam odosobniona. Z tejże ciekawości "zaliczyłam" nawet jeden z odcinków serii drugiej; oto, co zobaczyłam: w momencie, gdy oszołomy, wobec widocznej przewagi wroga i bez szans na wygranie potyczki nie tylko nie wycofały się po cichu, póki nie zostały przez hitlerowców zauważone [akcja była kompletną samowolką, więc naszych dzielnych wojaków nie obowiązywało posłuszeństwo wobec rozkazów "góry"], ale otworzyły ogień, by ostatecznie - przy dźwiękach patetycznej muzyki - ponieść malowniczą klęskę. Wyłączyłam telewizor.
Takiej narracji już od lat nie mogę strawić. Takiej narracji chciałabym się przeciwstawiać. Taką narrację już w latach 60. bądź 70. powinno zepchnąć w cień przesunięcie akcentu z katów (żołnierzy) na ofiary (ludność cywilną), jak to miało miejsce po drugiej stronie żelaznej kurtyny. A dokonywało się ono właśnie przez publikacje w rodzaju Wojna nie ma w sobie nic z kobiety Swietłany Aleksijewicz, czyli przez przedstawianie "innej wersji" znanych nam już wydarzeń. Niekoniecznie konfrontację z obowiązującym kanonem (choć w efekcie łatwo do niej doprowadzić), ale poszerzanie go o kompletnie dotychczas ignorowane aspekty.
No właśnie. Czy ktoś z Was wie może, jak żołnierki powstania warszawskiego radziły sobie z higieną w czasie menstruacji? Przypominam, że wody w mieście było wówczas jak na lekarstwo, do tego ściśle reglamentowanej. Albo jakie były granice wieku niemieckich kobiet, gwałconych przez maszerujących na Berlin czerwonoarmistów? A może komuś wiadomo, czym wsławiła się niejaka Christine Granville?
Tego typu pytania można mnożyć i bodaj nigdy nie wyczerpie się tematu. Tylko kogo to obchodzi? [poza przypadkiem Granville] W końcu brak słowa o podbojach, heroizmie, solidarności frontowców, umieraniu za ojczyznę, nikt nie zająknie się o dojmującej męskiej tęsknocie za byciem częścią "wielkiej, wspaniałej całości" - armii. Zatem babskie bajdurzenie nie znajdzie w Pl wielu chętnych. Tutaj ceni się ef szesnaście czy transportery opancerzone, w pogardzie mając przedszkola, żłobki i sensowne ustawy zapobiegające wykluczeniu społecznemu. Wszystko to są pierdoły niegodne uwagi Prawdziwych Polaków.
Dlatego też z radością przyjmuję pojawianie się każdej publikacji, która może choć trochę zmienić oficjalne postrzeganie historii, dopowiedzieć do niej coś nowego, zwrócić uwagę na zaniedbywany dotychczas akcent. Póki co nie ma ich zbyt wiele, ale nie tracę nadziei. Kropla drąży skałę. :)
Na zakończenie link do wywiadu z autorką reportażu: KLIK. Zajrzyjcie, bo warto! O wiele konkretniejszy i bardziej przekonujący od powyższych wywodów.
Notka bibliograficzna: Swietłana Aleksijewicz, Wojna nie ma w sobie nic z kobiety, przeł. [?], wyd. Czarne, Wołowiec 2010.
___
Dziś noszę Sienne l'Hiver marki Eau d'Italie.
Ooo, zdecydowanie do przeczytania :) Dzięki :)
OdpowiedzUsuńNie ma za co. :)
OdpowiedzUsuńTak, tak, ja jeszcze dodam z perspektywy UK, że niejeden osłupiały Brytyjczyk musi wysłuchiwać oskarżeń o "zdradzie" Churchilla, i o tym, że "Polacy nigdy nie mieli szansy" i zostali "sprzedani" i że w ogóle korupcja, warcholstwo i brak szacunku dla prawa to jest osobiście jego/jej wina, a nie anarchistyczno - mitomańskiej mentalności polskiej...
OdpowiedzUsuń...dodajmy do tego niekończące się ekshumacje zwłok generała Sikorskiego (zamordowanego przez MI5 i NKWD pospołu, jak wiadomo ;) ) czy innych ofiar katastrofy, w której zginął. Jęsli to nie jest nekrofilia narodowa, to ja jestem Ławrientij Beria. :)
OdpowiedzUsuńCelebrujmy sobie klęski narodowe, tego widać potrzebujemy, ale to traktowanie Polski i Polaków jak pępka świata jest irytujące.
Dlatego mam nadzieję, że spóźniona rewolta w historiografii i pamięci historycznej dotrze i nad Wisłę. Lepiej późno niż wcale.
BTW słyszałaś o projekcie "Powstanie w bluzce w kwiatki" (jedna z pierwszych jaskółek, choć o znacznie mniejszym wydźwięku niż książki Tomasza Grossa)? Zmiany już postępują.
Nie słyszałam, ale jak mówisz, że jaskółka, to Ci wierzę:-) i oby ich jak najwięcej:-)
OdpowiedzUsuń