poniedziałek, 31 stycznia 2011

Biblioteka Demeter - kolejność przypadkowa, część 1.

Kilka losowo wybranych impresji, gdyż trudno mówić tu o "kompozycjach"mimo, że za projektami stoją tacy głośni perfumiarze, jak Christopher Brosius i Francis Kurkdjian. Co więcej podejrzewam, że - przynajmniej dla drugiego z panów - cały Demeterowy projekt nie jest niczym więcej, jak przynoszącą pewne zyski dowcipną chałturą, rodzajem rozgrzewki przed "prawdziwą pracą". ;) Co widać i czuć.
Dlatego dziś rozpoczęty cykl uzupełniać będę w nieregularnych odstępach czasu i raczej wyłącznie w formie krótkich kompilacji. Na początek kilak wód, które akurat mam pod ręką. W wyborze nie doszukujcie się logiki czy jakiegoś głębszego namysłu, bo ich nie ma. Ot, po prostu pisze "mi się" właśnie notka na winie - recenzuję to, co się nawinie. ;)

W kolejności alfabetycznej.


Amber
Miła, puszysta, słodko-pieprzowa ambra zapadająca w miodowe klimaty. Zacna, ujmująca i rozkoszna. Zdecydowanie jasnowłosa. :) Ładna, ale też nic specjalnego, nie polecałabym jej koneserom tytułowej nuty, choć sama, jako ambrowa dziwaczka, pluskającą buteleczką nie pogardzę. ;) Ogólnie pachnidło w klimacie Ambry Tesori d'Oriente.

Rok produkcji: nieznany

Przeznaczenie i trwałość: przyjemny, nienarzucający się uniseks, który po pierwszej fazie zaczyna przylegać do skóry na najbliższe cztery - pięć godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalna

Skład: ambra, bursztyn


Beeswax
Żeby napisać te słowa wylałam na skórę ostatnie krople z próbki. :) Bo w gruncie rzeczy lubię zapach pszczelego ula [ale nigdy głośno się do tego nie przyznam, więc błagam, nie powtarzajcie niczego mojej rodzinie! ;) ], jednocześnie słodki i pikantny w ten jedyny w swoim rodzaju sposób. Trudno opisać zapach wosku: korzenny, ziołowy, energetyczny i uspokajający jednocześnie. Jeśli dodać do tego lekką woń miodowej wody (bo na miód toto jest za słabe), wówczas tworzy nam się całość prawie jadalna, prawie słodka, prawie błoga. Sielsko-wiejska. Lecz flaszki nie pragnę, jakoś nie korci mnie by upodabniać się do rządzonych totalitarnie robotnic z rodziny muchowatych. Nie w tym życiu.

Rok produkcji: 2008

Przeznaczenie i trwałość: urocze uniseksualne dziwadełko dla ortodoksyjnych miłośników zapachów natury; żyje do pięciu godzin.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczna

Skład: miód, wosk pszczeli


Fig Feaf
Pachnie tak, jak się nazywa: zielono, soczyście, energetycznie. 100% figi w fidze, a jednak jedzenia czegoś o tym zapachu nikomu bym nie polecała. :) Ewidentny aromat soków drzewa figowego, prosty i bezpośredni; chwilę po aplikacji mlecznieje, wpadając w klimaty znane z Philosykosa. Pojawia się nawet cicha kokosowa nutka, którą Olivia Giacobetti potrafiła wyciągnąć na światło dzienne. Tu jednakże egzotyczny orzech pozostaje w ukryciu, wszelkie zasługi scedowawszy na akcent tytułowy. Ładne i proste.

Rok produkcji: nieznany

Przeznaczenie i trwałość: lekki, letni, nienarzucający się aromat typu uniseks dla miłośników nietuzinkowych świeżaków, zanikający po ok. trzech godzinach (jak to wody kolońskie mają we zwyczaju :) )

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-owocowa

Skład: liście i owoce figi


Ginseng Root
Żeń-szeń - bardziej korzenny kuzyn imbiru. Tak, tak, po trzykroć: tak. :) Tym właśnie jest. Nieprzesadnie soczysty, orzeźwiający, ale też naładowany przyprawami, z goździkami oraz cynamonem na czele. Wyczuwam także miętę pieprzową. Po chwili aromat cichnie i wpada w bardziej miękkie, kremowe tony. Podobno słowo żeń-szeń po chińsku znaczy tyle, co "esencja męskości" (tłumaczenie raczej wolne :) ). Nic dziwnego, w końcu uznawany jest za afrodyzjak oraz w dalszym ciągu pozostaje składnikiem preparatów wspomagających potencję. Hm, tym razem Brosius musiał pójść w przeciwnym kierunku. ;) Zapach ujmujący, ale wyzuty z erotyzmu.Co również bywa zaletą.

Rok produkcji: nieznany

Przeznaczenie i trwałość: ciekawy uniseks dobry jako chwilowa odmiana, "skok w bok" od Poważnych Perfum. :) Wytrzymuje do trzech godzin.

Grupa olfaktoryczna: przyprawowo-aromatyczna

Skład: utajony; na pewno coś z tytułowego korzonka, a poza nim - same domysły


Holy Smoke
Mały, przyczajony gdzieś pod lasem wiejski kościółek o zakurzonym wnętrzu i z... tapicerowanymi ławkami. Naprawdę! :) Kadzidło proste, choć dla oszczędności mocno "uszlachetniane" ziołami wszelakimi: trochę rozmarynu, trochę rumianku, trochę ziela angielskiego i szałwii. A do tego stara, właściwie już sparciała skóra. I dużo, dużo kurzu. Oraz promienie słońca, wpadające przez mały witraż umieszczony w prezbiterium. Miłe miejsce do samotnej, spontanicznej medytacji.

Rok produkcji: nieznany

Przeznaczenie i trwałość: spokojny zapach typu uniseks, świetny na wszelkie nieformalne okazje oraz nie grzeszący przesadną trwałością (jakieś cztery godziny, w końcu to edc).

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład: kadzidło frankońskie, przyprawy


Mahogany
Ech, ten cudak jest naprawdę piękny! Bogaty, ciemny, wytrawny, głęboki. Wart grzechu. Z początku nawet delikatnie rumowy, by ostatecznie ewoluować w stronę zwykłej, niczym nie doprawionej mahoniowej deski. Prosty, a jednak działający na zmysły. Zabójczo prosty. Gdyby tylko trwałość nie była aż tak skandaliczna... :)

Rok produkcji: nieznany

Przeznaczenie i trwałość: zapach rekomendowany mężczyznom, ale na skórze kobiety po prostu oszałamia. Wiem, bo sprawdziłam. :) Tylko dlaczego znika po dwóch godzinach? No, dlaczego?? ;)

Grupa olfaktoryczna:
drzewna

Skład: mahoń, przyprawy


New Zealand
Orzeźwiający, soczysty, zielony. Tryskający wszystkimi sokami z przebogatej oferty zwrotnikowej flory. Zmasowany atak nut ozonowych; dwa tysiące odcieni zieleni i błękitu zamkniętych w jednej, niewielkiej buteleczce. Przy czym całość ani przez chwilę nie staje się słodka. Na szczęście. Kompletnie nie moja bajka, ale całkiem przyjemny (choć latem wąchać go nie mogę - przeokrutnie męczy dosłownością).

Rok produkcji: ściśle tajny

Przeznaczenie i trwałość: miły leni uniseks; do półtorej godziny [!]

Grupa olfaktoryczna: wodna

Skład: woda morska, trawa, roztwór ziemi [?], nuty wodne, drzewne i zielone


Scottish Shortbread
Obły, apetycznie bezpośredni zapach maślanych herbatniczków, w szkockich domach tradycyjnie towarzyszący obchodom Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku. Mocno śmietankowy, zauważalny, choć niezbyt silny. Uroczy. Prosty. Łatwy. Oraz jasny. Przesympatyczny. Miękko dopasowujący się do skóry w sposób niemalże oczywisty. Miłe dziwadło do noszenia "dla nastroju". :)

Rok produkcji: nie mam pojęcia

Przeznaczenie i trwałość:
lekki, ewidentnie kulinarny zapach stworzony z myślą o kobietach, ale ciekawi mnie, jak też ułożyłby się na skórze mężczyzny. :) Znika późno jak na Demeter, bo po niecałych pięciu godzinach.

Grupa olfaktoryczna: gourmand

Skład: herbatniki, masło, wanilia

To na razie koniec. Osiem zapachów. Pod ręką miałam jeszcze trzy inne, lecz dziś nie mam już ochoty [ani miejsca na przedramionach] na pisaninę. Zatem dołączę je do kolejnej transzy. Kiedy..? Kto to wie! :)
___
Wpadłam w odmęty Délice d'Épices Niny Ricci.

3 komentarze:

  1. jako miłośnik ambry poważnie podchodze do zakupu w ciemno,
    wszak kilkanaście złociszaków toż to żadne pieniądze:))
    widzę że lubisz zapach pszczelego ula,to witaj w klubie:)
    mi zapach przypomina czasy dziecństwa...
    oraz znikające ze spiżarni słoiczki :D
    ale Holy Smoke to bym przygarnął;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu nie? Też mnie kusi i Holy Smoke (oraz Mahoganny i Scottish Shortbread); w sumie cztery z powyższegu rzutu.
    Zapach ula - uwielbiam; natomiast smak miodu, samego w sobie - obwarowany tyloma założeniami, że w sumie.. nie lubię wcale. I to też od dzieciństwa. W myśl zasady, że szewc bez butów chodzi. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę powiedzieć, że bardzo zachęciłaś mnie do wypróbowania kilku z tych zapachów - już od dawna mnie ciekawiły, ale teraz na pewno któryś zakupię.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )