sobota, 4 maja 2013

Zwiastun dobrego

"Od stuleci (...) jaskółka uznawana jest za dobrą wróżbę. Ptak ten symbolizuje nadzieję, słońce, wiosenny przypływ energii, płodność oraz możliwość otrzymania podarunku, szczęścia i powodzenia zarówno w interesach jak i miłości. Zapowiada spokój oraz wesołe nowiny".
ŹRÓDŁO
Był tłumaczący tytuł cytat, teraz pora na odpowiednią melodię. ;)





Jaskółka w locie. A raczej perfumy inspirowane podobną  wizją, dokładniej: stworzone pod wpływem malunku przedstawiającego fruwającą jaskółkę. Podwójna odbitka, kopia z kopii albo prędzej wariacja na temat innej wariacji. [Rety! Można dostać zawrotów głowy. ;) ]
W istocie zaś pełna uroku, nowoczesna oraz świeża mieszanka.
Vol d'Hirondelle marki LM Parfums.


Może faktycznie? Wszak świeżość, lekkość oraz swoista umowność dzieła winduje je wysoko w mojej prywatnej skali olfaktorycznej abstrakcji, jednocześnie nie odbierając mu niczego z jego uroku. Wtłaczając do głowy pozytywne myśli a, co ważne, czyniąc to z niewymuszonym wdziękiem. Pozwalając na moment wejść w umysł artysty, który potrafi przypadkowego kleksa na kartce zamienić w szybującą jaskółkę. :)
Lecz paradoksalnie to, co mnie w Locie Jaskółki tak zachwyciło, z subiektywnego punktu widzenia jest też jego największą... może nie wadą, lecz na pewno przeszkodą w entuzjastycznym odbiorze.


Wszystko dlatego, że... co cóż; najwyraźniej świeżość nie jest mi pisana. ;) Nie w takich ilościach. Nie wtedy, gdy zmusza mnie do natychmiastowego przywołania na myśl co najmniej dwóch innych pachnideł, głośniejszych, bardziej popularnych oraz starszych. Mam na myśli przede wszystkim grę chłodnych cytrusów z wetywerią, jasnymi drewnami oraz naprawdę sporym ładunkiem iso e super.
Tu rzetelność każe mi rozsiąść się w fotelu, starannie wygładzić spódnice, wziąć naprawdę duuuży wdech i rozpocząć wymienianie; przede wszystkim damskiego Light Blue od Dolcego i Gabbany, Kashminy Touch MaxMary, męskiej Encre Noire Lalique i takiejże Terre d'Hermès... Tym, co sprawia, iż Vol d'Hirondelle okazuje się czymś więcej, niż tylko wydelikaconym nawiązaniem do uznanych bestsellerów głównonurtowych perfumerii, jest dodatek jasnych, dziewczęcych kwiatów.

Właśnie dzięki nim omawiany aromat wzbija się pod niebiosa oraz rozpływa w słońcu, które - choć wyraźne i śmiało ogrzewające ziemię - nie parzy ani nie męczy. Gdzie lekki, igiełkowo ostry irys jednoczy się z pojedynczymi nutkami słodkiego, pastelowo białego jaśminu wielkolistnego. Co może i przypomina Escentric 01 z ikonicznej już chyba serii Ekscentrycznych Molekuł - lecz to doprawdy drobiazg.
Nic nieznaczący wobec ciepłego uroku wody.


Albowiem to kwiaty, w porozumieniu z soczystą ale niezbyt dosłowną słodyczą mandarynki w początkach rozwoju wody, potrafią wybić się wysoko ponad zgrany już miks iso z cytryną, bergamotką, petit grain tudzież innym grejpfrutem, zapewnić jej rys lżejszy, nieco figlarny. :) Ich apogeum następuje po około kwadransie od aplikacji pachnidła na skórę, kiedy to najlepiej udaje się wyczuć wspomniany wcześniej jaśmin (i tak po chwili niemożliwy już do identyfikacji, a w ogóle istniejący na ciele pewnie niewiele dłużej) z irysem. I to własnie dzięki nim cytrusy oraz łagodnie drzewna pasta harmonijnie przenikają się z kwaskowatą wetywerią oraz świeżym cyprysem, które w bazie ostatecznie przejmują kontrolę nad mieszaniną, oczywiście nie bez udziału najpopularniejszej chemicznej substancji zapachowej ostatnich lat. ;)
Szkoda tylko, że po przeszło godzinie od aplikacji przy skórze daje się wyczuć irytującą octową wetywerię na bliżej nieokreślonej drzewnej paście, zaś po trzech godzinach czuję już tylko drzewno-cielesne, trochę ciepłe, odrobinę pieprzowe, cichuteńkie szepty. Po czterech nie czuję już nic.

Cóż powiedzieć? Jaskółczy Lot, choć pełen uroku, nie podbił mojego serca. Nie tylko z powodu kiepskiej trwałości, lecz również dzięki skojarzeniu z klimatami, których nie darzę szczególną sympatią; nie bez zastrzeżeń. ;) Spośród kuzynostwa omawianej lubię wyłącznie Encre Noire (a to jednak zupełnie inna bajka, inne klimaty, inna skala oddziaływania) oraz Kashminę - i to jej będę wierna. Za piękny acz ulotny figielek LM Parfums chyba jednak podziękuję.

Rok produkcji i nos: 2012, Jérôme Epinette

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, o ograniczonej mocy oraz strukturze aury [która ostatnio staje się coraz bardziej popularna, nawiasem mówiąc].
Raczej dzienny, choć to subiektywne odczucie.

Trwałość: jak napisałam wyżej, nie większa, niż cztero-, może pięciogodzinna (chociaż za to ostatnie nie ręczę ;) )

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-świeża (oraz drzewna)

Skład:

Nuta głowy: mandarynka, bergamotka, cedrat, petit grain, inne akordy hesperydowe, drewno różane, kwiat dawana
Nuta serca: jaśmin, róża, drewno pomarańczowe, przyprawy
Nuta bazy: wetyweria, akordy piżmowe
___
Dziś czyste iso. :)

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://pinterest.com/pin/6403624440243658/
2. http://yama-bato.tumblr.com/post/21368316547/bernard-plossu-les-hirondelles
3. http://pinterest.com/pin/10344274116156022/

Nawiązanie muzyczne pochodzi oczywiście ze ścieżki dźwiękowej do filmu Jak zostać królem.

* * *

Przy okazję chciałabym polecić Wam recenzję Vol d'Hirondelle pióra Łukasza-Lucasai; obydwoje swoje opinie opublikowaliśmy w tym samym czasie. Lubię takie zbiegi okoliczności. :)

6 komentarzy:

  1. Właśnie miałem napisać, że cóż to za zbieg okoliczności, że oboje opublikowaliśmy nasze recenzje Vol d'Hirondelle tego samego dnia.
    Fajnie, zabawnie. Może to jakiś znak (np, że mamy się czymś wymienić, albo coś)

    Życzę udanego sobotniego wieczora i spokojnej niedzieli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami tak bywa. Kiedyś, nie umawiając się, podobną "konfrontację" urządziłyśmy sobie z Sabbath. ;) Niestety nie pamiętam już, o które perfumy chodziło.
      Nie ma to jak rzucić subtelną aluzją w przestrzeń? ;P Dobrze, jeśli znajdę gdzieś Twój adres mejlowy, skrobnę co nieco.

      Za życzenia dziękuję! :) Już za późno, by odpowiedzieć "wzajemnie", zatem po prostu życzę Ci udanego tygodnia.

      Usuń
  2. Wiedźmo wreszcie jestes znów :) Jaskółka powiadasz... twoja recenzja zwiastuje że może mi się podobać :P choc niekoniecznie bo ja choc od jakiegos czasu poszukuję świeżego chłodnego aromatu to jakoś nie mogę znaleźć nic, w czym na dłuższą metę dałabym radę wytrzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano jestem. Szkoda tylko, że wróciłam z jakimś wirusem, który przyplątał się jako pasażer na gapę najwyraźniej. ;) :/
      Jeżeli rzeczywiście szukasz czegoś w podobnym stylu uważam, że możesz zainteresować się Lotem jaskółki. Jest szansa, że przypadnie Co do gustu. Tylko trochę niepokoję się o nuty kwiatowe, których fanką - z tego, co pamiętam - nie jesteś. ;)

      Usuń
  3. hm ... no właśnie w moim przypadku to tak jak z moim wspomnieniem wątróbki z dzieciństwa takiej z cebulką, pachniała przepieknie smakowała strasznie. Pragnę świeżego, cierpkiego zapachu jednocześnie żaden na mnie mi się nie podoba. Tak osobno z korka na bloterze, max na nadgarstku. Globalnie fuja... może to już moje dziwactwo po cholere ciągnie mnie w tronę czegos czego nie lubię???

    OdpowiedzUsuń
  4. O borze, jak ja nie znoszę wątróbki z cebulką (w ogóle podrobów, prawdę mówiąc)! I faktycznie, kiedy było się głodną, od tego zapachu aż ciekła ślinka. ;) Tylko że to, co wydzielało woń, nie nadawało się do jedzenia. :] Więc rozumiem, w czym rzecz.
    Zawsze możesz znaleźć taki rodzaj świeżości, który by Ciebie zadowalał. Ja znalazłam aldehydowe White Linen, urocze galbanum w zielsku Ninfeo Mio, nęcące papryczki w Piment Brûlant czy rozkoszną drzewność Sequioi CdG. pewnie, że świeżość każdej z tych mieszanej jest czysto subiektywna, więc i dyskusyjna - ale mnie satysfakcjonują. Może więc poszukasz w ten sposób? I wilk będzie syty, i owca cała. ;)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )