środa, 22 maja 2013

Idźcie ode mnie!

W zamieszaniu związanym z trzema równoległymi większymi wymianami perfumowymi, staram się posegregować w głowie i opisać na blogu zapachy, których próbki już wkrótce opuszczą mój dom [stąd też ostatnia recenzencka nadaktywność ;) ].  W tej chwili pochylam się nad pięcioma kompozycjami, udanie wpasowanymi w ciepłe (lub wręcz gorące) dni oraz przyjemnie rześkie, wiosenno-letnie wieczory.


Comme des Garçons, Amazingreen

"Oryginalny, elegancki, uniwersalny" - takimi trzema słowami opisał kompozycję jej twórca, Jean-Christophe Hérault.
Hmm... na pewno trudno byłoby wyobrazić sobie odrobinę mroczną, przyprawowo-drzewną zieleń, która lepiej pasowałaby do klimatów skwarnego lata. :) Od soczystego, chrupkiego, tryskającego niesłodkimi sokami otwarcia, przez przyjemne wrażenie przebywania w odfiltrowanym ze wszystkich drażniących woni lesie namorzynowym  (tak wiele weń drzewnych zieleni oraz akordów wodnych, z wyraźnym acz nie dominującym akcentem soli), po bazowe korzenno-kadzidlano-wetyweriowo-pieprzowe, lekko ogrzewające wodną zieleń suszki, Amazingreen wydaje się zacnym, niebanalnym świeżaczkiem. Niezbyt ekspansywnym, nieskorym do łamania schematów, raczej psotnym niż rebelianckim; bardzo w typie marki, choć o kierunku zdradzającym nieśmiałe ale tęskne spojrzenia w kierunku głównonurtowych bestsellerów [ach, ta lekkość i niewidzialność! ;> ]. Możemy jednak spać spokojnie: od zamieszkującej różne Sefory i Daglasy marności nad marnościami Amazingreen dzieli jeszcze wiele kilometrów i (oby) jeszcze więcej udanych, przyjemnych dla powonienia kompozycji.
Trwałość typowa dla CdG, czyli parogodzinna.

Skład:
nuty wodne oraz zielone, liście palmy, zielona papryka, kłącze irysa, kolendra, bluszcz, proch strzelniczy, wetyweria, kadzidło, białe piżmo


LM Parfums, Patchouly Bohème

Świetny, spokojnie orientalny, wdzięczny aromat.
Cudownie cichy, szepczący coś tuż przy ludzkiej skórze, intymny. Główny składnik zaprezentowano tutaj w wydaniu ciepłym, trochę piwnicznym lecz nie dominującym; dzięki złagodzeniu paczulowych tonów nutami balsamicznymi oraz drzewnymi, dzięki wtuleniu weń nienachalnej, roślinnej słodyczy oraz umocowaniu tego wszystkiego na człowieku za pomocą frakcjonowanej woni czarnej, wędzonej skórzanej galanterii oraz łagodnych białych piżm uzyskano efekt starannej, wyważonej lecz chwilami jakby kobiecej zmysłowości. Co ważne - całkowicie pozbawionej akcentów kwiatowych czy jakichkolwiek skojarzeń z gourmand. Czyli wreszcie. Wreszcie! ;) Paczuli ciepłe, zmysłowe, damskie (acz bez przesady; to jednak uniseks) ale pozbawione cukrowego musowania.
Pachnidło otula ciało przyjemnym, grubym splotem i trwa przez długi czas.
Właściwie to zasługuje na indywidualną recenzję. ;)

Skład:
geranium, nuty drzewne, paczuli, tytoń, skóra, białe piżmo, bób tonka, balsam tolutański


Rania J., Rose Ishtar

Kolejne pachnidło, które powinno otrzymać indywidualny wpis [jak zresztą i kolejne dwa] - silne, o własnym, oryginalnym stylu.
Kiedy spoglądamy na spisy nut nic nie zapowiada takiego właśnie rozwoju sytuacji. Dlatego nie powiem Wam, skąd w otwarciu tej wody taka gorąca ostrość, oscylująca pomiędzy wonią oleju silnikowego a rozgrzanego żelazka; nie mam pojęcia, dlaczego po kilku chwilach mieszanina łagodnieje, nabierając gęstych, bardziej organicznych akordów, wśród których najbardziej istotnymi wydają się jakieś pikantne, pieprzowo-goryczkowe żywice, trochę zwietrzałe nasiona kolendry (w ilości paru sztuk) podrasowane przyjemnym, słodkawym i już chłodnym popiołem. Nie wiem w końcu, skąd bazowy dodatek niewyraźnego ciepła ludzkiego.
Gdzie tu róże lub gwajaki? Gdzie sugerowany minimalizm? Zamiast nich otrzymujemy niezłą zagadkę, średnio dużą aurę oraz przyzwoitą trwałość.

Skład:
paczuli, bób tonka, drewno gwajakowe, róża


Robbie VanGogh, Matau

Najwyraźniej mam dobry dzień do zagadek. ;) Bo tu dopiero kryje się prawdziwe wyzwanie!
Skąd w pachnidle pomyślanym jako drzewne, kadzidlane, skórzane czy łagodnie orientalne wziął się szpitalny środek do dezynfekcji? I to w stężeniu superkoncentratu, gdyż cała ta woń ("w naturze" rozstrzelona na wielometrowe korytarze i przyległe do nich sale) wydaje się być zredukowana li tylko do jednego małego pomieszczenia; zimna, ziołowa-chemiczna, żrąca. W pierwszej chwili dokonująca dosłownego gwałtu na moim powonieniu, dopiero po chwili ocieplająca się i wzbogacona o pudrowe akordy. Z oficjalnie ujawnionych składników wyczuwam tylko daleki cień opoponaksu i skóry na jeszcze dalszym drzewno-waniliowym podeście. Lecz to i tak dopiero po zerknięciu do internetu.
Matau wprawia mnie w zakłopotanie tym mocniej, że znika ze skóry zbyt szybko, bym mogła przyjrzeć mu się bliżej. Trzy lub cztery godziny i po szpitalnych detergentach nie ma ani śladu. Choć to nawet dobrze... :)

Skład:
jałowiec, opoponaks, drewno różane, wanilia, 'dymna infuzja białej szałwii', drewno gwajakowe, drewno cedrowe, wetyweria, manuka, cyprys, paczuli, skóra


Satellite, Ipanéma

[Właściwie nie bardzo wiem, skąd przyplątał się ów akcent nad e w tytule. Ani w  języku portugalskim, ani we francuskim go nie ma. Lecz to mało istotny szczegół.] Nazwę tej dzielnicy Rio de Janeiro cały świat poznał dzięki pewnej piosence o mieszkającej tam dziewczynie. Marka Satellite zaś postanowiła wykorzystać ją dla perfum, w których skupiło się kilka stereotypów odnośnie wielkich miast Brazylii i w ogóle równikowo-zwrotnikowych części świata. Mamy więc w Ipanemie uroczą kokosową śmietankę, mamy delikatną gardenię oraz przyjaźnie słodkie ylang-ylang, mamy szybko znikający lekki cytrusowy soczek oraz puchate, cokolwiek deserowe sandałowcowe oraz waniliowo-kakaowe nutki w bazie. Jest to całość ożywcza, zaskakująco lekka i po prostu urocza. Raczej krótkotrwała ale tak wdzięczna i nienarzucająca się otoczeniu, że po prostu nie sposób jej nie polubić. :)
Co jest zabawne kiedy się pamięta, iż w języku Tupi, z którego nazwa się wywodzi, Ipanema znaczy tyle, co śmierdzące jezioro. ;)

Skład:
pomarańcza, ylang-ylang, grejpfrut, frezja, białe kwiaty, drewno sandałowe, kokos, wanilia, bób tonka, paczuli
___
Dziś Bowmakers marki D. S. & Durga.

2 komentarze:

  1. A tytuł posta zapowiadał coś mocnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! "Wprowadzić w błąd" - taki był mój sprytny plan. ;)
    Super, że się udaje. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )