wtorek, 28 maja 2013

6, 5, ...

Oudowa ekstraklasa, crème de la crème, najlepsi z najlepszych.

Niniejszym wpisem chciałabym oficjalnie zainaugurować minicykl poświęcony najsilniejszym, najbardziej wyrazistym, najtrwalszym agarowym perfumom, jakie znam - i których jeszcze nie recenzowałam. :) Prawdziwej wadze ciężkiej perfum, których dominującym składnikiem jest drewno agarowe [jak mówią na nie Anglosasi ]. Sześć najmocniej wżynających się w moją pamięć zapachów, ułożonych w kolejności od najdelikatniejszego po prawdziwe kolubryny. Przynajmniej w teorii, ponieważ odpowiednia ich gradacja była wyjątkowo trudnym; szczególnie na podium odległości między poszczególnymi aromatami są raczej umowne niż wyraźnie zauważalne. ;)

I jeszcze jedna kwestia, o której wspominam dla porządku. Gdyż banalnym wydaje się zastrzeżenie, że wybór takich, a nie innych perfum oraz ich poszeregowanie jest efektem stuprocentowo subiektywnych spostrzeżeń. Owszem, podpartych siłą rażenia danego pachnidła, wrażeniami, jakie wywołuje ono na otaczających mnie osobach [z których najczęściej spotykanymi były chyba szok i zgroza ;) ], lecz i tak zależnych tylko i wyłącznie od mojej wrażliwości olfaktorycznej. Bo od czegóż by innego?


Więc teraz, bez dalszych wstępów:


Agarowy Parnas




Miejsce szóste

Uplasował się na nim zapach wyrazisty, prezentujący jeden z moich ulubionych składników w ujęciu zdecydowanie zwierzęcym (również dzięki towarzystwu odpowiednich przypraw) ale mimo tego pełnym złocistego blasku, optymistycznej beztroski oraz paradoksalnej lekkości.
Oud Secret marki Ramón Molvizar.


Zauważam w nim coś z klimatu powyższej grafiki (może wyjąwszy przerośniętego robala ;] ), takiego - jak to ująć? - niepokojącego spokoju. Wrażenia, kiedy jednocześnie coś nas zachwyca, każe myśleć o odpoczynku ale jednocześnie sugeruje, byśmy nie rozluźniali się za bardzo. ;) Sprzeczne sygnały, które w tym konkretnym przypadku układają się w konsekwentną i przemyślaną całość.

Ponieważ dostajemy jednocześnie oud silny, o zdecydowanie arabskim sznycie (żadnych lizolowych szpitali ni krystalicznych duetów z różą; więcej stajni, że się tak wyrażę.. ;) ), dodatkowo spętany ale i podkreślony dodatkiem kminku oraz kilku gwiazdek anyżu, ale przecież jasny oraz lekki. Z charakterystycznym tylko dla Bejara cytrusowo-ozonowo-piżmowym promykiem słońca, jednocześnie parzącym oraz chłodnym. Występującym nie tylko w siostrzanych wobec omawianego aromatu Queen oraz King Secret, ale również w 4 i 5 Elelments. Przyjemna, rozświetlona świeżość. Które przyłóżcie do zwierzęcego agaru w otoczeniu wspomnianych przypraw - i oto macie otwarcie oraz pierwsze pół godziny pobytu pachnidła na ludzkiej skórze.
Później słoneczność z konieczności słabnie, ustępując miejsca lekkiej, balsamiczno-drzewnej słodyczy, miękkiej oraz odrobinę śmietankowej. Pod ich wpływem łagodnieje także i rdzeń pachnidła, przewietrzony oraz uniesiony ponad ziemię. W tej chwili pojawia się jednak duch  świeżych różanych płatków, których jak się okazuje, przy oudzie nie może zabraknąć. ;) Zauważam też inne kwiaty, z jaśminem na czele. Panoszą się po skórze do tego stopnia, że w miarę upływu czasu nie tylko w ogóle wypędzają przyprawy ale nawet usiłują przejąć kontrolę nad głównym bohaterem opowieści! Na szczęście sypkie, lekko czekoladowe paczuli nie dopuszcza do podobnej bezczelności. ;) Kwiaty zostają wzięte w karby, zaś oud w otoczeniu nienachalnej słodyczy oraz jasnych nut drzewnych trwa nie niepokojony, z czasem coraz bardziej dyskretny, coraz cichszy...

Połączenie ciemności ze światłem, wakacji na plaży z pracą stajennego dało Oud Secret szóste miejsce.



Miejsce piąte

Tutaj możemy odnaleźć oud suchy, nieco krystaliczny oraz ciemny. Gdzie akordy chłodne i gorące są tak wyważone, że ani przez moment nie dominuje żaden z nich. Zmieniają się natomiast wonie towarzyszące, od utartej na jednolitą masę, lekko olejowej ziołowej pasty, przez transparentną, ledwie zasugerowaną słodycz aż po drzewno-orientalny sznyt.
Takim odbieram Oudh Al Methali marki Rasasi.


Tym razem otrzymałam perfumy, o których bez najmniejszych wątpliwości mogę powiedzieć tylko jedno: są "odczłowieczone". Nie czuję w nich niczego, co mogłoby posłużyć za punkt zaczepienia, ukłon w stronę organizmu, na którym już wkrótce się uwieszą. To zapach, do którego to Ty musisz się dostosować, nigdy odwrotnie.

Nie znaczy to wcale, iż jest szczególnie trudny w odbiorze czy tez narowisty, o nie! Oudh Al Methali to pachnidło stoickie, pewne siebie i świata dookoła. Mimo to czuję, że dzieli mnie od niego spory dystans - nie z mojej winy. Nuta tytułowa teoretycznie nie budzi żadnych wątpliwości, powinna wywoływać we mnie niemały entuzjazm; ostatecznie nie bez powodu odnajduję w niej podobieństwa do agarów wychodzących pod szyldem Montale, do Oud Royal Armaniego, Arabian Nights Jesusa del Pozo czy też do My Oud marki Royal Crown. Nieznany z nazwiska perfumiarz Rasasi ustawił omawiane właśnie dzieło w naprawdę nobilitującym sąsiedztwie. Co więcej, Oudh Al Methali wcale odeń nie odstaje.
Nie może, mając w otwarciu mieszankę gorzkich, suszonych ziół, roztartych w moździerzu z jakimś neutralnym zapachowo olejem. Oleista gorycz liści miesza się z krystaliczną suchością agaru, dając całość zauważalną lecz nadspodziewanie minimalistyczną. Później, kiedy pojawia się woń lekkich kwiatów (w typie lotosu?) oraz mięciutkiej, ledwie zauważalnej słodyczy, pachnidło staje się bardziej delikatne; gorycz odrobinę słabnie, w zamian pojawiają się nutki stereotypowo bardziej kobiece. Które nie powinny jednak nikogo zwieść, Oudh Al Methali to rasowy, doskonale zbilansowany uniseks. Co potwierdza baza, kiedy do ciemnych kryształów utworzonych w mojej wyobraźni przez najważniejszy ze składników, dołączają akordy drzewne, rozdarty na świeże drzazgi sandałowiec czy odrobinę pieprzowy tek (a może wcale nie on, tylko coś zupełnie innego?). Trudno powiedzieć.
Odnoszę wrażenie, że zapach ów niespecjalnie mnie lubi. Roztacza wokół mnie naprawdę silną aurę, ciągnie się kilometrowym śladem, przypomina przy każdym poruszeniu dłonią albo szyją; zajmuje moją głowę, zmuszając do intensywnego wysiłku umysłowego, jednocześnie cały czas wymykając się poznaniu, robiąc zwody i uniki. Dlatego znalazł się w niniejszym zestawieniu.

Umiejętność skutecznego dystansowania się od uperfumowanej osoby oraz wybitnie złośliwy charakter zapewniły Oudh Al Methali piąte miejsce w zestawieniu.


Ciąg dalszy nastąpi. :)


Ramón Molvizar, Oud Secret

Rok produkcji i nos: 2011, Ramón Bejar

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, o całkiem sporej mocy.
Dla zdeklarowanych miłośników agarowców, na okazje raczej nieformalne.

Trwałość: od ośmiu do przeszło dziesięciu-jedenastu godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna (oraz kwiatowa)

Skład:

Nuta głowy: pomarańcza, geranium, anyż, drewno sosnowe
Nuta serca: róża, jaśmin, fiołek, kminek
Nuta bazy: wanilia, oud, paczuli, drewno cedrowe


Rasasi, Oudh Al Methali

Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, o dużej emanacji oraz naprawdę długim sillage
Z racji swojego charakteru może być trochę męczący. :)
Na wszelkie okazje; wystarczy, że umiejętnie dobierzecie dawkę.

Trwałość: około dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna (i orientalna)



Skład:

Nuta głowy: oud, zioła
Nuta serca: szara ambra, drewno sandałowe, oud
Nuta bazy: szara ambra, oud, akordy owocowe
[Drobna uwaga na marginesie: wszystkie te powtórzenia oraz nieprawdopodobne ułożenie piramidy zapachowej i mnie wydają się co najmniej podejrzane. Jednak zaczerpnęłam je z wiarygodnego źródła a ciekawszych rozpisów w Sieci nie znalazłam. :] ]
___
Dziś Hedonist od Viktorii Minyi.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://kennethauthor.com/2012/02/11/the-top-10-top-10-list/
2. http://www.enworld.org/forum/showthread.php?255074-3D-Art-Dark-Sun-Oasis
3. http://www.scuolagiocando.it/infanzia/precalcolo/precalcolo_html/numero_5.html
4. http://my.opera.com/tung90nv/blog/2013/01/15/kiem-hiep-on-thuy-an-than-chau-ky-hiep-tieu-thu-thuy-kiem-truong-giang-du

4 komentarze:

  1. No niestety, Oud Secret zawiera nutę, której nie lubię i dlatego stoję oficjalnie na stanowisku, że to świetny zapach, ale nie dla mnie. Bardzo żałuję. Za to OAM mam dwa flakoniki i uwielbiam...
    Czekam na ciąg dalszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zauważyłam, że nie jesteś fanką anyżu (bo ja również niespecjalną :) ), może na Tobie jest wyraźniejszy? Pamiętam za to Twoja recenzję Oudh Al Methali i te alchemiczne konotacje w niej, dlatego cieszyłam się jak dziecko, kiedy miałam poznać te perfumy. Tymczasem po raz kolejny potwierdziło się to, co od powtarzam sobie i innym: nie. nastawiać. się. :] Czyli w tym punkcie podzielam Twoje zdanie odnośnie OS: zapach znakomity, ale stworzony dla innej skóry, niż moja.
    Ciąg dalszy się opracowuje. Łatwo nie jest. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo OAM rzeczywiście może rozczarować, jeśli nastawiasz się na zapach efektowny. On jest spokojny, z tych szepcących do ucha. Trochę to kwestia nośnika pewnie. Mnie się podoba bardzo. Ale przyznaję, nie używam go na imprezy w pubach. Ani na oficjalne spotkanie. To dla mnie jeden z najmilszych otulaczy. Ma charakter,a le go nie pokazuje. ;)

      A że łatwo nie jest - domyślam się. :) Spoko, poczekam ile trzeba. :)

      Usuń
    2. Może nie tyle efektowny, co na pewno nie spodziewałam się takiej wredoty (jaką na mnie okazał się OAM); po prostu na mnie okazał charakter aż nadto wyraźnie. ;> Otulania nie zauważyłam - a podczas testów też nie nosiłam go "do ludzi".

      Najgorzej jest z miejscami 2 i 1, bo zajmują je zapachy naprawdę do siebie zbliżone. Ale spoko - ranking ukończę. :) [Choć prawdę mówiąc coraz silniej zdaję sobie sprawę z jego niedoskonałości]

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )