wtorek, 28 sierpnia 2012

Drewniane domy Północy


Uwielbiam architekturę drewnianą, szczególnie taką, która liczy sobie co najmniej dobre kilkadziesiąt lat (w zasadzie im więcej, tym lepiej :) ), podobnie jak dawne budownictwo w ogóle. Cenię je sobie kilkadziesiąt razy bardziej, niż nowoczesne domy płytowe, po których za dwieście lat nie będzie nawet śladu. I nikt nie przekona mnie, że te współczesne brzydactwa są w czymkolwiek lepsze od budowli z duszą, własną historią (niejednokrotnie tragiczną) oraz tradycjami. A wiem co mówię, wszak nie bez powodu zamieszkuję budynek, któremu jakiś czas temu stuknęło ćwierć millenium. ;) I wolę go nawet pomimo wilgoci tudzież zagrzybienia - z którymi walka trwa bez ustanku - jak również mimo dosyć pokaźnej liczby małych lokatorów, głównie z grupy bezkręgowców. ;)
Kocham zapach starego drewna oraz cegieł czy kamieni, pokrytych kurzem, złączonych z charakterystycznym, odświeżającym aromatem paczulowej wilgoci, dających całość wyrazistą i daleką od powszechnego, taniego piękna. Szczególnie cieszę się zaś, kiedy zdołam odnaleźć je w perfumach. :)


Głównie dlatego, że najczęściej perfumowe odzwierciedlenia zabytków architektury drewnianej oscylują wokół akordów przede wszystkim suchych, zadbanych, oddanych czujnej kurateli specjalistów. Zaś rodzimego postsocjalistycznego zapuszczenia, żywiołu niszczącego piękno w sztuce olfaktorycznej ze świecą szukać można. Z powodów logicznych, niemniej jednak podobnych wrażeń trochę mi brakowało.
Dlatego cieszę się, że do takich cudów, jak Vendetta Uomo od Valentino, Caractère Daniela Hechtera, legendarna już l'Eau Trois, Spiritus/Land marki Miller et Bertaux czy prześliczna żeliszowska świątynia z Chêne Lutensa dołączył jeszcze jeden - zapach architektury Północy, szczególnie miłej memu sercu teraz, gdy letnie słońce zdaje się nie mieć litości. :)
Pardon od Nasomatto.


Pachnidło wstrząsająco piękne oraz prostoduszne; drzewne i historyczne tak bardzo, jak to tylko możliwe. Wszystko w nim gra wspaniale, zestrojone niczym w orkiestrze, chociaż gwałtownych ochów i achów nie wywołuje. Na to Pardon jest zbyt ciche, dyskretne choć zauważalne bez problemu.

W otwarciu srebrzystobrązowe, intensywnie pachnące oudem, wymieszanym z akordami jeszcze żywych drzazg (m. in. sandałowca, teku czy dębiny) podkreślonych lekko zwietrzałym czarnym pieprzem oraz unurzanych w olejku paczulowym. To właśnie on, cudny, cienisty i piwniczny zarazem wraz z oudem gwarantuje mi wspomnienie najpiękniejszych odwiedzanych w dzieciństwie miejsc naszej szerokości geograficznej: starych zamków i kościołów. W tym stadium kompozycja okazuje się mocarna, ostra i bardzo dosłowna. Odrobinę niekonwencjonalna, za to mająca moc przywracania wspomnień. A przecież efekt proustowskiej magdalenki jest jedną z największych przyjemności, jakich można doświadczyć dzięki perfumom. :) Choćby z tego powodu ma Pardon u mnie fory.

Których jednak nie potrzebuje. :)


Gdyż po chwili ujawnia kolejne ze swoich wcieleń: suche i przejrzyste, chociaż gęste, w pewien oczywisty - jakkolwiek nie łopatologiczny - sposób przytulne. Jak złociste światło latarni, ogrzewających swoim blaskiem pospołu drewniane domostwa oraz śnieżne czapy. :) Paczuli staje się mniej piwniczne, za to bardziej suche i natężone, bez zbędnego pośpiechu zmierzające w stronę słodyczy. Na drugim planie widzimy za to wyraźne ślady pozostawione przez akordy drzewno-żywiczne, kadzidlano-drzazgowe, oudem jedynie obramowane [co przypomina trochę sposób potraktowania tej nuty w Hommage à l'homme od Lalique].
Jest sucho, ciepło, choć nieco ekscentrycznie. Ale ja wszelkie dziwactwa bardzo lubię, u ludzi, perfum i nie tylko. ;)

Do tego wiem, że czasem suchy śnieg z paczuli, drzew oraz przypraw (bo do pieprzu dołączyła gałka muszkatołowa) staje się bardziej ostry, jeszcze silniej promujący kontrasty. A wiecie, dzięki czemu ową pikanterię zauważam? Dzięki słodyczy. ;) Która z bazy promieniuje już na końcówkę środkowej fazy rozwoju wonnej mieszanki.


I która cały ten przyjazny cień rozświetla i rozjaśnia. Co, o dziwo!, mnie podoba się jeszcze bardziej. ;) Gdyż dzięki niej, przyjemnej, puszystej, pachnącej czystym kocim futrem z nutką wanilii [to, kiedy kot położy się w pobliżu kuchenki wypiekającej apetyczne waniliowe ciasto :) ] Pardon rozkwita i łagodnieje,  niczego nie musząc udowadniać. Delikatnie zielonkawy dzięki bobowi tonka, lekko mroczny za pośrednictwem gwajaku oraz osłodzonej, zaskakująco świetnej drzewno-żywiczno-oudowej pasty oraz ususzony przy pomocy paczuli, z którego piwniczno-grzybowych początków nie zostało już nic. Obecnie, w głębokiej bazie Pardon przypomina bowiem aromat zastygłej czekolady z dużą zawartością kakao, gorzkiej i pobudzającej ślinianki. ;) W takim wcieleniu łączę mieszaninę Gualtieriego z Chocolat od Il Profumo. Co jest wspaniałym, nieoczekiwanym skojarzeniem.
Kto by pomyślał, że agar przemieszany z czekoladą okaże się tak ujmująco przyjemny?

Jak kubek gorącej czekolady doprawionej odrobiną chilli w proszku, podanej nam w oświetlonej dyskretnym złotawym światem staroświeckich lamp drewnianej chacie, w małej skandynawskiej miejscowości, zimą... Jako jedyna skuteczna odtrutka na przedłużający się północny zmierzch, który zimą potrafi trwać przez calutki dzień. ;)
Pardon zabiera mnie w podróż ponad czasem i przestrzenią, pokazując zaczarowany świat oraz ludzi jaśniejących wewnętrznym pięknem. Chciałabym zanurzyć się w ich nierealnej codzienności na dłużej.

Rok produkcji i nos: 2011, Alessandro Gualtieri

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, o umiarkowanym sillage choć mocy początkowo dużej, dopiero z czasem redukującej się do woalu otaczającego ludzką sylwetkę niczym aura. Na wszelkie okazje, pory dnia oraz roku.

Trwałość: ponad dwunastogodzinna

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-orientalna (oraz drzewna)

Skład:

Nuta głowy: magnolia (?)
Nuta serca: gorzka czekolada (czyżby moje paczuli..?), bób tonka, cynamon
Nuta bazy: drewno sandałowe, oud
___
Dziś Alamut od Lorenzo Villoresiego.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1.http://russiatrek.org/blog/photos/abandoned-wooden-house-from-the-fairy-tale/
2. http://www.atomicwasteland.net/album.php?albumid=4
3. http://pl.tripadvisor.com/LocationPhotos-g298527-w2-Irkutsk_Irkutsk_Oblast_Siberian_District.html
4. http://contentinacottage.blogspot.com/2011/12/postcard-town-roros-norway.html
5. http://www.planetware.com/picture/bergen-bryggen-n-nor205.htm

10 komentarzy:

  1. Carramba, mieszkać w STARYM drewnianym domu! Jeszcze gdzieś w regionie o takiej historii jak Dolny Śląsk...! Czuję zazdrość ;) (ale taką bez negatywnych emocji ;P) Zwłaszcza, że sama mieszkam w dziesięciopiętrowym bloku i przypada na mnie około 12 m2 ;)

    Aż w pierwszej chwili nie zwróciłam uwagi cóż za zapach opisujesz. Z Pardonem jak dotąd się nie zaznajomiłam, ale po tak smakowitym opisie czas pokusić się o próbkę... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie cudne zdjęcia , oczy mi wyłażą :)zapachu nue znam , ale kocham drewniane domy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Akiyo - zaszło nieporozumienie. Mieszkam w pięknym regionie i w starym domy, ale nie drewnianym tylko ceglano-kamiennym. Niemniej jednak i tak jest wart wszelkich starań i pieniędzy, jakie się w niego wkłada. :)
    A że współczesne małe mieszkanka potrafią wywołać klaustrofobię, to swoją drogą.
    Wiesz, zapach jest świetny ale jak byłoby bez efektu magdalenki? Nie wiem. Chyba musisz się przekonać i potem rzetelne to opisać na swoim blogu [to w nawiązaniu do zagajenia Twojej ostatniej notki ;) ]. :P

    Parabelko - prawda? Miałam niezły dylemat podczas ich wyszukiwania: otaczały mnie same piękności z całego świata. Co wybrać?? ;) Poważnie zastanawiałam się nawet nad jedną obłędną tajską willą, choć to nie Północ. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ceglano-kamienny też może być, jak najbardziej. Jeszcze żeby to wiktoriański pałacyk był, to już w ogóle bajka ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. No nie, wypasiona bauerska chałupa raczej. ;) Więc bajki niestety nie będzie. :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Z całym szacunkiem dla zapachu, którego opis brzmi nader kusząco, tekst oddał tu pole fotografiom.
    Pozwól, że pośmiecę linkami do drewnianych cudów - może jeszcze nie widziałaś:
    - przy tych zdjęciach siedziałam z niemal otwartą buzią. I nieco ściśniętym gardłem: http://englishrussia.com/2012/08/13/one-old-house-in-the-abandoned-village/
    - a tu rozkosz dla oka, tj. drewniane koronki: http://englishrussia.com/2008/09/30/wooden-windows/

    Z ukłonem A. rodem z drewnianego dworku sprzed dwóch wojen ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aileen, tym fotografiom trudno byłoby dorównać. :)
    Dzięki za te linki! Na fotografie pierwszego domu już się natknęłam, choć na innym portalu. Co nie zmienia faktu, że jest on zachwycający.
    Za to okna po prostu mnie oczarowały, śliczności. :)

    Z drewnianego dworku? Sprzed dwóch wojen? Teraz to ja rozsiewam fluidy zazdrości. :D Takiej pozytywnej, bez zawiści. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że i tobie koronkowe okna się spodobały :)

    Co do dworku - brzmi świetnie, to fakt. Sama sobie bym zazdrościła, gdyby nie świadomość, że coraz bardziej potrzeba mu remontu, takiego od piwnice po dach. A środki są tylko na doraźne naprawy...

    W ramach napadu ekshibicjonizmu dopiszę jeszcze, że w Krk cieszę się mieszkaniem w kamienicy - sprzed zaledwie jednej wojny (więc na podwawelskie standardy to młódka ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tajska willa to nie to , inne drewno , inny zapach .
    Aileen , skręca mnie z zazdrości :)
    A przy zdjęciach szczęka mi opadła na klawiaturę....

    OdpowiedzUsuń
  10. Ha, zapewne. Ale synestetycznie pasowała. :) Nawet bardzo. :D

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )