piątek, 17 sierpnia 2012

Nie traktujmy siebie zbyt poważnie!

Tak właśnie musiał myśleć Brent Leonesio, kiedy pracował nad kadzidlanym odcinkiem swojej Smell Bentowej serii. [Inna sprawa to wrażenie, że takowa maksyma zdaje się być mottem przyświecającym wszystkim pachnidłom od Smell Bent; szczególnie, kiedy obejrzy się promujące je rysunki. ;) ]


Nie inaczej musiało być z pachnidłem utworzonym na bazie, przeżywającego akurat szczyt swej globalnej perfumeryjnej popularności, kadzidła. W wydaniu luzackiej marki Smell Bent noszącego nazwę Incensed. Przyjaznego, słodziutkiego, olibanowo-mirrowego. Rzymskokatolickiego.
Nie tak wyraźnego, jak w przypadku Avignonu czy Cardinala, było nie było perfum poważnych i wyważonych. Nie tak czystego, jak Rock Crytal ani tak ziołowo silnego, jak Incensi Villoresiego czy Incense Extrême Tauera. Nic z tych rzeczy. Incensed to kadzidło jasne, przyjazne całemu światu, młodzieńcze (chwilami przez swoją słodycz nawet dziecięce).
Wyraziste, budzące skojarzenia tak oczywiste, jak to tylko możliwe a jednak zawierające w sobie niemały ładunek wesołej łagodności, może nawet kapkę zgrywy...? Lub kilka kapek? ;) Rzecz nieczęsta w przypadku pachnideł kadzidlanych, często interpretowanych z szacunkiem i dosłownie.
Takie kadzidło na Prima Aprilis. ;)

Co ma swoje zalety, niemałe ale też i kilka wad.
Zaletą jest niewątpliwie niekonwencjonalne potraktowanie tematu, zerwanie z poważnym wizerunkiem podstawowego składnika, a raczej z przepuszczeniem go przez sito satyry, ożywczej i wnoszącej nową jakość, odbrązawiającej szlachetny monument niczym wąsy domalowane Monie Lisie. [chyba kiedyś użyłam już takiego porównania..?]. W takim przypadku nie mogę nie docenić sympatycznej mieszanki żywicznych grudek z waniliowym budyniem, w którym unurzano gęste, szare smugi kadzidlanego dymu (wiem, że fizycznie jest to niemożliwe; i co z tego?). Takie bezczelne, rozbrajające pomieszanie Wysokiego z Niskim. Walka postu z karnawałem w praktyce. :)
Swoją drogą, chciałabym poznać Encens et Bubblegum od ELdO, które wydaje się być kuzynem omawianego aromatu.

Lecz dokładnie to, co uważam za zdecydowaną zaletę Incensed, okazuje się także jego największą wadą. Ponieważ wychodzi na jaw, że na dłuższą metę pachnidło męczy. Denerwuje swoją nieokreślonością. Czegoś mu brakuje, ponieważ nie wyczerpuje znamion ani grupy gourmand ani drzewnej. Nie cieknie przy nim ślinka (choć wanilii weń od groma i więcej) ani nie pogłębia mało "dziewczyńskiej" części swojego charakteru. Nie pomagają nawet przebłyski ostrego sandałowca, gorzkiego drewna tekowego (lub dębiny) ani oleista gładkość gwajaku. Wszystko utrzymane jest w stanie idealnej równowagi, szalone, nieco ociężałe. Statyczne, gdyż sprawiające wrażenie sytuacji bez początku ani końca.
A przecież karnawał nie bez przyczyny trwa maksymalnie dwa miesiące!

Incensed nie jest złe, jest tylko nużące. A do tego przypomina mi Kadzidło od Matthew Williamsona.

Mimo wszystko chciałabym z całego serca podziękować Lorienie za próbkę tego zapachu. :*

Rok produkcji i nos: 2009, Brent Leonesio

Przeznaczenie: zapach typu uniseks; dosyć statyczny, choć zauważalny. Na wszystkie okazje.

Trwałość: znam tylko wersję wodną, która wytrzymuje do pięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: drzewno-waniliowa


Skład:

kadzidło frankońskie, mirra, wanilia, nuty drzewne
___
Dziś Attar Al Mohabba for Men od Rasasi. :)

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.thegreenhead.com/2012/07/dynamite-incense-holder.php

2 komentarze:

  1. Mnie się podoba. Nie "urywa dupy", ale nosi się nader miło. Podobnie jak Tibet Ur Bottom $. W ogóle Leonesio robi wrażenie fajnego gościa. Tak, jak napisałaś, nie traktuje siebie (ani nas) zbyt poważnie. Dla mnie to zaleta.

    OdpowiedzUsuń
  2. No bo Incensed ładne jest. :) Rzeczywiście niczego nie urywa, bo i nie musi. Nie wszystkie perfumy muszą. Lecz jak napisałam: im dłużej owo cóś testowałam, tym bardziej mnie męczyło. Rzeczywiście świetnie jest mieć dystans do siebie i świata, super, że potrafimy wiele rzeczy obrócić w żart [dzięki takiemu postrzeganiu świata wymigujemy się nerwicy, depresji czy wrzodom ;) ] ale, na bogów, nie wszystko! I nie zawsze, nie 24/7. Wolę unikać osób, które zdają się NICZEGO nie traktować poważnie. Są fajnymi kompanami, ale w aptekarskich dawkach.
    Jak widać, perfum dotyczy to również. ;)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )