czwartek, 16 sierpnia 2012

Wszystkie nasze obsesje

Zapachy piękne i z tradycjami nie mają łatwego życia. Aby utrzymać sprzedaż na zadowalającym poziomie ciągle ktoś grzebie w ich pierwotnej recepturze, bez skrępowania zmieniając składy i proporcje. Pomijając fakt, że oczywiście rozumiem takowe praktyki (bo co tu jest do nie-rozumienia?), chciałabym przy okazji zaproponować jeszcze coś: może by tak napisać na nowo Iliadę i Odyseję, dziś już niemożliwie zetlałe ramoty? Ba, nawet dwudziestowieczne Na Zachodzie bez zmian zdążyło już pokryć się patyną, może i z nim warto zrobić porządek? ;> Albo jeszcze lepiej: zabierzmy się za cały ten niemożliwy jazgot według Bacha i Vivaldiego, zróbmy porządek z paskudztwami pędzla Goyi, z chlapaniną Moneta oraz koślawcami Picassa! Kto to dzisiaj lubi?! Przecież to już od dawna się nie sprzedaje! ;] Prawda?
Prawda?
Niech żyje postęp! Postęp i marketing.

Moje rozgoryczenie bierze się z faktu, że w cieniu reformulacji Chanelowej Piątki oraz Dolce Vita Diora dokonano "unowocześnienia" klasycznej Obsession od Calvina Kleina. Co prawda nie jestem pewna równoległości tych procesów, jednak wiem, że przeprowadzono je w przeciągu dwóch lat. A wszystko po to, by nie wypaść z gry, nie dać się pokonać młodzikom, by przypodobać się pozbawionym własnego gustu konsumentom. Czyż brzęk i szelest nie są warte tego, by podpisać jeden maleńki cyrografik? ;>
Za tę cenę bez żalu namieszamy w głowach wieloletnim, oddanym fanom danej kompozycji. A później, do spółki z wielkimi perfumeriami, ewentualne pretensje klientek zwalimy na przemysł podróbkowy. ;) Beedzie doobrze, Panie!


Tak więc dokonano zmian w recepturze Obsession, niegdyś zapachu gęstszego, bardziej balsamicznego i miękkiego, dziś suchego i krystalicznego. Nadal ciepłego i orientalnego, owszem, jednak oczyszczonego z dotychczasowego przyjaznego, błogiego mroku. Dawna wersja Obsesji dosłownie zwalała z nóg, stając się tym samym perełką w olfaktorycznej kolekcji Kleina. To, co obecnie stoi na półkach perfumerii nadal nie jest złe, pozytywnie odróżnia się od nijakich klonów płytkiej Euphorii tej samej marki [i już  wiemy, jaki kierunek obiera CK], jednak nie zmienia to faktu, że nastąpiła zmiana na gorsze.

Jeżeli jednak nie będziemy porównywać, tylko przyjmiemy obecną wariację na temat Obsession z całym dobrodziejstwem inwentarza, czeka nas przyjemna niespodzianka. :)

 Można wówczas przyjąć, że pachnidło zmieniało się wraz ze światem, nadal jednak cechuje je niby-egzotyczne (a w istocie bardzo euroatlantyckie) bogactwo, charakterystyczna, przyjemna głębia płynąca z akordów gorących oraz aksamitnych.

Pachnidło gładko zlewające się z naturalnym ciepłem ludzkiego ciała, płynnie przechodzące do stanu niewymuszonej współpracy, właściwie symbiozy.
Z początku poreformulacyjna Obsession jest krystaliczna i przejrzysta, okalająca nosiciela grubym szalem z naturalnej, gryzącej wełny; a właściwie z łagodnie cytrusowych, mandarynkowo słodkich oraz bergamotkowo skórzanych, wspomożonych przez ziołową zieleń oraz kilka szczyp mieszanki orientalnych przypraw. Jest to całość jasna, nieco igiełkowa choć bez wątpienia gęsto utkana. Na pewno interesująca oraz wprawiająca w dobry humor, może nawet piękna?, jednak niekoniecznie w przypadku legendarnej Obsesji. Od niej wymagam dawnej wilgoci i wyrafinowanego światłocienia.

Lecz nie ma powodu do rozpaczy. Te składniki pojawiają się po chwili, kiedy woń przypraw się nasila a przyjemnie staroświecki sandałowiec z paczuli, rozwibrowaną, jasną kolendrą i bukietem upojnych, troszkę pudrowych kwiatów zapewniają upragnioną bujność. Obsession staje się wówczas dziełem nasyconym i już nie tak ruchliwym. Co mnie odpowiada nad wyraz. :) Powoli wraca wszystko to, za co przed laty pokochałam omawiane pachnidło. Pojawia się również podobieństwo do Must od Cartier, kolejna cecha charakterystyczne dawnej Obsesji.
Uff! Można więc odetchnąć z ulgą. Okazuje się, że zamach na Legendę nie był tak wielki, jak się obawiałam. Unowocześniono przede wszystkim otwarcie; tak, by zachęcić do zakupu wszystkie powoli dorastające miłośniczki tandetnej świeżości. ;) Mogło być dużo gorzej (jak w przypadku Piątki).
Ciąg dalszy na szczęście nie dołuje żadnymi poważniejszymi "innowacjami z bożej łaski".

W bazie Obsession w dalszym ciągu jest aromatem silnym, zauważalnym, głębokim oraz nasyconym orientalnym czarem. Dokładnie takim, jakie lubię najbardziej. Ciężkim. Zmysłowym. Pięknym.
Cielesno-drzewno-przyprawowym. Suchym lecz nie prostym. O wyraźnych akordach przypraw, klasycznych drzew, balsamów i żywic, paczuli oraz wetywerii, cywetu z szarą ambrą, przywołanych z oddali duchów staroświeckiego bukietu esencjonalnych kwiatów oraz wyszuszającego całość dębowego mchu; gdzie wszystko powoli zlepia się w jednolitą pastę, nasyconą aromatami swych elementów składowych.
I takie Obsession rozumiem! Takie mnie zachwyca.

Obecny rektor szkoły perfumiarzy Givaudan zaliczył mocny, naprawdę świetny debiut. :)

Rok produkcji i nos: 1985, Jean Guichard

Przeznaczenie: zapach stworzony dla kobiet, jednak współcześnie mam go raczej za spokojny uniseks (z niewielkim tylko przechyłem w damską stronę). O dużej mocy oraz sillage z czasem coraz mniejszym acz nigdy nie znikającym całkowicie. Na wszelkie okazje.

Trwałość: od dziesięciu godzin do blisko doby (wersja przedreformulacyjna upalnym latem)

Grupa olfaktoryczna: orientalno-przyprawowa

Skład:

Nuta głowy: mandarynka, bergamotka, cytryna, akord zielony, bazylia
Nuta serca: kolendra, akordy przyprawowe, jaśmin, róża, kwiat pomarańczy, drewno sandałowe, drewno cedrowe
Nuta bazy: ambra, wanilia, cywet, wetyweria, paczuli, piżmo, mech dębowy, kadzidło
___
Dziś Truth or Dare od Madonny. ;)

P.S.
Druga ilustracja pochodzi z http://yourchicisshowing.com/2012/06/13/just-one-thing-calvin-klein-obsession/

5 komentarzy:

  1. Świetny artykuł mojej ulubione blogerki.

    Tomek

    OdpowiedzUsuń
  2. Artykuł świetny ale starego Obsession szkoda:(( Dobrze, że mam maleńki zapas:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Tomku - ojej, w takim razie dziękuję podwójnie. :)

    Marzeno - dzięki i Tobie. Ano szkoda, na szczęście zmiana okazała się retuszem, nie rewolucją (ale i tak po głowie chodzi mi słynne: "a mógł zabić!" ;)) ). Z Twego zapasu cieszę się i ja.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ mnie tutaj dawno nie było,a już pełno nowych wpisów za którymi tak tęskniłem,a teraz trudno mi nadążyć:))
    Wszelkie reformulacje powodują u mnie złość,rozgoryczenie,smutek dlatego też gorąco zachęcam do chomikowania tych najlepszych,najcenniejszych,najlepiej po kilka sztuk,bo kto wie co nas może spotkać za kilka lat:)
    Wstyd się przyznać,ale damskiej wersji jeszcze nie miałem przyjemności testować,więc trzeba będzie nadrobić tę porażającą zaległość
    P.S.
    Wiedzmo czy można odróżnić starszy i nowszy flakon zapachu?
    Będę wdzięczny za każde info,lub foto:)
    :)
    Pozdr,

    OdpowiedzUsuń
  5. Więc witaj ponownie, Jarku, i czytaj. :) Ale bez pośpiechu, odpytywać Cię nie będę. ;)
    Skąd ja znam podobne uczucia? Wydaje się, że marketingowcy znanych marek kierują się maksymą w stylu "nadgorliwości nigdy dość!". Szkoda,że nie znają polskiego powiedzenia o nadgorliwości gorszej od faszyzmu. :/ Ja tam szczególnych zapasów nie robię; ich strata. Szczególnie, że czasem informacje o wycofaniu jakiegoś zapachu nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistych planach firmy; pojawiają się po to, by podnieść sprzedaż. Także w niszy. Szczególnie często bawi się w to l'Artisan Parfumeur. :] A jeśli zapach rzeczywiście zniknie, to.. cóż, zawsze jeszcze będzie przez szereg lat pałętał się po Sieci. ;)
    Co do Obsession to koniecznie nadrób zaległości. Wersja klasyczna jest imo najlepsza ze wszystkich. I niestety nie wiem, jak odróżnić po flakonie; mam wrażenie, że retuszowi poddano przede wszystkim zawartość. Nawet kolor wody jest taki sam. :? Ja w każdym razie oceniałam różnice po resztkach z mojego flakonu, porównywanych do odlewki kupionej niedawno na wspólnych zakupach z Wizażu. Chyba po prostu musiałbyś zdać się na kody flakonów i "kalkulatory kosmetyczne" z internetu.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )