Oraz Pierre Guillaume, który zdecydował się poświęcić zdrewniałym słupkom kwiatu pewnej orchidei osiemnastą część swojej podstawowej serii perfum. :)
Którą to część reklamują grafiki tak proste, stylistycznie wysmakowane i w ogóle bardzo, bardzo "mrrr..." (szczególnie ta obok ;) ), że poczułam chęć rezygnacji ze zwyczajowych, synestetycznych ilustracji. Wreszcie trafiło się coś, co faktycznie oddaje charakter promowanego pachnidła. ;) Ale dosyć już tej gadaniny! Do rzeczy.
Cadjméré to kolejny przykład wanilii ciepłej, choć nieco mrocznej, orientalizującej. W odróżnieniu jednak od wspomnianych wód okazuje się także dziełem jednoznacznie animalnym. Miękkim, cienistym, delikatnie słodkim, kremowo drzewnym a jednak z wyrazistym, niespecjalnie ukrytym pazurem. Rzeczywiście, taki dziki kot z omawianej mieszaniny. ;)
W otwarciu pachnidło jest najbardziej przyjazne, przyjemnie zielone choć niepozostawiające złudzeń co do waniliowo-dymnej inspiracji utalentowanego perfumiarza. Przypomina mi trochę Eau Duelle od Diptyque, chociaż jest Cadjméré odeń mniej słodkie a bardziej drzewne; na pewno nie ma też w Dwoistej nieco migdałowych akordów piżma, wspomaganego przez dosłownie odrobinkę czegoś cywetopodobnego. Co w arcyciekawy sposób łączy się z wanilią oraz przyjemnym, nienachalnym, nieco przesuszonym kokosem, o woni pełnej a nieprzesłodzonej.
Z czasem zresztą owa sympatyczna, nietypowa masa smakowita i cielesna pospołu, gładka choć nie zawsze łatwa we współżyciu, przyjemnie delikatna i nawet "cukiernicza", jakkolwiek o słodyczy zredukowanej do minimum, zaczyna wybijać się na pierwszy plan. Za tło służą im nuty łagodnego, śmietankowego sandałowca, nieco oleistego gwajaku oraz kontrastowa, jakby iglasta balsamiczność [pewnie powstała dzięki niespotykanej odsłonie cyprysowych olejków]. Za pikanterię oraz kanciastość omawianej wody odpowiadają wspomniane dodatki odzwierzęce, przynajmniej w teorii.
Dlatego do testów zachęcałabym każdego. Do testów, nie do zakupów w ciemno. ;) Choćby dlatego, ze sama też nie pragnę własnego flakonu; jak dla mnie dzieło układa się zbyt prosto i statycznie.
Rok produkcji i nos: 2007, Pierre Guillaume
Przeznaczenie: zapach typu uniseks, dla Pań waniliowo-kokosowy, dla Panów zwierzęcy. ;) Tyle stereotyp. W praktyce Cadjméré okazuje się zapachem masywnym, bliskim skórze choć łatwo odróżniającym się od naturalnego zapachu ludzkiego ciała. Na wszystkie okazje.
Trwałość: w granicach siedmiu-dziesięciu godzin
Grupa olfaktoryczna: orientalno-waniliowa
Skład:
czerwona mandarynka, żywica cyprysowa, mirt, wanilia, mleko kokosowe, drewno różane, drewno sandałowe, ambra
___
Dziś Dahlia Noir edp od Givenchy. Hmm, ani to dalia ani tym bardziej noir. ;)
Cadjméré rozczarowało mnie wierutnie. Napaliłam się na testy pod wpływem reklamy, z rysiem, tej samej którą zilustrowałaś post. Niestety same perfumy, choć niezatrącające o padlinę okazały się ciężkie a jednocześnie jakieś rachityczne, jakby zgniecione własną masywnością osiadały grubą warstwą na skórze zamiast pachnieć.
OdpowiedzUsuńZamiast miękkie po kociemu Cadjméré na mnie jest cukierniczo słodkie jakieś takie lepkie i w sumie męczące.
Szkoda.
Kurczę, a już się cieszyłam, że wszystko pasuje do siebie jak rzadko! :/ Przykro mi, że Cię Cadjméré nie polubiło.
OdpowiedzUsuńFaktycznie są masywne, ale zimą o wiele łatwiejsze w użytku (powinnam była napisać to w recenzji..). Latem ich monolityczność rzeczywiście może być przytłaczająca. Zimą jest trochę więcej wanilii oraz drzew. Może na Tobie dzięki nim wychodzi właśnie ta lepkość?