sobota, 4 sierpnia 2012

Zapach szczęścia (w stylu lat 90.)


Dziś zapach, który wdziewam, by móc poczuć się jak Prawdziwa Kobieta, przez naprawdę duuże P oraz K. ;) Ponieważ tak odurzające stężenie akordów kwiatowych z kwiatem pomarańczy na czele okazuje się zapachem wyrazistym, krzepkim choć sensualnym, ciepłym. Oraz jednym z nielicznych, których naprawdę nie wyobrażam sobie na męskiej skórze.
Czy wiecie o co chodzi?

O klasyczne Amarige od Givenchy. :)
Pachnidło, które dosłownie atakuje nas wysoko stężonym aromatem pomarańczowych kwiatów w miękkiej, delikatnie orientalnej poświacie. I nie jest to kilka kwiatków czy nawet gałązek lecz od razu całe pomarańczowy gaj. Z towarzyszeniem innych upojnych białych kwiatów daje nam aromat wybitny, wyrafinowany, wieczorowy a z perspektywy dzisiejszych, zakochanych w leciuchności czasów - nadspodziewanie trudny.

Co, nie bez zdziwienia, obserwuję nawet na swoim przykładzie. Choć kocham perfumy killerowate zauważyłam, że należy uważać, by nie przesadzić z ilością Amarige na skórze. Co jest tego powodem? Przede wszystkim wspomniana esencjonalność i moc, współcześnie naprawdę rzadko spotykana.

Zadziwia także, w jaki sposób różne gatunki pomarańczowego kwiecia kontrolują rozwój aromatu; nawet wchodząc w alianse z woniami słodko-owocowo-'wieczorowymi', jak mandarynka, śliwka (węgierka czy mirabelka? nie wiem) czy brzoskwinia a nawet białymi kwiatami, w stylu gardenii lub zazwyczaj ekspansywnej tuberozy ani na chwilę nie rezygnuje z głównej roli.
Jednak najciekawsze jest, iż zapach, choć czuć po nim ducha czasów nieco dawniejszych, w dalszym ciągu pozostaje żywy oraz aktualny. Może dlatego, że nadal okazuje się zwyczajnie piękny? Pięknem sprzed dwudziestu lat, już nie przytłoczonym ścianą aldehydów lecz nadal wieloskładnikowym, wytężonym, skalibrowanym na Moc.
Pomimo upływu lat aktualnym; tyle, że w nieco zmienionych okolicznościach. ;)

W otwarciu Amarige prezentuje nam oblicze ciepłe, satynowo gładziutkie, delikatne oraz nieco słodkie. Tu chyba najistotniejsze wydaje się neroli, proste i słoneczne, podkreślone nasyconymi, wyrazistymi akordami owoców. Lekkością przypomina trochę Secret Intention od Guerlain, zaś neroli podkreślonym lekko zielonkawą słodyczą nawiązuje do Eau de Fleur: Néroli od Chloé. Gdzieś w tym wszystkim wyczuwam luźne podobieństwo do klasycznego pachnidła duetu Badgley Mischka.
Nieco cienia zjawia się po chwili, kiedy to Amarige staje się kwiatowy, przesycony aromatami ciężkich kwiatów: od kwiatu pomarańczy co jasne, przez różę, gardenię, mimozę, goździkową słodką balsamiczność, ylang-ylang po tuberozę oraz wątły jaśminowy cień. Gdzieś w tym wszystkim czai sie podobno nawet woń kwiatów robinii akacjowej. Wszystko oscyluje wokół wyśmienitego Fleurs d'Oranger Lutensa, Miel d'Oranger marki Yves Rocher czy też - to bardziej w klimacie epoki - stare Dolce Vita Diora czy Poême lub Trésor od Lancôme. Pachnidło jest bogate, sucho-ciepłe, kobiece; z czasem coraz bardziej spokojne.
Pojawiają się akordy delikatnie orientalne, może lekko szyprujące?, jak nuty drzewne [w tym klasyczne cedr i sandałowiec, potraktowane bez innowacji, za to z gwarancją bezpieczeństwa], ciemna wanilia, coś w stylu wetywerii oraz odrobina absolutu z mchu dębowego. Kwiat pomarańczy dzięki nim robi się jakby zakrzepły, czy raczej zdrewniały, otoczony tkanką gęstą ale nadal żywą, wciąż wydzielającą intensywny zapach. Czyżby poddawał się dyktatowi nut głębi? Niee... :)
On po prostu okazuje kolejne, trochę bardziej pikantne oblicze.
Jeżeli zamiera - to z całą kompozycją. Powoli, dyskretnie, niemal niezauważenie. Długo acz bez agonii.

Uwielbiam takie perfumy. :) Czarujące, pogodne, subtelnymi metodami trzymające otoczenie na dystans.
Bajka o francuskiej burżuazji. ;] I jak każda bajka - dobrze się kończy.
Amarige to klasa sama w sobie.

Nie na obecne czasy.


Rok produkcji i nos: 1991, Dominique Ropion

Przeznaczenie: zapach dla kobiet (chyba, że jakiś Pan mnie przekona ;) ), współcześnie raczej wieczorowy, z racji mocy oraz kilometrowego sillage. Na pewno dla osób olfaktorycznie "zaprawionych w bojach". Można zatem powiedzieć, że wymaga pewnej dojrzałości (ducha, nie ciała).

Trwałość: hoho! w okolicach doby (a oceniałam edt)

Grupa olfaktoryczna: kwiatowa

Skład:

Nuta głowy: liście fiołka, kwiat pomarańczy, śliwka, brzoskwinia, mandarynka, neroli, palisander
Nuta serca: mimoza, jaśmin, gardenia, ylang-ylang, róża, tuberoza, goździk (kwiat), robinia akacjowa, czarna porzeczka
Nuta bazy: drewno cedrowe, drewno sandałowe, inne nuty drzewne, bób tonka, wanilia, ambra, piżmo
___
Dziś Interlude Man od Amouage.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://wilwheaton.buzznet.com/user/photos/orange-blossom/?id=1003393

11 komentarzy:

  1. Amarige to drugi zapach, które dla siebie kupiłam. W szacownym wieku lat piętnastu. I dobrze leżał, naprawdę.
    Niestety teraz ich zapach przypomina mi, że mam silną alergię na pyłki kwiatów i nagli do zażycia jakiejś antyhistaminki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Amarige i jestem im wierna od lat , ale kwiatu pomarańczy ni dudu w nich nie czuję ;)...

    OdpowiedzUsuń
  3. Rybo - Hmm... nie zrozum mnie źle, ale kiedy miałaś piętnaście lat, było bliżej 1991 roku niż obecnie. :) Czyli nasze upodobania zapachowe były zbliżone do tych z czasów premiery Amarige. Z drugiej strony jednak.. moim drugim pachnidłem, i wielkim perfumowym zauroczeniem, była Gloria od Cacharel. Z rok temu wystarałam się o odlewkę i zonk. Męczący puder; choć nie tak, jak inne nastoletnie zauroczenie, Kwiatek Kenzo. ;)
    Z czego wypływa wniosek, że czasem lepiej wspomnieniami pozostawić tam, gdzie ich miejsce. ;) Tak będzie zdrowiej, co pokazuje Twój przykład. ;)

    Parabelko - rozumiem Twoją wierność, to naprawdę kapitalna woda jest! Za to nie pojmuję, jak możesz nie czuć kwiat pomarańczy?? ;) Toż to jeden wielki. :]

    OdpowiedzUsuń
  4. No wiesz , Wiedźmo , ja w ogóle dziwne rzeczy w perfumach czuję - buraki w Tresor , maść tygrysią i przypalony olej z kotletów w Kryminalnej Tuberozie , więc nie dziw się , ze w Amarige'u nie czuję tego , co tam jest ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Buraki? Maść tygrysia plus olej spod kotletów? :))) Kurczę, brzmi szalenie i rozbrajająco. Mnie się podoba (choć perfum podobnych bym nie chciała; aż tak szalona nie jestem ;> ).
    A Amarige? Tam jest kandydatów na dominatora od cholewci i więcej, więc chyba nic dziwnego, że na Tobie kwiat pomarańczy się schował.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wąchnęłam Amarige znowu - dawno go nie używałam - i jednak miałaś rację , jest :) ale to pierwsze i jedyne wcielenie kwiatu pomarańczy , który mogę nosić bez rozdrażnienia - Fabourg 24 wkurza mnie i drażni od pierwszego niuchnięcia , Ellie Saaba też tylko krótko i sporadycznie mogę , bo mnie irytuje , a tu jest piękny , mięciutki , cieplutki , otulający i czymś głębokim przełamany , nieważne czym , ważne , że pięknie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czuję kwiat w pomarańczy w Amarige, pudrowy, sypki i suchy. I mimozę czuję. Ogólnie to świetna kompozycja.
    Ale zgadzam się, nie każdą świetną kompozycję trzeba nosić na grzbiecie. A wspomnienia lepiej zostawić w albumie rzeczy mienionych bo odsmażane na maści tygrysiej kotlety lubią rybią (!) ością w gardle stawać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Parabelko - teraz mam pytanie za tysiąc punktów: na ile wyczułaś kwiat pomarańczy "sama z siebie" a na ile sugerowałaś się cudzą (czyli moją) opinią? ;)
    Do kwiatu pomarańczy w zasadzie nie mam nic, jednak - jak napisała niżej Rybka - nie wszystkiego, co dobre, trzeba zaraz używać bez miary? 24 lubię bardzo, chociaż nie na tyle, by postarać się o pełnowymiarowy flakon. Za to perfumy Saaba mnie kojarzą się z paczulooranżadką, których odczuwam przesyt. Wiec 'nie'. Z tej kategorii wolę Loverdose Diesla. :)
    W każdym razie ślicznie opisałaś kp z Amarige, rozmarzyłam się. :)

    Rybo - he, teraz to ja wyczułam mimozę, kiedy przed chwilą dosłownie skropiłam sobie wierzch dłoni wiadomym aromatem. ;) Na pewno pachnidło jest świetne.
    Zgadzam się za to, że nie wszystko,co zachwyca, trzeba zaraz chomikować i używać co dnia. Borze, jak się cieszę, że wyrosłam z tego stadium! :)
    Bo może to były kotlety rybne? ;) Takie, jakimi dawno temu karmiono w przedszkolach czy stołówkach szkolnych [do innych postpeerelowskich przybytków zbiorowego żywienia moja pamięć sięga ledwo co ;) ]. Tam zdaje się na ość nie było trudno trafić.

    OdpowiedzUsuń
  9. ja niestety tego zapachu nie toleruję. Szanuję za wyrazistość ale kwiatom w tym stężeniu podziękuję stanowczo :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Trudno się dziwić. Faktycznie taka ilość kwiatów potrafi przydusić do podłogi. :/ Niemniej jednak cieszę się, że doceniasz Amarige w kategoriach artystycznych przynajmniej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiedźmo , poczułam go sama z siebie , będąc pewną , że go tam wcale nie ma :P chyba po prostu nos mi się wyrobił troszkę bardziej ;)
    W Saabie paczuli za nic nie czuję , oranżadki takoż , ale mnie na dłuższą metę drażni . Podoba się , ale męczy .

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )