czwartek, 29 marca 2012

Winnice i celebryci

Starałam się, kombinowałam, przekonywałam. I wiem, że dzisiejsi bohaterowie z całą pewnością nie zdobędą mojego serca. Aczkolwiek skojarzenia budzą optymistyczne. Gdyby tylko obie wody nie były tak bardzo świeże!


Żywioły, zamknięte w perfumach przez markę Ramon Molvizar, stanowczo nie są dla mnie. Nie potrafię ich okiełznać. Co w realnym świecie jest zrozumiałe (i świadczy o zdrowym porządku rzeczy), jednak w ramach teorii sztuki trochę wytrąca z równowagi. :) Tym, bardziej, że skojarzenia wzbudzają pozytywne.
Winnica, ziemia, słońce, pot, moszcz, gorycz, słodycz, piwniczna pleśń. A raczej zręczne ich zasugerowanie.

4 Elements dla przykładu, skupiać ma w sobie siłę i charakter czterech żywiołów. Dla mnie jest "jedynie" ich zręczną iluzją; albo wizją, ruchomym obrazkiem z pierwszych lat kina. Nie ma sensu oczekiwać po nich dosłowności. Żadnej mocy, żadnej grozy, nawet piękno zostało tak zręcznie przycięte i usystematyzowane, iż przypomina raczej francuski ogród niż rezerwat przyrody. ;)

Z początku jasny, słoneczny i irytująco, hm.. świeżo-kwiatowy [jak J'Adore light; a pamiętacie, jaki mam doń stosunek? ;> ]. Na szczęście dla mnie jest od Żador znacznie bardziej finezyjny, dopracowany, potraktowany z szacunkiem. Podkreślony przez przebijające od dołu nuty ziemiste i suche, nieco bardziej drzewne, okraszone dodatkiem przypraw i paczuli.
W ostatniej fazie zaś najpiękniejsze. Po ozonowych dusicielach pozostaje jedynie słaby, ledwie zauważalny ślad a wspomniana drzewna suchość zamienia się w ciche szepty tuż przy skórze. Równie lekkie, ale za to jakie! :) Bogate w treść i emocje, z lekka balsamiczne, o słodyczy pochodzącej z cięższych akordów kwiatowych, ciepłe, wibrujące. Zaklęte w mech dębowy, ambrę, piżmo oraz trudne do nazwania żywice. Na samym dnie natomiast agarowe. Do cna wypełnione pozytywną energią.
Żywe. Zacne. Pogodne. Gdyby tylko darowały sobie przesadny sopranowy wrzask z początku, byłyby idealne.

Podobnie przebiega rozwój 5 Elements: od popowego nadmiaru do cichej równowagi sił w popularnym nurcie perfumiarstwa "mało chwytliwych". Ich otwarcie ratuje w zasadzie tylko większa, niż w przypadku Czterech Elementów, chropowatość. Nadmiar chodliwego ozonu [czy eteru, jak chciałby Twórca ;) ], słodko-owocową, pospolitą wrzaskliwość łagodzą akcenty przypraw i goryczka, płynąca z suszonych na słońcu ziół.
Potrzeba chwili, by kompozycja, spuszczając z tonu i nabierając pokory, upodobniła się do swego kobiecego odpowiednika. Środkowa faza obu wcieleń Żywiołów przebiega nieomal identycznie. Gdzie pojawiają się i suche drewna (w tym najważniejszy - cedr), i cięższe kwiaty, i cierpki moszcz, i paczuli. Jak również zapowiedź głębokiego, balsamicznego finału.
Może trochę głośniejszego, bardziej mszystego i agarowego, "zabrudzonego" sandałowcem za to znaczniej mniej piżmowego, więc szczęśliwie pozbawionego mydlanych akcentów. :) Jak również niekoniecznie słodkiego, choć zupełnie tej wartości nie pozbawionego. Równowaga w przyrodzie musi istnieć.
Dzięki równowadze w bazie otrzymujemy pachnidło wielowymiarowe, przemyślane, złożone z półtonów i oddźwięków; pieszczące powonienie bez pośpiechu, za to z lubością.
Tak więc jedyne, co mogę 5 Elements zarzucić, to zbyt koniunkturalna uwertura. Jakkolwiek wiem, że jej zadaniem było wabić klientów.

Obydwa zapachy posiadały - i posiadają nadal - kolosalny potencjał. Kryją się za nimi wulgarne pozory oraz prawdziwe, zaskakująco intymne emocje. Mieszanka tyleż artystyczna co wybuchowa. Mnie zaś intrygująca. ;) Lecz bardziej jako obiekt badań niż przedmiot prywatnego zainteresowania. Czemu? Odpowiem pokrętnie.
Brukowe gazety oraz serwisy internetowe może i opisują perypetie ludzi z krwi i kości, osób takich, jak Wy czy ja, lecz dzięki swemu niesłabnącemu wścibstwu przemieszanemu z niezdrową, sztucznie podsycaną ekscytacją sprawiają, iż o człowieczeństwie celebrytów skutecznie zapominamy. :>


4 Elements

Rok produkcji i nos: 2011, Ramón Bejar

Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o kobietach; z początku niezwykle silny, o dużym sillage, później dyskretny. Więc raczej na okazje wieczorowe. I letnie... chyba. ;)

Trwałość: w granicach ośmiu-dziewięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-kwiatowa

Piramida zapachowa, czyli nie skład ino przeplatanka nut:
[cudaczne, prawda? ;) ]

Nuta głowy: cyklamen, konwalia, melon, cytryna, malina, róża, akordy drzewne oraz ziemiste
Nuta serca: neroli, jaśmin, róża, grzyby, imbir, minerały (?), nuty drzewne i korzenne, wilgotność (raz jeszcze - ?)
Nuta bazy: paczuli, piżmo, bursztyn (ambra?), wanilia, miód, drewno cedrowe, drewno sandałowe, oud, tajemniczy balsam



5 Elements

Rok produkcji i nos: 2011, Ramón Bejar

Przeznaczenie: zapach w zamierzeniu męski, o sile i projekcji identycznych, co w przypadku poprzedniego "punktu". ;) Tak więc i moja klasyfikacja pozostaje niezmienna.

Trwałość: ponad dziewięć godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-przyprawowa

Piramida zapachowa:
[równie zabawna]

Nuta głowy: cyklamen, konwalia, anyż, akordy drzewne i ziemiste, gałka muszkatołowa, czarny pieprz, pelargonia
Nuta serca: nuty korzenne i grzybowe, wilgotność (?), minerały (?), akordy korzenne, paczuli, jaśmin, róża, drewno cedrowe
Nuta bazy: paczuli, drewno cedrowe, balsam (jaki?), mech, drewno sandałowe, wanilia, bursztyn (ponownie pytam: ambra?), oud
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.cuendet.com/inspiration/life-style/wine-vacation.html
2. http://cincycoolness.com/wine.aspx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )