Dziś kolej na recenzję następnego dzieła z Michałowej przesyłki. O którą zresztą uprzejmy darczyńca jakiś czas temu zdążył się upomnieć. ;) Jako że prośba ofiarodawcy to nie przelewki wiedziałam, iż muszę się streszczać. :) Dziś dojrzałyśmy, próbka i ja, do zmierzenia się ze sobą.
Właściwie to mierzyłyśmy się od jakiegoś czasu, w odstępie kilku dni, wieczorami. I już wiemy, że - choć szanujemy siebie nawzajem - prawdopodobnie nigdy nie zbliżymy się do siebie. [jak myślicie: gdzie leży granica personifikacji pachnideł? ;> ] O przyjaźni nie może być mowy.
Albowiem Vetyver, reaktywowany po latach zapach od Givenchy, choć piękny i budzący we mnie mnóstwo ciepłych uczuć, wybitnie mi nie leży. Perfumy zauroczyły mnie cudnym charakterem, czarowną lekkością oraz ujmującym światłem, lecz cóż z tego, skoro moja skóra wycina zeń wszystko, co piękne? Odzwierciedlenie optymistycznego testosteronu najwyraźniej nie jest dla mnie. W czym nie widzę zresztą niczego dziwnego. ;) Nie dość, że nie jestem mężczyzną, to jeszcze w realnym świecie rzadko kiedy tryskam hurraoptymizmem.
Przejdźmy jednak do sedna.
Pierwowzór Vetyveru, ultraprosta Eau de Vetyver, powstał w roku 1959, co już samo w sobie stanowi ewenement. Dlaczego? Ponieważ składał się niemal wyłącznie z nut bergamotki, wetywerii i kolendry. Trzy oficjalne składniki; kilka dziesięcioleci przed modą na minimalizm, wyobrażacie sobie? Można więc zaryzykować stwierdzenie, iż to właśnie EdV była tej mody prototypem. :) Dziś wróciła do świata żywych, choć w ograniczonej dostępności, jako element jubileuszowej serii Les Parfums Myhtiques. Może to i lepiej...?
Gdyż Vetyver, mimo całej swojej prostoty oraz uroku osobistego, pozostaje pachnidłem skleconym zdecydowanie zbyt finezyjnie, jak na dzisiejsze głównonurtowe perfumiarstwo. Oczarowuje bez kłopotu i zapewne szybko zyskałby grono oddanych miłośników, aczkolwiek wielomilionowych zysków raczej nie mógłby przynosić. Tyle przynajmniej zdaje się sugerować rozwój zapachu na mojej skórze.
Od otwarcia, suchego, cytrusowego oraz pozbawionego słodyczy, opartego na grze cytryny i bergamotki, omawiany aromat stopniowo otwiera się na zapach wetywerii. Powoli, niczym kielich lotosu, celebrując chwilę. Nie, to nie jest łopatologia 1 Million. I kiedy rozwija się w pełnej krasie, przypomina raczej kolegę od Guerlain niż siłaczy pokroju Encre Noire. :) Staje się co prawda nieco dymny, lecz główną rolę gra wetyweria sucha, słoneczna, wpasowana w klimaty flory europejskiego Południa (lub afrykańskiej Północy ;) ). Efekt ten podkreśla dodatek ziaren kolendry, dzięki którym kompozycja zyskuje jeszcze jeden wytrawny szczegół.
Wszystko jest miłe zarówno dla nosiciela, jak i dla jego otoczenia, wdzięczne, proste, odświeżające, niezobowiązujące.
Więc gdzie tkwi haczyk? W mojej powłoce. ;) Ponieważ opisana gra znika szybko, zastąpiona przez bliżej nieokreśloną, męczącą cytrusową pastę, samo pachnidło z szykownego niebezpiecznie dryfuje w stronę bazarowej podróby za kilka złotych. Albo "odpowiedników" z rozlewni. Miły charakter diabli biorą, zamiast niego zjawia się tandetny dres-goguś, z kpiącym uśmieszkiem obserwujący moje starania.
Cóż poradzić? Świeżak, nawet najbardziej ciekawy, nie jest tym, co tygrysy lubią najbardziej. :)
Rok produkcji i nos: 2007, ??
[ponoć za pierwowzorem stał sam Hubert de Givenchy, ale ostatnio zaobserwowałam, iż kaktusy na mojej dłoni nie chcą rosnąć ;) ]
Przeznaczenie: zapach dla mężczyzn; dosyć bliski skórze, lecz o zadowalającej projekcji. Na wszelkie okazje, lecz najbardziej stosowne wydają się te letnie i mniej zobowiązujące.
Trwałość: około pięciu-sześciu godzin
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna
Skład:
Nuta głowy: bergamotka
Nuta serca: wetyweria, kolendra
Nuta bazy: drewno sandałowe
___
Dziś Cuir od Mony di Orio.
P.S.
Pierwsza rycina to fotos ilustrujący pierwowzór mego dzisiejszego bohatera a pochodzący z Fragrantiki.
to jest taka kategoria zapachów która najmniej podoba mi się na męskiej skórze choć z drugiej strony może nie trafiłam dotąd na odpowiednią męską skórę :P. W sumie z racji osobistej sytuacji obwąchiwanie obcych facetów nie jest już tak proste jak kiedyś :D na szczęście niuchać można ukradkiem.
OdpowiedzUsuńNa męskiej skórze lubię zapachy staroświeckie, fantastyczne paprociowe klasyki. :) Vetyver ewidentnie do nich nie należy, choć układa się całkiem przyjemnie.
OdpowiedzUsuńW życiu podobno zawsze jest coś za coś. ;>
@Pola, jak napisałaś o tym obwąchiwaniu facetów, to przypomniała mi się sytuacja sprzed miesiąca, kiedy poszłyśmy z koleżanką do kina i stojąc w kolejce po bilet poczułyśmy niesamowicie ładny męski zapch. Tyle, że nie wiedziałyśmy, skąd dokładnie, bo zarówno przed jak i za nimi stali w kolejce mężczyźni. W pewnym momencie stwierdziłīsmy, że to z pewnością perfumy osobnika stojącego za nami, więc odwróciłyśmy się i zapytałyśmy, czy możemy tego Pana "obwąchać" celem sprawdzenia, czym pachnie. Szkoda, że nie widziałaś jego miny - wziął nas za jakieś dziwolągi i stwierdził, że "ostatecznie" może nam to umożliwić. Więc powąchałyśmy go, po czym okazało się, że to nie od niego tak pachniało (później dowiedziałyśmy się, że to jakiś zapach z Zary), tylko od któregoś z Panów stojących przed nami. Niestety nie udało nam się dowiedzieć, co to były za perfumy, ponieważ Panowie zdążyli się ulotnić w czasie naszej rozmowy z tym od Zary ;-)
OdpowiedzUsuńOczywiście nie żałuję, że spytałyśmy tego chłopaka, czym pachnie, inaczej niczego byśmy się nie dowiedziały. Tylko trochę głupio wyszło, kiedy okazało się, że to nie od niego tak ładnie pachniało ;-)
Swoją drogą zastanawiam się, jak zareagowałby ten facet, gdyby to jakiś inny osobnik płci męskiej postanowił go obwąchać. Już to sobie wyobrażam...;-)
tja...na szczęście węchu mi nie odebrało :P
OdpowiedzUsuńwszystko zależy od tego jakby zakomunikował takową chęć na pewno tak bezpośredni sposób jak wasz by nie przeszedł, jednak płeć piękna ma swoje przywileje. Już sobie wyobrażam jak facet to potem opowiada na męskich imprezach :D
OdpowiedzUsuńOlfaktorio - zabawna historia. :)
OdpowiedzUsuńPolu - i bardzo dobrze, brońmy węchu jak niepodległości! ;) Prawa do swobodnego zeń korzystania tak samo. :)
oTAGowałam Cię :) http://pachnaceblogowanie.blogspot.com/2012/03/siedem-grzechow-gownych.html
OdpowiedzUsuńTeraz się spowiadaj :)
Jestem zatwardziałą grzesznicą. ;P Ale dzięki! :)
OdpowiedzUsuń