środa, 7 marca 2012

A Pirate's Life for Me

Dziś zapach, do którego skojarzenie dobudowały nie tyle obrazy, co melodia. Kołacząca się po mojej głowie za każdym razem, ilekroć wdychałam opary rzeczonego pachnidła. Jaka dokładnie i o który zapach chodzi?
Powoli. Zgadnijcie sami. ;)
Najpierw muzyka:


Jako, że "podkład filmowy" pozostaje bez zmian, spokojnie możecie przejść do lektury tekstu. ;)

Mam nadzieję, że zagadka nie była szczególnie trudna?
Jaki aromat może przywodzić na myśl muzyczny podkład do jednego z najsłynniejszych filmów o piratach? I dlaczego łączy się właśnie z nim, rzecz jasna pomijając skojarzenie najbardziej oczywiste?

Filmy awanturniczo-kostiumowe, słynne "płaszcze i szpady" to dosyć specyficzny gatunek. Jeżeli bowiem zdecydujemy się pominąć aspekt czysto historyczny, chęć przedstawienia szerokiej widowni realiów minionych epok w konwencji kina akcji, to cóż nam pozostanie?
Obawiam się, że niewiele. Szybka, liniowa akcja, sztampowe dialogi, zabawne kostiumy i scenografia, kilka gagów oraz co nieco huku. Płaska farsa.
Bądź czysta rozrywka.


Takie właśnie są historyczne filmy przygodowe. To szalone, dowcipne, karnawalistyczne w duchu obrazy, które mają nieść nam drogocenną rozrywkę, rodzaj endorfinowego rauszu skutecznego co najmniej tak, jak kilka butelek rumu osuszonych w przednim towarzystwie. ;) [Albo do lustra, to także jest doskonałe towarzystwo, prawda? Jack Sparrow w każdym razie by nie pogardził :> ]
Jazda bo bandzie i bez trzymanki. Flirt ze zdrowym rozsądkiem oraz niezbędna dawka romantyzmu, którego jednak nie należy mylić z ckliwością (co współcześnie zdarza się nader często). Właśnie, romantyzm...
Otóż mam teorię. Głosi ona, że gdyby romantyczni poeci częściej upijali się na wesoło, tworzyliby utwory zbliżone duchem do znanych nam kinowych hitów z piratami w roli głównej. Czyż nie byłoby wtedy znacznie milej, zwłaszcza na lekcjach literatury? ;)


Oderwanie od ziemi, na równi symboliczne oraz (prawie) dosłowne zapewnia także jedna z najbardziej wyczekiwanych tudzież najgłośniejszych perfumiarskich premier minionego roku - Idole eau de parfum od Lubin, młodszy i znacznie ciekawszy brat słynnego Idola toaletowego; jakkolwiek to brzmi... ;)
Stworzony jako dzieło mające nawiązywać do słynnych podróżniczek XIX i XX wieku, w mojej interpretacji zahacza o klimaty nieco bardziej uniwersalne. A w każdym razie w większym stopniu zorientowane na Karaiby oraz przeczesujące ich wody załogi piracko-kaperskie, czarująco-łajdackie, żołniersko-anarchistyczne. Wolne z wyboru i z własnej woli oddające się pod cudze rozkazy. W równym stopniu fascynujące, co wyidealizowane. Z perspektywy kultury popularnej zaś - grupy, w których bachtinowski karnawał trwał przez cały rok. :)
Gdzie nie istniało pojęcie nudy.


Dokładnie taki zdaje się być Idole edp. Z jednej strony bogaty w wątki, rozgadany, cokolwiek rubaszny, igrający sobie z europejskim poczuciem umiaru i klasy, z drugiej jednak prosty, barwny, o charakterystycznej manierze, budzącej jednocześnie sympatię oraz irytację. Pierwsze z daleka, drugie zaś wtedy, gdy przychodzi nam mierzyć się z nim twarzą w twarz. Czy to znaczy jednak, iż Idole jest dziełem męczącym, jednostajnym lub nieprzyjaznym użytkownikowi?
Nigdy w życiu!

Jego charakter odzwierciedla się w estetyce przesady, wystudiowanego kampu, okraszonego sporą dawką donośnego śmiechu, perlistego i rechotliwego, gdzieniegdzie tylko przełamanego spontanicznym, niewymuszonym chichotem. Rewelacyjna gra z konwencją!

Nie mam pojęcia, w jaki sposób perfumiarka Olivia Giacobetti, spod której ręki wyszły obydwie Idolowe wariacje, zdołała odłożyć na bok typowy dla siebie, delikatny i niemal dziewczęcy styl tworzenia, lecz jedno wiem na pewno: nie mogła postąpić lepiej. Gdyż pozostawiając bez zmian charakter oraz rozkład nut pierwowzoru, potrafiła nadać wodzie perfumowanej mocy i wydźwięku, o jakich edt mogła tylko pomarzyć. :)
Dzięki czemu uzyskaliśmy pachnidło wyraźne, piękne, trwałe oraz idealnie dopasowane do pirackiej stylistyki. Także w jej mniej jowialnym, skłonnym do refleksji charakterze.


Aromat składa się z identycznych co poprzednio, słodko-przyprawowo-alkoholowo-drzewnych nut, oscylujących od mocnej, zapadającej w pamięć uwertury po finał lekki i wdzięczny, bez mała liryczny, aczkolwiek niepozbawiony charakteru. Zawsze zaś melodyjny oraz tworzony z myślą o osobach, które potrafią docenić dobrą opowieść nawet, jeśli chwilami wydaje się zbyt barwna. :)

Więc w początkach nasz dzisiejszy bohater gra ostro, podtykając nam pod nosy złączone w jedno aromaty palonych przypraw (kminek, szafran, gałka muszkatołowa), rozmajone cytrusową słodyczą i unurzane w rumowych odmętach. Do których z czasem dołączają akordy ocukrzonego jęczmiennego słodu, czarnego acz balsamicznego drewna hebanowego oraz nut subtelnie kadzidlanych, złamanych koktajlem z syropu cukrowego, kminu i labdanum. To ostatnie zresztą z czasem wyrasta na jednego z głównych bohaterów kompozycji, skupiając wokół siebie nuty drzewne, słodkie (lecz nie ulepowate) oraz skórzane, starannie rozmajone dodatkiem cielesnej ambry, tonującej całość a także nadającej jej miłego, krystalicznego wyrazu. Ograniczającej uprzednią zwrotnikową duszność kompozycji a jednak stroniącej od rozmycia jej w chłodnym wietrze z północy.
Uspokajającej pirackie święto.

Wszystko razem okazuje się przebogate, wariackie, pyszne. Wystylizowane na świat urokliwy, upiorny, fascynująco pozbawiony karbów cywilizacyjnego wyrafinowania. Dosłowny i szelmowski. Wyraźny oraz pozostawiający po sobie ślady. Zbliżony do opowieści snutych przez twórców Karmazynowego pirata, Wyspy Skarbów, Piratów Polańskiego, cyklu o Piratach z Karaibów oraz setek innych produkcji literackich albo filmowych.

Statek szalony płynie za horyzont, poza krańce mapy, ubi sunt leones. A my? My mamy to gdzieś... przynajmniej tak nam się wydaje.
"Dlaczego rumu zawsze jest za mało??" ;)

Rok produkcji i nos: 2011, Olivia Giacobetti

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, dla miłośników alkoholowych oparów oraz długich, fantastycznych opowieści. ;) Poważnie zaś dla każdego i na wszelkie okazje [jakkolwiek w miejscu pracy bądź towarzystwie osób starszych wskazany jest umiar :) ]. O dosyć znacznym sillage.

Trwałość: nareszcie! właściwa; w granicach siedmiu lub dziesięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-przyprawowa (oraz drzewna)

Skład:

Nuta głowy: gorzka pomarańcza, szafran, wędzony kminek, rum
Nuta serca: palma dum, trzcina cukrowa, palony heban
Nuta bazy: skóra, czerwony sandałowiec, ambra
___
Dziś noszę Ambre Noir marki Sonoma Scent Studio.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.knowyourcell.com/news/994750/the_ipad_and_pirates_made_me_rethink_gaming.html
2. http://www.moviemail-online.co.uk/film/dvd/The-Crimson-Pirate/
3. http://www.ahaonline.cz/clanek/zhave-drby/58477/prichazi-4-dil-piratu-z-karibiku-takhle-vypada-penelope-ctyri-mesice-po-porodu.html
4. http://www.femail.com.au/naomie-harris-pirates-of-the-caribbean-interview.htm

21 komentarzy:

  1. Dłuższego wpisu nie było?
    :D
    Przecież wiesz,że żartuję:))
    IDOL EDT-pierwszy testowany niszowiec na mojej skórze to przede wszystkim Afryka pełną gębą.
    Heban i sandał w połączeniu z aromatycznymi przyprawami to jest to co lubię
    Takie aromaty działają na mnie jak płachta na byka:)
    Wersji EDP nie znam jeszcze:(
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma, wyszły. ;) Wszystkie wykupił Twitter, gdzie niniejszym zapraszam miłośników notatek prasowych PAP. ;>
    Spoko, na Ciebie się nie gniewam.. póki co. :)
    Pierwszy Idole był piękny, jak mało co spod ręki Pani O.G., lecz niestety na mnie śmiesznie krótkotrwały. Dlatego nowa wersja tak bardzo przypadła mi do gustu!
    Zgadzam się, ze wszystkie składniki, razem i każdy z osobna, bez litości wzmagają chętkę. :)
    Poszukaj EDP, naprawdę warto.
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedźmo
    Recenzje z muzyką w tle to jest to, co lubię! Tak nawet dzisiaj sobie myślałam, że mogły by częściej występować w parach. Idol EDP jest piękny mogłabym się nim zlewać do pępka gdybym tylko miała większą ilość :D niż ta z wizażowej rozbiórki

    OdpowiedzUsuń
  4. Polu,
    w takim razie cieszę się, że Ci się spodobała! :) Mogłyby, to prawda. Sęk w tym, że największy portal proponuje muzykę plus obraz, co nie zawsze mi pasuje. Ale wierzę, że dla chcącego nic trudnego i zawsze "coś" uda się wyszperać. :)
    To prawda, piękny. I zgadzam się też z pomysłem zlewania do pępka... and beyond. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę.To tylko na mnie wersja EDT trzyma dosyć długo poziom.Dziwne nieprawdaż?
    Pani Giacobetti odwaliła kawał dobrej roboty
    i na dodatek flakon poręczniejszy:)
    Polu popieram.
    Również lubię recenzje z muzyką w tle:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedzmo czy posiadasz konto na Facebooku?
    Tak pytam z czystej ciekawości:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Arrr!
    Widzę, że moje pirackie skojarzenia przyjęły się na dobre. Kiedy wymyślałam motto dla pierwszego Idole nie spodziewałam się, że się przyjmie.
    Zapach był znany, recenzujące go wcześniej Elve i Labareda nie miały takich skojarzeń. A mnie siekło od razu: Yo ho ho and a bottle of rum!

    Pozostaje mi tylko przybić piątkę i wprosić sioę na wspólny rejs.

    I jeszcze do Jarka: ja tam lubię dłuuugie teksty. Szczególnie tu.

    OdpowiedzUsuń
  8. KAMP! To jest klucz do obu idoli. To kampowe perfumy ale bynajmniej nie w sposób w jaki kampowy jest balet albo malarstwo prerafaelitów. To czysty kicz, przesada, przerysowanie -może rodem z Wilde'a?
    A może jeszcze bardziej jaskrawe, bezczelne. Coś jak Johnny Deep jako Jack Sparrow :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Trzy Ryby
    O to to! Jego właśnie użyłam w recenzji wersji edt. W edp okrasiłam go "piratami" Polańskiego, bo jednak zapach ciemniejszy. Ale ogólnie cała ta piracka stylizacja to kicz okropny. Ale jaki fajny! :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Sabbath ja tylko żartowałem.
    Dziewczyny nie bierzcie tego tak na poważnie;)
    Uwielbiam długaśne teksty:)
    zdrówka:)

    OdpowiedzUsuń
  11. O tak, tak; przez Was teraz już nic innego nie jestem w stanie wykrzesać z Idoli, tylko piratów ;)
    Ale jakoś nie określiłabym tego zapachu jako kiczowaty. To, że konwencja zakłada "bogactwo" i przerysowanie, jeszcze nie umiejscawia jej na półce z napisem "kicz".
    Poza tym dla mnie idea samego kampu wydaje się nieco wydumana ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jarku, ale ja wiem, ze żartowałeś. sam to napisałeś. Wcale Cię nie nawracam. :)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Jarku - fakt, że większość narzekała na słabą trwałość edt, ale w takim razie powinieneś cieszyć się tym bardziej. :)
    Zgadza się, w moim subiektywnym odczuciu EDP to najlepszy zapach O.G. do tej pory.
    Zobaczymy, co da się zrobić z muzyką (byle nie za często, aby nie spowszedniała).
    Nie mam konta na Fejsie.

    Sabbath - ponieważ to skojarzenie udało Ci się jak rzadko! Zawsze staram się ignorować cudze wizje, jeżeli gdzieś tam się po głowie telepią, ale w tym przypadku rzecz po prostu nie mogła się udać. ;) Bo ten zapach jest piracki jak cholera! I rum, i drewno, i słodycz karaibska. Brakowało tylko jakiegoś zmanierowanego wilka morskiego. ;D
    No i do Afryki Labredy (tę pamiętam) pasował mi niespecjalnie. Zbyt bogaty, zbyt szumny.
    Spoko, tylko z uwagi na chorobę lokomocyjną poproszę o miejsce pod pokładem. ;P
    Dzięki za dobre słowo, "starsza siostro w rozwlekłych notkach"! ;)

    Rybo - fakt. Jak zwykle ujęłaś w dwóch zdaniach to, na co mnie potrzeba było kilkudziesięciu.
    Dzięki Tobie odzyskuję (jako tako ;) ) wiarę w sens zwięzłych opisów. :)
    Przy okazji: pamiętasz moją reakcję na Twój opis Botrytis? :) Widać myśl krąży po świecie..

    OdpowiedzUsuń
  14. Sabbath ponownie - o ile kicz świadomy siebie możemy nadal nazywać kiczem. Bo kpinę z konwencji kina historyczno-przygodowego w filmach o piratach, szczególnie tych trochę nowszych (z cyklem PzK na czele) widać więcej niż wyraźnie.
    A to przerysowanie postaci, szarżowanie aktorskie i scenariuszowe, wstawki rodem z narkotycznego snu (multiplikowany Sparrow, skazany na wieczne własne towarzystwo) to już czysty post- postmodernizm oraz ponowoczesność. :)))

    Jarku ponownie - wiemy, wiemy; tylko się z Tobą drażnimy. ;)

    Akiyo - w takim razie nie ma wyjścia. Wszyscy ulegliśmy zbiorowej halucynacji! ;))
    Wszystko rozbija się o naszą definicję kiczu. Dla jednych mieści się weń zarówno "M jak miłość", jak i "Piraci z Karaibów", "Pulp fiction" oraz "Artysta", dla innych są to przedstawiciele odmiennych prądów estetycznych. Jak zwykle (co najbardziej wkurza mnie w humanistyce): aby móc podyskutować na dany temat, najpierw trzeba uzgodnić definicje podstawowych terminów. ;)
    Mnie kamp nie przeszkadza, choć zgadzam się z Tobą o tyle, o ile wiem, że niektórzy nie są w stanie redefiniować termin "kicz", pozbawiając go pejoratywnego wydźwięku. A że są na tyle wrażliwi, ze jednak widzą różnicę między śmiercią przez uderzenie autem w stertę pustych kartonów a w konsekwencji obejrzenia przeklętej kasety wideo, więc słowo "kamp" jest dla nich wybawieniem. :D Tak se kombinujem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja jeszcze inaczej odniosłam się do określenia Idole kiczowatym. Raczej w płaszczyźnie schlebiania popularnym gustom.

    Bo to nisza nieniszowa: ładna i łatwa, śliczna i masowo kochana.
    Wartości artystycznej i perfekcji warsztatowej Idolowi nie odmówię - dla mnie to majstersztyk. Ale taki właśnie obliczony na schlebianie masowym gustom. Szczególnie edt.

    Idole jest niszowy w sposób, w jaki Mazowsze jest ludowe. :)))

    OdpowiedzUsuń
  16. A, pod tym względem.

    Do pewnego stopnia się zgadzam; to jest nisza łatwa, śliczna, popularna i ogólnie hołubiona, fakt. I na pewno bez trudów mogłaby pojawić się na półkach z nowościami Sephory czy Douglasa, rzecz jasna po ich męskiej stronie. :> Ale czy przetrwałaby długo, to już inna kwestia. Ja w to wątpię, Idole jest zbytnio "jakiś", zbyt zawadza o nozdrza osób trzecich. Więc albo by zniknął po cichu w przeciągu roku albo w tym samym czasie przeszedłby drastyczną reformulację, dzięki której nie odróżnilibyśmy go od Black XS z nutą alkoholu (znacznie ograniczoną, coby nie było czuć "wódy" od nikogo ;> ).

    Na tle cudów w stylu młodszego Amouage, Slumberhouse czy Nasomatto z pewnością. :) Za to porównanie wyszło Ci miodne! No po prostu ;D i :*

    OdpowiedzUsuń
  17. W takim razie ja z innej beczki, kontynuując wątek "zapodany" przez Jaroslava: dlaczego nie masz konta na Fejsie? Nie, bo nie? Nie lubisz, nie chcesz? Pytam z czystej ciekawości :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiedzmo czy zdajesz sobie sprawę jak wiele istnień licząc w tysiącach,z pasją czytałoby twojego bloga,gdybyś założyła fejsbukowe konto?
    Też mnie to nurtuje...

    OdpowiedzUsuń
  19. Olfaktorio - najpierw nie chciałam, potem był moment, kiedy się wahałam a teraz wkurza mnie to, że gdzie się nie obrócę, tak atakuje mnie podniesiony kciuk na niebieskim tle. Jest jak dżuma! :>
    Możesz zanotować, że zadziałał efekt snobizmu. ;)

    Jarku - kiedyś już Cię prosiłam, byś nie przesadzał, pamiętasz? :) Mam licznik wejść, mam statystyki, więc widzę, że do "tysięcy" jeszcze trochę Pracowni brakuje. ;)
    A Fejsbuk... on mnie męczy. Albo raczej nuży.

    OdpowiedzUsuń
  20. Wiedźmo, wiem, że nie lubisz i nie nalegam. Gdybyś jednak chciała napisac coś nie na temat, to zostawiłam Ci nieśmiałego taka... :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Skoro nieśmiałego, to cóż... chyba będę musiała coś naskrobać. ;) :*

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )