czwartek, 18 sierpnia 2011

Podróż wetyweriowym szlakiem

Czy aby...?
Dziś będzie o Route du Vétiver marki Maître Parfumeur et Gantier. Postanowiłam, kiedy tylko zwlekłam się z łóżka [kiedy idę spać około trzeciej w nocy, następnego dnia z łóżka mogę się tylko zwlec ;) bez różnicy, która aktualnie jest godzina]. Zaraz też napadły mnie wątpliwości, które gdaczą mi nad uchem nawet w tej chwili. No właśnie.
Czy jest o czym pisać? Czy Route du Vétiver zasługuje na osobną notkę?

Dobre pytanie. :)


Zapach, który jest częścią firmowej kolekcji podróżniczej a do tego nosi dumną nazwę Wetyweriowego Szlaku (mniej więcej.. ;) ) zdaje się gwarantować nie byle jakie doznania. Chemicznych popłuczyn raczej nie powinniśmy tu znaleźć.

I nie znajdujemy.
Co nie znaczy jednak, że kompozycja godna jest honorowego miejsca kolekcji perfumomaniaków. Taką mogłaby być, gdyby nie kilka szczegółów. Najważniejsze z nich to: Encre Noire pour Homme Lalique,
Le Vétiver od Lubin, Coeur de Vétiver Sacré, Bois d'Ombrie, Chaman’s Party, nawet Molecule 03! Oraz parę innych, których nazwy chwilowo wypadły mi z głowy. :) Zwęglona wetyweria po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci, ..., po raz pięćdziesiąty ósmy; sprzedane! Sprzedane! S-prze-da-ne! [błędna sylabizacja nie jest pomyłką ;) ]
Jest ładna, trudna w odbiorze, nasycona i pełna głębi, ale na litość Zeusa, nie w takiej częstotliwości, a już na pewno - nie jako główna bohaterka!

Gdybyż chociaż Route du Vétiver chciało zachować konsekwentny, typowy dla siebie, styl! Niestety. Zimna, ostra i transparentna woń starej apteki, nieodmiennie zachwycająca w otwarciu, po kilkunastu lub kilkudziesięciu godzinach minutach zanika, zmieniając się w wilgotne drewniane szczapy, które już tyle razy opisywałam. Sytuacji nie ratują nawet subtelne przyprawy, delikatne muśnięcie białego kwiecia czy kilka drzazg sandałowca, budujących nastrój bazy.
Wetyweriowy Szlak nie zachwyca. Najwyżej intryguje w pierwszej fazie rozwoju. A potem - nic. To samo. Znów. Nuda. Droga na Ostrołękę. ;)
Podobno najgorzej jest być letnim. (albo letnią)

Rok produkcji i nos: 1988, Jean Laporte

Przeznaczenie: zapach raczej uniseksualny, przychylający się ku męskiej stronie szali. O niskim stopniu emanacji, efektowny choć może być postrzegany jako kontrowersyjny w odbiorze (przez niewyćwiczone nosy). Dla ortodoksyjnych miłośników wetywerii lub groupies którejkolwiek z wymienionych wyżej kompozycji. ;>

Trwałość: około siedmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna

Skład:

wetyweria burbońska, czarna porzeczka (?), piżmo, jaśmin, drewno sandałowe oraz inne nuty drzewne
___
Dziś noszę - a raczej nosiłam - to, o czym powyżej.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.flickr.com/photos/42615849@N08/galleries/72157626361148788


* * *
Pamiętajcie o pomocy Fundacji Centaurus! Oskar, Milka, Korek, Ptyś i inni liczą na nas!

5 komentarzy:

  1. Ileż ja pokładałam nadziei w tym zapachu! Ale moje odczucia sa identyczne niestety, początek piękny a potem nijakie "cuś". Poszukiwania idealnego wetiweru trwają nadal ...

    OdpowiedzUsuń
  2. No, ja akurat nie pokładałam, ale byłam mile zaskoczona obecnością próbki w liście. ;) :*
    Poszli na łatwiznę, co boli tym bardziej, ze otwarcie naprawdę było intrygujące.
    Idealny? Wszak to Fumidus! ;)
    Przy okazji: znasz może kobiecą wersję Vetiveru od Guerlain?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobiecą? Nawet nie wiedziałam o istnieniu takowej :) Znajdę w selektywnych perfumeriach?
    Ja się spodziewałam sporo, bo RdV był bardzo chwalony na NST, a tu taka kicha. No fakt, Fumidus genialny, niestety wywołuje u mnie napadowe bóle głowy :D Wetiwer Villoresiego jest bliski ideału, ale za dużo w nim patchouli, ostatnio wąchałam jakiś limitowany Yosh i chyba kupię flachę, ale muszę go ściągnąć z lucky, co trochę komplikuje sprawę ;) Nie mam specjalnie czasu na organizowanie zbiorowych zakupów, a 40$ za przesyłkę trochę jednak odstrasza.
    I zapomniałam o moim ukochanym gorzkim Victrixie, ale to zupełnie inny rodzaj wetiweru jednak ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama też niedawno to odkryłam. Chyba nie, przynajmniej nie u mnie. :)
    Współczuję Ci z powodu Fumidusa; ale trudno! Był chwalony? Nie pamiętam, najwyraźniej nie dotarłam do NST. :)
    Całej opisanej przez Ciebie reszty jeszcze nie obczaiłam, tzn. Villoresi gdzieś kiedyś był w próbce, ale nawet nie jestem pewna. ;)
    Victrix to raczej liść laurowy i dużo mroźnego wiatru. Za to piękny bez dwóch zdań.

    OdpowiedzUsuń
  5. Victrix na mnie to gorzkie pokrzywy i wetiwer zielony + laur właśnie.
    Jak ściągnę tego Yosha to Ci prześlę próbasa.
    A Fumidusa uwielbiam ale tylko nadgarstkowo niestety, bo oprócz bólu głowy powoduje jeszcze niezłe zdziwienie wśród współpracowników :D
    Musze poszukać tego Guerlain'a, bo męska wersja wetiweru jest naprawdę ciekawa. Będziesz damskiego opisywać na blogu?

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )