Trzeba wstać skoro świt, albo nawet jeszcze wcześniej i jechać gdzieś [np. na obrzeża miasta, jak w przypadku Wrocławia i okolic ;) ], do zimnej hali, po której należy pomykać pchając przed sobą sporych rozmiarów wózek-platformę.
Ten zaś z czasem robi się coraz cięższy, coraz bardziej załadowany, coraz bardziej pachnący. :)
Witajcie na targu florystycznym!
To dzięki niemu Wasze ulubione kwiaciarnie, restauracje, hotele etc. co rano mogą wypełnić się upojnym aromatem świeżych roślin. Dzięki producentom i dostawcom kwiatów pachną nasze domy i inne pomieszczenia, na co dzień i od święta.
Zwłaszcza od święta. :)
Jest jedno pachnidło, które przywodzi mi na myśl aromat dnia świątecznego, tę nietypową mieszankę eterycznego kwiecia, z różami i lilią na czele, owoców, pudru, potu, wilgoci starych murów i ozonowego suchego gorąca, wprawionego w ruch tanecznymi szaleństwami tłumu. Zapach blichtru, eleganckich strojów, emocji niczym za kulis premierowego spektaklu. Zapach uroczystości ślubnych. Nie ślubu jako takiego, nie perfum panny młodej czy przejętych wydarzeniem gości, lecz samych przygotowań, urywków rozmów, emocji, działań; odzwierciadlający zachowania zaangażowanych w przedsięwzięcie bohaterów drugiego planu, na przykład konsultantów ślubnych.
Ten zapach to Badgley Mischka.
Konsultantów albo ich podwykonawców, wszak podstawowa woda duetu amerykańskich kreatorów to na mojej skórze głównie bukiet z tysiąca kwiatów. :)
To kompozycja bogata, wysmakowana i efektowna; może nawet lekko efekciarska. ;) Mająca rzucić wszystkich na kolana, prowokować do zadawania pytań o nazwę, zadziwiać, zachwycać. Zupełnie jak szczudlarze, płatki róż i białe gołębie, czekające na państwa młodych oraz ich gości opuszczających budynek, w którym małżeństwo zostało zawarte. Sztuczne, kiczowate, rozkosznie bzdurne - to wszystko prawda; ale również lekkie i budzące uśmiech, trafiające w szerokie gusta estetyczne, jakkolwiek pozbawione przaśnej dosadności.
Identycznie zachowuje się Badgley Mischka: podoba się wszystkim, choć trzyma się z dala od wsiowej estetyki czy ludowej wersji dobrego humoru. Życie niby takie jak zwykle, ale jakże inne; obserwowane przez "powiększający kalejdoskop". :)
Teatralizacja, której wszyscy potrzebujemy. Elastyczność obrzędów i zwyczaju weselnego.
BM, powstałe w hołdzie dla amerykańskiej Fabryki Snów lat 30. i 40. minionego stulecia, tego Złotego Wieku Hollywood, odzwierciedla także opisaną wyżej sytuację. Równie zjawiskowe, co legendarne diwy i najsłynniejsi amanci srebrnego ekranu, choć też identycznie niedoskonałe, zapatrzone w siebie, iluzoryczne. Zwykłym obywatelom jednako bliskie i tak samo dalekie.
W końcu cóż złego jest w tym, że raz na jakiś czas mamy chęć poudawać kogoś zupełnie innego? Kogoś, kim nigdy nie byliśmy, nie jesteśmy i, jak wszystko wskazuje, raczej nie będziemy? :)
Dlaczegóż czasem nie pobawić się w teatr z przeszło setką statystów, sobie przydzielając główną rolę?
Choć mnie obce są podobne zapędy, jestem w stanie je zrozumieć. I naprawdę nie mam nic przeciwko nim [oczywiście, o ile teatrzyk nie oznacza konieczności zadłużenia państwa młodych bądź ich rodziców]. :) Statystowanie czy pośledniejsza rola w czymś takim bywają męczące, ale na krótką metę dość ożywcze. Krótką, czyli najwyżej kilkugodzinną; nie przez całą noc i dłużej. ;)
Szczęśliwie Badgley Mischka nie przyczepia się do mojej skóry na tak długo.
Po prostu umila mi czas spokojnym, szykownym glamour, skrząc na skórze niczym tańczący w promieniach słońca brokat. Wspaniały szypr, łączący najlepsze 'gatunkowe' tradycje klasyczne z nowoczesnymi. W początkach ostry, owocowo-kwiatowy, soczysty, zielony i odurzający, mieniący się aromatami odświeżającego i zimnego targu florystycznego.
Po pewnym czasie kompozycja ogrzewa się, nieco matowieje, odpoczywa w cieniu. Wówczas główną rolę grają wonie ciężkich, zmysłowych kwiatów, jak biała róża, piwonia, jaśmin, otaczających ludzką sylwetkę lekkim, zwiewnym szalem w ciemnym kolorze. To czas przygotowań.
Dopiero w finale można wyczuć więcej słodyczy, łagodne nuty zwierzęce (piżmo, ambra), suchy i czekoladowy puder z paczuli, nieco sypkich egzotycznych przypraw. Smakowitym dodatkiem są kremiste, okrągłe nuty drzewne; przede wszystkim sandałowiec we wcieleniu znanym z Sensuous. Jest szykownie, gładko, aksamitnie. Zapach Prawdziwej Damy, nawet takiej jednodniowej. ;)
Rok produkcji i nos: 2006, Richard Herpin
Przeznaczenie: elegancki, świetnie skrojony zapach, stworzony z myślą o kobietach, ale myślę, że od testów mężczyznom piersi nie wyrosną. ;P O dość dużej mocy, idealny na Bardzo Ważne Okazje.
Trwałość: od sześciu do ponad dziesięciu godzin
Grupa olfaktoryczna: szyprowo-kwiatowa (i owocowa)
Skład:
Nuta głowy: liście czarnej porzeczki, brzoskwinia, owoce jagodowe
Nuta serca: osmantus, piwonia, jaśmin
Nuta bazy: chiński cynamon, piżmo, ambra, drewno sandałowe, paczuli
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.newcoventgardenmarket.com/flowers/guide-to-flower-market
2. http://www.honeyem.co.uk/index.php?why_choose_honey_event_management
3. http://www.professionalflorist.co.uk/article-583-summer-weddings-at-new-covent-garden-market/
Ha! Kolejna rzecz, której nie znam. Oczywiście żal luki w wykształceniu, ale kiedy tak czytam, to myślę, że i tak nie będzie mi się podobał...
OdpowiedzUsuńWydaje się, że nuty brzmią lepiej, niż sam zapach.
Hm.. kfiatkuf i ofockuf pan Herpin i jego zleceniodawcy nie pożałowali. :) Więc możliwe, że miłością byś nie zapałała. Choć w recenzji zapomniałam wspomnieć o nucie gorącego żelazka, która czasem przebija się w bazie; lecz to trochę za mało "dziwności". :)
OdpowiedzUsuńNuty brzmią lepiej, niż zapach? Ech, mnie się wydaje, ze jest dokładnie na odwrót: nuty "takie se", natomiast zapach zaskakująco przyjemny.
Nuta gorącego żelazka?? Noż, Ty naprawdę jesteś Wiedźmą! A mianowicie wiesz, jak skusić... inną Wiedźmę. :)))
OdpowiedzUsuńHłe hłehłe hłehłe! Ihihihiihihii!
OdpowiedzUsuńBuahahahaha!
Zły złego zawsze pozna, co nie? :)