Dziś będzie o Route du Vétiver marki Maître Parfumeur et Gantier. Postanowiłam, kiedy tylko zwlekłam się z łóżka [kiedy idę spać około trzeciej w nocy, następnego dnia z łóżka mogę się tylko zwlec ;) bez różnicy, która aktualnie jest godzina]. Zaraz też napadły mnie wątpliwości, które gdaczą mi nad uchem nawet w tej chwili. No właśnie.
Czy jest o czym pisać? Czy Route du Vétiver zasługuje na osobną notkę?
Dobre pytanie. :)
Zapach, który jest częścią firmowej kolekcji podróżniczej a do tego nosi dumną nazwę Wetyweriowego Szlaku (mniej więcej.. ;) ) zdaje się gwarantować nie byle jakie doznania. Chemicznych popłuczyn raczej nie powinniśmy tu znaleźć.
I nie znajdujemy.
Co nie znaczy jednak, że kompozycja godna jest honorowego miejsca kolekcji perfumomaniaków. Taką mogłaby być, gdyby nie kilka szczegółów. Najważniejsze z nich to: Encre Noire pour Homme Lalique, Le Vétiver od Lubin, Coeur de Vétiver Sacré, Bois d'Ombrie, Chaman’s Party, nawet Molecule 03! Oraz parę innych, których nazwy chwilowo wypadły mi z głowy. :) Zwęglona wetyweria po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci, ..., po raz pięćdziesiąty ósmy; sprzedane! Sprzedane! S-prze-da-ne! [błędna sylabizacja nie jest pomyłką ;) ]
Jest ładna, trudna w odbiorze, nasycona i pełna głębi, ale na litość Zeusa, nie w takiej częstotliwości, a już na pewno - nie jako główna bohaterka!
Gdybyż chociaż Route du Vétiver chciało zachować konsekwentny, typowy dla siebie, styl! Niestety. Zimna, ostra i transparentna woń starej apteki, nieodmiennie zachwycająca w otwarciu, po kilkunastu lub kilkudziesięciu
Wetyweriowy Szlak nie zachwyca. Najwyżej intryguje w pierwszej fazie rozwoju. A potem - nic. To samo. Znów. Nuda. Droga na Ostrołękę. ;)
Podobno najgorzej jest być letnim. (albo letnią)
Rok produkcji i nos: 1988, Jean Laporte
Przeznaczenie: zapach raczej uniseksualny, przychylający się ku męskiej stronie szali. O niskim stopniu emanacji, efektowny choć może być postrzegany jako kontrowersyjny w odbiorze (przez niewyćwiczone nosy). Dla ortodoksyjnych miłośników wetywerii lub groupies którejkolwiek z wymienionych wyżej kompozycji. ;>
Trwałość: około siedmiu godzin
Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna
Skład:
wetyweria burbońska, czarna porzeczka (?), piżmo, jaśmin, drewno sandałowe oraz inne nuty drzewne
___
Dziś noszę - a raczej nosiłam - to, o czym powyżej.
P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.flickr.com/photos/42615849@N08/galleries/72157626361148788
* * *
Pamiętajcie o pomocy Fundacji Centaurus! Oskar, Milka, Korek, Ptyś i inni liczą na nas!
Ileż ja pokładałam nadziei w tym zapachu! Ale moje odczucia sa identyczne niestety, początek piękny a potem nijakie "cuś". Poszukiwania idealnego wetiweru trwają nadal ...
OdpowiedzUsuńNo, ja akurat nie pokładałam, ale byłam mile zaskoczona obecnością próbki w liście. ;) :*
OdpowiedzUsuńPoszli na łatwiznę, co boli tym bardziej, ze otwarcie naprawdę było intrygujące.
Idealny? Wszak to Fumidus! ;)
Przy okazji: znasz może kobiecą wersję Vetiveru od Guerlain?
Kobiecą? Nawet nie wiedziałam o istnieniu takowej :) Znajdę w selektywnych perfumeriach?
OdpowiedzUsuńJa się spodziewałam sporo, bo RdV był bardzo chwalony na NST, a tu taka kicha. No fakt, Fumidus genialny, niestety wywołuje u mnie napadowe bóle głowy :D Wetiwer Villoresiego jest bliski ideału, ale za dużo w nim patchouli, ostatnio wąchałam jakiś limitowany Yosh i chyba kupię flachę, ale muszę go ściągnąć z lucky, co trochę komplikuje sprawę ;) Nie mam specjalnie czasu na organizowanie zbiorowych zakupów, a 40$ za przesyłkę trochę jednak odstrasza.
I zapomniałam o moim ukochanym gorzkim Victrixie, ale to zupełnie inny rodzaj wetiweru jednak ;)
Sama też niedawno to odkryłam. Chyba nie, przynajmniej nie u mnie. :)
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci z powodu Fumidusa; ale trudno! Był chwalony? Nie pamiętam, najwyraźniej nie dotarłam do NST. :)
Całej opisanej przez Ciebie reszty jeszcze nie obczaiłam, tzn. Villoresi gdzieś kiedyś był w próbce, ale nawet nie jestem pewna. ;)
Victrix to raczej liść laurowy i dużo mroźnego wiatru. Za to piękny bez dwóch zdań.
Victrix na mnie to gorzkie pokrzywy i wetiwer zielony + laur właśnie.
OdpowiedzUsuńJak ściągnę tego Yosha to Ci prześlę próbasa.
A Fumidusa uwielbiam ale tylko nadgarstkowo niestety, bo oprócz bólu głowy powoduje jeszcze niezłe zdziwienie wśród współpracowników :D
Musze poszukać tego Guerlain'a, bo męska wersja wetiweru jest naprawdę ciekawa. Będziesz damskiego opisywać na blogu?