czwartek, 18 sierpnia 2011

Pegaz dęba

Niestety, i tym razem oszczędzę Wam zachwytów, zaś o rozkosznym absurdzie - który zdaje się sugerować tytuł - nawet nie ma co marzyć. "Pegaz dęba" czyli Pegaz, który się znarowił. Nie mityczny zdobywca Olimpu, lecz śmieszna mała istotka, o emocjonalności oraz intelekcie najwyżej trzyletniego dziecka. Może i wyglądającego uroczo, ale nadal śmierdzącego mlekiem i ubrudzoną pieluchą.

Śliczne małe Pegaziątko. ;)
Gdyby formuła Pegaso marki Etro dziwnym zrządzeniem losu trafiła w ręce naczelnego perfumiarskiego kompozytora marki należącej do potomków pewnego szacownego rodu paryskich siodlarzy, spokojnie mogłaby zostać przygarnięta, zaakceptowana, przerobiona na pachnidło, zabutelkowana w kolejny zielonkawobłękitny flakon i rozesłana do perfumerii całego świata pod nazwą Le Jardin du Mont Olympe. ;>
Nawet świetnie się składa, ponieważ Olimp znany jest także jako park we francuskim mieście Charleville-Mézières, będącym stolicą regionu (powiatu) Szampania-Ardeny. Tak więc w poszukiwaniu skrzydlatego rumaka decydenci Hermèsa razem z J-C.E. nie musieliby nawet opuszczać kraju. Co stanowi spore ułatwienie. ;)

I problem z głowy; nie trzeba wymyślać nowej formuły, nawet koncept marketingowy też się znalazł! Żebyście tylko nie pomyśleli, że z kogokolwiek się nabijam. :) Nie nabijam się, naprawdę.

Po prostu Pegaso od początku do końca pachnie, jak słynne Hermèsowe Ogródki; te jednojajowe wieloraczki, których nader często - bez podpowiedzi w postaci odpowiedniego napisu na flakonie czy próbce - kompletnie nie potrafię rozróżnić. Kubek w kubek identyczne; o powierzchowności jak spod kalki, różniące się jedynie osobowościami [choć niezbyt jaskrawo]. Pegaz to po prostu piąta, jeszcze nie powstała, część serii. :) Zaginiony w dzieciństwie brat, niczym z jednego z transoceanicznych telewizyjnych tasiemców. ;)

Mnóstwo ziół z bazylią i kolendrą na czele, skórzana, lekko słona bergamotka, przejrzyste neroli, sucha cytryna, cedr, zmydlony irys i ten charakterystyczny, ascetyczny chłód. Gdyby kompozycji ująć późniejsze akcenty ciepłe w postaci żywicy i pieprzu, z pozostawić jedynie dokładnie przystrzyżone labdanum wyszedłby klon współczesnych dokonań pana Elleny. Bo tak normalnie, omawiana mieszanka pachnie jak wcześniejsze jego dzieła, od Eau de Campagne począwszy na Déclaration kończąc. Jest w Pegazie za to spora szczypta sławnego Terre.
Jak również słaba trwałość i kiepska moc.

Kompletnie nie-moja bajka.

I teraz powiedzcie, proszę: kto zrobił te perfumy?? Napisał formułę, wymieszał składniki?
Etro na ten temat milczy, za to ja mam pewną teorię... ;)

Rok produkcji i nos: 2009, ?? Alberto Morillas

Przeznaczenie: typowy, niekoniecznie nudny letni świeżaczek typu uniseks. Dla miłośników perfumiarskiego ascetyzmu, na wszelkie okazje. Dość bezpieczny i przewidywalny, bliski skórze (choć nie na każdym).

Trwałość: identyczna, jak przy "pozostałych" Ogródkach - około pięciu, może sześciu godzin

Grupa olfaktoryczna: świeżo-drzewna (i aromatyczna)

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, neroli, cedrat
Nuta serca: irys, czarny pieprz, bazylia
Nuta bazy: drewno cedrowe, labdanum, benzoes

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://disney-clipart.com/Hercules/

4 komentarze:

  1. Ożesz, znów mnie zaskoczyłaś!
    Ogródki na Tobie się od siebie nie różną? Nawet Monsunowy?! Ojacie!
    A Pegaso podoba mi się mniej, niż ogródki. Wąchałam dawno i nie pamiętam już, co mnie w nim wkurzało, ale coś było.
    Ależ naświetliłam swój pukt widzenia konkretnie. Nie ma co!

    OdpowiedzUsuń
  2. Też jestem zaskoczona, że Ogródki...;) Znam trzy, a może to efekt placebo...W sensie: oni piszą, że to monsunowy, to ja sobie wyobrażam nie wiadomo co? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedzmo twórcą zapachu jest Alberto Morillas
    pozdro
    J

    OdpowiedzUsuń
  4. Sabbath - to nie do końca jest tak. One się nieco różnią; tylko, że zazwyczaj bez sugestii producenta nie potrafię powiedzieć, czym zazwyczaj pachnę. :) Chyba, że jest to Śródziemnomorski, którego warzywną nutę jeszcze kojarzę. ;) Z całą resztą jest tak, że coś 'śmierdzi' bardziej, coś mniej ale co jest co - tego już "sama z siebie" nie wykrzeszę.
    E, ja Cię zrozumiałam bez problemu. :)

    Darla - naprawdę nie wiem. Może to jest kwestia indywidualnych preferencji..? Są ludzie, dla których Piątka Chanel tu chmura duszących, toksycznych aldehydów i nie widzą różnicy między nią a np. starszymi zapachami od Estée Lauder. I mnie to przekonuje: wcale nie muszą mijać się z prawdą.
    Natomiast ja nie znoszę świeżaków i innych "lajcików projekcyjnych", więc często nie czuję między ich przedstawicielami szczególnych różnic. Może to tak właśnie działa?
    A sugestie przy odbiorze perfum to praktyka banalna: wszyscy szukamy bezpiecznych punktów odniesienia, czyż nie? :) I wszystkich nas to dotyka, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Tak myślę. :)

    Jarku - no to teoria się rozkwasiła. ;) Dziękuję za informację!

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )