środa, 17 sierpnia 2011

Czekolada w środku lata

Kiedy sierpień spadł nam na głowy, nabrałam ochoty na tony lejącej się słodyczy. Mocnej, gęstej, upojnej. Lecz czy można się temu dziwić?
W końcu badania naukowe mówią, iż średnio jedenaście na dziesięć osób deklaruje miłość do czekolady. ;)
Czemu na zakończenie postaram się dać wyraz nieco bardziej namacalny. :)

Jednak póki co trzy perfumowe wcielenia ukochanego smakołyku.


Jak sama nazwa wskazuje, Delicious Chocolate od Gale Hayman - będąc perfumowym łasuchem - po prostu nie można nie polubić! ;)
Słodkie, przestrzenne i podejrzanie lekkie pachnidło uderza wprost do głowy w ujmująco prostolinijny sposób. Niczego nie udaje, nie bawi się w budowanie muru z wydumanych teorii marketingowych; po prostu jest. Proste, zacne, uśrednione pod gusta możliwie jak najszerszej publiczności (co jednak, w tym przypadku, trudno potraktować jako zarzut).
DC nie wychyla się w żadną stronę, a jedynie mieni się czarująco, otacza aksamitną skórką brzoskwini i śliwek okolonych bukietem z utemperowanych róż i jaśminu, które pozbawiono ich słynnej killerowatej mocy oraz ułożonych na posłaniu z piżma i ambry, udrapowanych wokół stelażu ze śmietankowych nut drzewnych (sandałowiec? gwajak? szczypta cynamonu rodem z Musc Ravageur?). Lecz od początku do końca kompozycja jest peanem na cześć słodyczy: nieco galaretowatych, chrzęszczących pod naciskiem zębów waniliowych ziaren oraz zmysłowej czekolady, początkowo gorzkiej i sypkiej, z czasem coraz delikatniejszej, wpadającej w akordy mlecznej tabliczki z nadzieniem owocowym.
Błogo i prosto, nawet pomimo wyzierającego tu i ówdzie zmydlonego piżma. Ono nie męczy, lecz nadaje całości co nieco życia. Niczym wpleciona w dialog niewielka dawka sarkazmu. :)

Czymże jednak jest, choćby i najbardziej smakowita, tabliczka czekolady z jednej z wielkich fabryk, wobec szalonej, wysokogatunkowej uczty dla wszystkich zmysłów człowieka? Wobec na poły erotycznego artyzmu?


Tym właśnie okazał się dla mnie zapach-legenda, najpopularniejsza nad Wisłą część limitowanej serii Love Frills. Wiadomo już, o czym teraz będzie? ;)
Oczywiście. :) Dark Extacy marki La Perla, spontaniczna, grzeszno-grzeczna rozkosz we flakonie, prosto od twórców luksusowej kobiecej bielizny.
Zapach jednoznacznie słodki w sposób, którego nie umiem opisać słowami. To trzeba po prostu poczuć! :) Także świeży, ale w stylu, który nie robi na mnie nawet ułamka złego wrażenia; sypka, nieco pudrowa gorzka czekolada oblepia ludzką skórę nieomal z prędkością światła, w szalonym tańcu łącząc się z wanilią, lukrecją, nugatowym kremem. Gdzieś na horyzoncie majaczy konfitura z płatków róży, otoczona przez ramy z jeszcze jednego kremowego, tłustawego drewna.
W miarę upływu czasu całość zaczyna wibrować i wzbijać się ku niebu, przeistoczona w aromat... truskawek w czekoladzie! Poważnie, jak Was lubię! Całe opisane towarzystwo wpada do blendera, skąd wyłazi jako unurzane w czekoladzie, soczyste truskawki. Czyż trzeba nam słodkiej rozkoszy większej nad truskawki w czekoladzie? ;) Toż to połączenie doskonałe!
Doskonale słodkie, doskonale wytrawne, doskonale soczyste, jak i doskonale suche.

Kiedy jednak pościelowa przyjemność to dla naszego spragnionego słodyczy nosa trochę za dużo, zawsze możemy skusić się na jeszcze jedną, również skazaną na banicję, perfumeryjną czekoladę.


Sephora jako marka własna stworzyła swego czasu kilka interesujących zapachów: słynną waniliową serię, Green Connection czy Brown. Bodaj wszystkie zostały całkiem wycofane lub przynajmniej opuściły polskie granice. [choć po prawdzie to i dostępne obecnie kompozycje, zamknięte w dziesięciolilitrowych perfumetkach do wód złych nie należą; bodaj każda może się podobać] Cóż, prawa rynku są nieugięte. Wszystko, co nie zyskało powszechnej miłości w przeciągu miesiąca od premiery, musi odejść. Bez wyjątków.

Ta zasada dotyczy również wspomnianego wyżej Brown, czyli puchatego, pastelowego i upudrowanego jadalniaka. Kompozycja podobno potrafi wyrywać z butów, działając jak zastrzyk skondensowanych endorfin.
Żałuję, ale nie dane mi było poznać tego oblicza Brown. Wiem, że jest urocze, dziewczyńskie z akcentem na podlotkowate, proste, sypkie, słodkie, unoszące się w powietrzu niczym amorki na obłoczku. ;) Wyczuwam orzechy laskowe, deserową czekoladę i całą wiąchę wanilii. Gdzieś w tle majaczy delikatnie musujący, słodko-cytrusowy akcent; wyraźny o tyle, że rejestrowany przez moje prywatne olfaktoryczne radary: wiem, że coś jest, ale nie umiem określić, co dokładnie.
Czekoladowo-nugatowy puder plus wanilia; nie jest źle, choć mogłoby być dużo lepiej. Jego słodycz nie zabija, lecz dyskretnie umila upływający czas.
W sumie nie narzekam. :)

Gale Hayman, Delicious Chocolate

Rok produkcji i nos: 2007, ??

Przeznaczenie: miły, dzienno-wieczorowy zapach dla kobiet, miłośniczek czekolady i owoców. Dość wyraźny, o żywym charakterku i przeciętnej emanacji.

Trwałość: około siedmiu godzin, choć często krócej

Grupa olfaktoryczna: gourmand-owocowa

Skład:

bergamotka, brzoskwinia, śliwka, jaśmin, róża, meksykańska czekolada, wanilia, piżmo, ambra, nuty drzewne

La Perla, Dark Extacy

Rok produkcji i nos: 2007, ??

Przeznaczenie: gorący, sugestywny i szalenie słodki zapach dla pań [choć testy polecam także mężczyznom :) ]. O znacznej sile rażenia, choć przy bliższym kontakcie mieszanka traci na wyrazistości; na wszelkie okazje.

Trwałość: w granicach dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalno-waniliowa (i gourmand)

Skład:

wanilia, lukrecja, róża, nugat, czekolada, nuty drzewne


Sephora, Brown

Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: bezpieczny, pudrowy i bardzo bliski skórze zapach dla kobiet. Świetny w towarzystwie ulubionych ciuchów w dzień wolny od wszystkiego. :)

Trwałość: od czterech do sześciu godzin

Grupa olfaktoryczna: gourmand-orientalna

Skład:

wanilia, krem kasztanowy, praliny, słodka pomarańcza
___
Dziś noszę Arpège od Lanvin.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.allposters.pl/-sp/Chocolate-Cream-Cinnamon-plakaty_i2548271_.htm
2. http://ghassandeeb.com/dessert/jc-chocolate-caramel-sauce-with-strawberries/
3. http://loovingfreedom.blogspot.com/2011/03/chocolade.html


* * *

A teraz obiecane "namacalne" zakończenie. :)

Długi weekend pachniał i smakował u mnie Ciastem marchewkowym z czekoladą.
Oto przepis:



Na 6 lub 8 porcji:
masło (do smarowania)
5 jajek
150 g drobnego cukru
150 g mąki (dodałam przesianą z jedną łyżeczką proszku do pieczenia)
40 g kakao w proszku
175 g marchewek, obranych, drobno startych i odciśniętych z soku
50 g orzechów włoskich, posiekanych (miałam migdały)
2 łyżki oleju kukurydzianego (miałam słonecznikowy)

krem:
350 g półtłustego białego sera (może być taki z wiaderka)
175 g cukru pudru
175 g mlecznej czekolady, stopionej

Sposób przygotowania:
Jajka z cukrem przełożyć do dużej miski umieszczonej nad rondlem z gotującą się wodą i ubić na kogel mogel [pominęłam; od czego robot z dużą ilością ustawień obrotów? ;) ].
Zdjąć miskę z ognia, dodać mąkę przesianą z kakao, dokładnie wymieszać (na niskich obrotach robota kuchennego). Następnie dodać starte marchewki, orzechy oraz olej i mieszać, aż wszystkie składniki dobrze się połączą.

Tortownicę o średnicy 20 cm wysmarować masłem i wyłożyć pergaminem. Przelać do niej masę i piec 45 minut w piekarniku rozgrzanym do temperatury 190 st. C. Wyjąć z piekarnika i wystudzić, po czym przeciąć na dwie warstwy.

Biały ser utrzeć z cukrem pudrem (można dorzucić łyżeczkę cukru z prawdziwą wanilią), dodać stopioną czekoladę i ubijać aż powstanie gładka masa. Warstwy ciasta przełożyć połową kremu, a resztę rozsmarować na wierzchu i uformować fantazyjne kształty za pomocą noża. Schłodzić w lodówce lub podawać natychmiast.

Smacznego! :)

Przepis pochodzi z książki Przysmaki z czekolady wydawnictwa Parragon, przeł. Ewa Kleszcz, s. 124.

6 komentarzy:

  1. O losie, świetnie wygląda to ciasto ! A ja na diecie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Matkobosko, ja przepraszam! ;) Ja nie chciałam, nie wiedziałam... ;)) :D
    Dziękuję za miłe słowo, kiedy tylko zobaczyłam ten przepis, wpadłam niczem śliwka.
    [piszę, jak Król Julian ;)]

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie szkodzi, ale więcej nie otworzę tej recenzji, nie jestem masochistką...:(

    :D

    OdpowiedzUsuń
  4. o Matko Bosko Częstochosko!
    recenzja tak sugestywna, iż normalnie zaśliniłem ekran:)
    wow!ile bym dał ,aby tam być (3 zdjęcie)
    :D
    a przepis to już niestety wyższa szkoła jazdy.
    nie wiem jakbym się starał, to i tak nie wyjdzie jak na zdjęciu:(
    pozdrowienia ślę

    OdpowiedzUsuń
  5. zgodzę się również z tobą, iż zapachy Sephora do złych nie należą.
    niestety nie znam wyżej wymienionego
    a z waniliowej serii jedynie vanille patchouli,którą polecam jak najbardziej!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo Ci dziękuję. :) Nie wiem, czy zauważyłeś, ale te czekoladowe fontanny są schowane za szybą. ;) Więc można liczyć najwyżej na podglądactwo.
    Ciasto to tylko pomysł na zakończenie opinii, no i chęć podzielenia się przepisem (prostym skądinąd), nie wyzwanie rzucone Czytelnikom. :) Ale zawsze możesz skoczyć do ulubionej cukierni. ;P
    Znam prawie wszystkie Wanilie, a te z paczuli i czekoladą bardzo lubię. :) Miłe i apetyczne.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )