Do dzieła więc!
Maria Candida Gentile, Exultat
Bardzo ładne, pudrowe kadzidło; a kiedy piszę "pudrowe kadzidło" mam na myśli coś bardzo kadzidlanego oraz bardzo pudrowego jednocześnie, z wyraźną przebitką słodyczy oraz drzewnymi rysami w podstawie. Dużo pudrowej słodyczy, osypującej się na pomarańcze, mandarynki oraz cedrat. Kiedy zapach ogrzewa się, kadzidło jeszcze bardziej zyskuje na znaczeniu: słodko-rumiankowe, kościelne, wzniosłe, kobiece. Gdyby kobiety mogły być kapłanami kościoła rzymskokatolickiego, to może właśnie tak pachniałyby podczas najbardziej uroczystych obrzędów...?
Ciekawa, niebanalna rzecz.
Skład:
pomarańcza chińska oraz gorzka, limonka, olibanum, kwiaty i liście fiołka, wetyweria, drewno cedrowe oraz inne nuty drzewne
Maria Candida Gentile, Sideris
Wracając do wątku kobiety-księdza: a może pachniałaby raczej w ten sposób? Choć Sideris to przecież kompozycja znacznie bardziej uniseksowa, aniżeli Exultat.
Na pewno mniej banalna i choć kadzidlana - to jednak inaczej. Bez olibanum (a przynajmniej ze znacznie zmniejszoną dawką), za to otulone sporymi dawkami mirry oraz benzoesu, lekko karmelizującego się na skórze i nadającego całości delikatnie zamszowego sznytu. Jednak ważniejsze wydają się akordy jasnych, chłodno-obłych, pastelowych ziół, odrobiny pszczelego wosku a także złocistego, obudowanego budyniem szafranu (czyżby okrojonego na obraz i podobieństwo Safran Troublant od wiadomo-kogo...?). Im dalej
Całość okazuje się przyjemna, w oryginalny sposób złociście, seledynowo oraz dymnie pudrowa - a mimo tego nie potrafiłabym odróżnić od siebie Sideris i Exultat, gdybym nie wiedziała, który jest który.
Skład:
kadzidło, mirra, szafran, pieprz, labdanum, gojnik, benzoes, wosk pszczeli, drewno sandałowe oraz inne nuty drzewne
Roberto Cavalli, Nero Assoluto
Od kilku tygodni wyglądam za pachnidłem, które byłoby jednocześnie słodkie ale niekoniecznie deserowe, gęste dzięki nutom drzewnym albo żywicznym a przy tym zmysłowe. Naturalną koleją rzeczy zainteresowałam się więc niedawną premierą wspomnianej wyżej marki.
No cóż... dobrze jest! :D Rozpoczyna się gęstą, pyłkową słodyczą orchidei, już na wstępie mile wibrującą w nozdrzach, zdającą się zapraszać nas dalej. Tam już czeka słodkość ciemna i dymna, moje ulubione wcielenie wanilii; powiedziałabym nawet, iż flirtujące z niszą w stylu Eau Duelle Diptyque (albo Vanille Noire od Yves Rocher ;) ), gdyby nie wciąż żywe, syntetyczne akordy orchidei. Tak czy inaczej, an ciemnej wanilii zbliżamy się ku dokładnie wyszlifowanym hebanowym deskom, pachnącym jednocześnie smukłym żywicznym dymkiem oraz niemal spalonym miodem; a do tego ciemna wanilia z lekkim wspomnieniem storczyków w wygłosie.
Urocza, bliska skórze mieszanina o dosyć przeciętnej trwałości. Nero Assoluto co prawda nie jest "tym czymś", którego szukam, niemniej jest to krok w dobrym kierunku. :)
Skład:
orchidea, wanilia, drewno hebanowe
Roberto Cavalli, Oud Edition
Jakby kto pytał, jest to głęboki, nasycony oud. ;) W pierwszych sekundach po aplikacji buduje wrażenie, jakoby było mu blisko do zwierzęcych, wybitnie orientalnych kompozycji, jednak już po chwilce krystalizuje się, obudowuje złocistą ambrą oraz spalanymi żywicami i ustawia na tle gęstej słodyczy.
Później powraca złudzenie z otwarcia, przede wszystkim dzięki cudownej mieszance ciemnej, wędzonej skórzanej galanterii z bogatym, drapiąco pikantnym szafranem, jednak pachnidło unika jakichkolwiek deklaracji. Jest jednocześnie lizolowe oraz zwierzęce, zmysłowo-hedonistyczne oraz drapieżne.
W ogóle przypomina mi co najmniej kilka wyraźnie orientalnych kompozycji, od Oud Royal Armaniego przez Saffron Rose marki Grossmith (wyjąwszy różę ;) ) aż po kilka pachnideł marki Rasasi z szafranem i oudem jako nutami przewodnimi.
Oud Cavalliego nosi się genialnie, doceniam jego zamaszystość (zwłaszcza z początkowej fazy), lecz nawet ja zauważam, iż zapach faktycznie nie wnosi w nasz świat niczego nowego. Niemniej jednak poznać warto. :)
Skład:
mandarynka, szafran, kwiat pomarańczy, skóra, wanilia, kadzidło, oud, akord ambrowy
Tom Ford, Musk Collection: White Suede
Kiedy zachwycałam się lekkością oraz wdziękiem jaśminowych perfum z tej serii, dosyć mgliście pamiętałam opisywany właśnie zapach. Tymczasem to z niego jest najprawdziwszy duch, biała zjawa; stereotypowo wręcz niewinna oraz czysta.
Bo też i przymiotnik "czysty" jest pierwszym, jaki przychodził mi na myśl podczas wszystkich testów. White Suede przypomina mi aromat czystych, wyschniętych na letnim wietrze ubrań, założonych na lekko przepocone ciało; przy czym nie chodzi tu o pot obrzydliwy, wcale nie! To po prostu odrobinę tylko mocniejszy naturalny zapach czyjegoś ciała - może nawet małego dziecka, obficie potraktowanego pudrową zasypką. ;) Naturalność, radość, wdzięk, jasność, nienachalna projekcja oraz umiarkowana trwałość - to najbardziej podstawowe cechy tych perfum. Lekkie kwiaty, biała herbata, dyskretne zioła i przyprawy, jasny sandałowiec - to tylko komponenty.
A zamsz, wymieniony wszak w tytule...? Jest, schowany gdzieś tuż pod powierzchnią, spinający to wszystko w całość; a może wcale nie? Może tylko sugeruję się nazwą? Ot, zagadka. :)
W którą każdemu polecam zagłębić się osobiście.
Skład:
konwalia, róża, herbata, tymianek, szafran, olibanum, drewno sandałowe, ambra, piżmo, zamsz
___
Dziś Lamsa marki Arabian Oud.
Oud od Cavallego. Na plus, że bez róży. Nie pozostaje mi nic innego, jak przebiegnięcie przez jakąś Sephorę i wypróbowanie.
OdpowiedzUsuńNie powiem, jak wygląda moja lista oczekujących na recenzję, bo na samą myśl o niej robi mi się słabo. Nigdy się nie wyrobię, że tak kolokwialnie się wyrażę. Tym bardziej, że dość często zapachy spoza listy wpychają się do kolejki ;)
Nie wiem, jak w Niujorku ale w Plsce Oudu Cavallego w perfumeriach się nie uświadczy. Swoją próbkę mam od Dobrej Duszy. Lecz kiedy wziąć pod uwagę, że w polskich perfumeriach w ogóle jest mało co, myślę, że możesz sprawdzić. :)
UsuńTiaa.. mam tak samo. :] Już dawno pogodziłam się z myślą, że wszystkiego nie opiszę. Ba! Wszystkiego nie przetestuję tak intensywnie, jakbym chciała. I jak tu się dziwić, że ignoruję własne flakony? ;)
Do tego fantastyczne nowości nie ułatwiają sprawy, także prawda. :)
Oj zdziwiłabyś się, jak tu w Sephorach czasem nie ma w czym wybrać, kilka flaszek na krzyż. No ale nie ma się co zniechęcać, trzeba poszukać ;)
UsuńKiedyś czytałam, że Sephory w Stanach mają poważne kłopoty z przetrwaniem - ale to było chyba ze trzy lata temu. No ale cóż... tamtejszy rynek coraz głośniej gardłuje o szkodliwości perfum w życiu jednostek i społeczeństw ( ;) ) więc można powiedzieć, że sami sobie zgotował taki los. :> Niemniej jednak nie zazdroszczę amerykańskim miłośnikom perfum. Szczerze.
UsuńCo do Cavallego - ma u mnie ogromny kredyt dzięki Le Parfum. Dlatego kiedy zobaczyłam ulubiony kształt flakonika w czarnym kolorze, serce mi mocniej zabiło. Początek piękny - ale szybko złudzenie rozwiewa się jak sen złoty. I robi się... seforowo, nijako, banalnie.
OdpowiedzUsuńOuda nie znam - ale mam nadzieję, że C. nie dał plamy.
Oj tak, perfumy marki Cavalli w ogóle dobrze się kojarzą, nie tylko dzięki ostatnim dokonaniom. I prawda, b po pewnym czasie zapach robi się nijaki ale moim zdaniem nie jakoś skandalicznie. W ogóle jest lepiej niż gorzej; no ale to moja skóra, która zawsze potrafi doszukać się głębi w każdym cięższym pachnidle; nawet tam, gdzie wg większości nie ma jej wcale. ;)
UsuńMoim zdanie plamy stanowczo nie ma choć perfumy powinny zadowolić głównie oudofili. Ale.. to przecież my! ;)