poniedziałek, 16 grudnia 2013

Aleja pod Lipami

Niemcy mają hopla na punkcie lipy, drzewa oraz kwiatu. Daje się to odnotować nawet na przykładzie ichniej najprężniejszej perfumerii niszowej o jakże wdzięcznej nazwie Aus Liebe zum Duft gdzie, jak przyuważyłam, perfumy z akordem lipy w składzie były kiedyś specjalnie wyróżniane.
Nawiasem mówiąc, jest to jeden z moich ulubionych przykładów na związki kultury współczesnej, naznaczonej globalizacją oraz amerykańskim zidioceniem z magicznym myśleniem ludowym: wszak według germańskich wierzeń lipa jest drzewem świętym, gwarantującym długie oraz zdrowe życie. Co zresztą nie różniło Germanów od Słowian, gdyż i u nas twierdzono przed wiekami, że lipa w zagrodzie chroni zabudowania od uderzenia pioruna [co miało sens, kiedy wziąć pod uwagę, iż niejednokrotnie stanowiła najwyższy punkt gospodarstwa; zatem prawdopodobne, że kiedy pioruny waliły, to raczej w nią, aniżeli dom, stajnię czy stodołę] oraz pomaga wrócić do zdrowia [lecznicze właściwości lipowej herbatki znane są nie od dziś ;) ]. W czasach II Rzeczypospolitej liść lipowy był emblematem Związku Polaków w Niemczech. Lecz to drobiazg.
Chciałam tylko podkreślić znaczenie lipy dla naszych zachodnich sąsiadów. Czy z perspektywy powyższej wiedzy można dziwić się, iż niegdysiejszą główną arterię niemieckiej stolicy nie tylko obsadzono lipami ale też nazwano na ich cześć?

Właśnie o Unter den Linden opowiada bodaj najgłośniejszy w świecie perfumowych maniaków zapach niemieckiej marki April Aromatics, nawet zatytułowany na jej cześć.


Jaka zatem jest olfaktoryczna Unter den Linden?
Przede wszystkim delikatna oraz naturalistyczna. Nie licząc rozświetlających mieszankę, jakby nawodnionych cytrusów, składa się Aleja niemal wyłącznie z woni lipowego kwiecia.
Bez żadnej słodyczy, bez nut drzewnych, bez owoców, łąk ani moczarów; autorka nie oparła się właściwie tylko pokusie "zabrudzenia" kompozycji akordem ozonowej, intensywnie wiosennej magnolii, która w zestawieniu z charakterystyczną wonią lipy cała całość jednocześnie prostą, odrobinę kumarynową ale tez do pewnego stopnia trawiastą.

Kiedy perfumy krzepną, zauważam więcej cienia, mleczka ze świeżo rozgryzionych, zielonych, jeszcze niedojrzałych lipowych orzeszków - jednocześnie rześkiego, emulsyjnego, niosącego pierwszą zapowiedź smaku lipowego miodu. Bardzo to piękne oraz dosłowne doświadczenie, przenoszące mnie żywcem w przeszłość, kiedy jako kilkulatka regularnie uskuteczniałam opisaną w poprzednim zdaniu czynność. ;)
W miarę upływu czasu pojawia się więcej suchości, pyłku rozgrzanych letnim słońcem kwiatów, coraz wyraźniejszy akord pudrowy. Kiedy słabnie, Unter den Linden wydaje się ulatywać w przestworza jako duch ale jeszcze raz spogląda tęsknie za wielki, starym drzewem, pokrytym delikatnymi białymi kwiatuszkami.
Pachnidło równie proste, co wzruszające. Piękne urodą najbardziej niezwykłą ze wszystkich - naturalną. Oto minimalizm w sam raz dla mnie! ;)

Rok produkcji i nos: 2012, Tanja Bochnig

Przeznaczenie: ciepły zapach uniseksualny dla wszystkich miłośników lipy, lata oraz łagodnego naturalizmu. :) Bliski skórze ale cały czas utrzymujący wobec niej dystans [nic dziwnego, skoro w składzie brak elementów tworzących pomost między naszą cielesnością a strukturą perfum], wdzięczny oraz niezdolny zmęczyć chyba nikogo. I tylko w zimie słabnie...
Na każdą okazję, szczególnie wiosną i latem. :)

Trwałość: od czterech do troszkę ponad sześciu godzin
[aczkolwiek ostatnie dwie to wyłącznie ciche szemranie tuż przy skórze]

Grupa olfaktoryczna: chyba najpewniej aromatyczno-kwiatowa


Skład:

kwiat lipy, magnolia, cytrusy
___
Dziś Anioł Skórzany od Muglera.

P.S.
Pierwsza ilustracja to Berlin, Unter den Linden, czyli dzieło niemieckiego ekspresjonisty nazwiskiem Lovis Corinth, namalowane w roku 1922. Obraz zaczerpnęłam STĄD.

7 komentarzy:

  1. Mi się aleja Unter den Linden kojarzy z zapachem kawy, który w godzinach porannych lub popołudniowych opanowuje całą ulicę, począwszy od Wyspy Muzeów, aż po Bramę Brandenburską :)

    A tak nawiasem mówiąc, to uwielbiam tą niemiecką miłość do drzew i zieleni. Szczecin jest cały zielony, a najpiękniejsze parki(w tym park cmentarny) opanowane są przez platany. Czasem aż się nie chce wierzyć, że jest się w Polsce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to nie zawsze była Polska ;-) Potęga tradycji?

      Usuń
    2. Darla - no tak, współcześnie to kawę tam chyba prościej wyczuć niż lipy. ;)
      Podzielam i Twoją sympatię do naszej kochanej poniemieckiej zieleni. :) I zawsze ale to zawsze boleję nad kolejnym skwerkiem w mieście czy laskiem na wsi, oddawanym deweloperom tudzież innym biznesowym cwaniakom; może i dana gmina będzie miała z tego trochę więcej forsy ale za to pogorszy się subiektywna jakość życia mieszkańców tej okolicy.
      Na szczęście wciąż zieleni ci u nas dostatek. :)

      Anonimie/Anonimko - mnie się wydaje, że Darla od początku właśnie to miała na myśli. :)
      Jednak coś jest na rzeczy z tą tradycją... Myślę, że najpierw zaczęło się od przyzwyczajenia, opatrzenia we wszechobecnej zieleni a później sentyment do niej wnika w nas głębiej; przez osmozę. ;)

      Usuń
    3. Ostatnio w tramwaju byłam świadkiem rozmowy dwóch emerytek. Narzekały, że między dwupasmowymi jezdniami zrobili pas zieleni z drzewkami, trzeba było zrobić jeszcze jeden pas dla samochodów. Po co to komu?! : ) Widać, że u nas tej tradycji nie ma. A szkoda, bo kiedyś naprawdę ludzie zatęsknią za naturalnymi kolorami(nie banerów reklamowych) w miastach..Ja chyba już tęsknię.

      Anonimie - jako miłośniczka i dawniej mieszkanka Szczecina uznałam niemieckość tego miasta za tak oczywistą, że nie chciałam się wdawać w szczegóły :)

      Usuń
    4. Albo wycinanie drzew przy drogach, bo "zagrażają bezpieczeństwu" czyli, jak zwykłam mówić, retoryka w stylu: "panie władzo, jak boga kocham, przysięgam: drzewo na mnie wjechało!". :] Czyli druga strona medalu. Lecz przecież mamy i protesty mieszkańców osiedli, bo miasto pozwoliło deweloperowi wyciąć młodszą generację drzew - dzieci lokalnego pomnika przyrody (sprawa z ostatnich tygodni we Wrocławiu); czasu to oczywiście nie cofnie ale moim zdaniem sam protest (w radiu słyszałam wypowiedź jakiejś starszej pani) wiele mówi o sentymencie do roślinności.
      Co do banerów, to insza inszość. ;] Wrocław rozważa wprowadzenie od przyszłego roku zakazu zaśmiecania mini starówki, co ktoś od urzędników ratusza skomentował: "...ale z drugiej strony Stare Miasto stanie się wtedy mniej kolorowe". Kolorowe, dobre sobie! Ciekawe, czy ta osoba tak samo nie uważałaby za stosowne umyć paszczy dwulatka, który dopiero co skończył jeść barszcz i jagodziankę, "bo taki ładnie kolorowy"? ;>
      Ot, mentalność.

      Usuń
  2. Wąchałam parę zapachów rekomendowanych jako "lipowe" i powiem - lipa! Żaden z nich nie był nawet cieniem aromatu maleńkich, delikatnych kwiatuszków, obdarzonych bajkową, marzycielską wonią.
    Opisywanego nie znam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to u mnie jest zupełnie na odwrót: nie mam większych problemów, żeby lipę wyczuć. Kwiat, nie oszustwo (choć i oszustwo zidentyfikować czasem się zdarza). :)Lubię z zasadzie wszystkie pachnidła jakie do tej pory poznałam; tylko z Zetą Tauera mam mały kłopot, bo to lipa najmniej naturalistyczna ze wszystkich - a widać własnie tego odeń oczekuję.

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )